king13kula prowadzi tutaj blog rowerowy

moja jazda

Wpisy archiwalne w kategorii

Pieszo góry

Dystans całkowity:351.18 km (w terenie 53.05 km; 15.11%)
Czas w ruchu:117:37
Średnia prędkość:2.98 km/h
Suma podjazdów:9703 m
Suma kalorii:31554 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:12.11 km i 4h 12m
Więcej statystyk

Walentynkowe Karkonosze

  • DST 35.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 09:00
  • VAVG 15:25km/h
  • Kalorie 4000kcal
  • Podjazdy 1500m
  • Aktywność Chodzenie
Niedziela, 15 lutego 2015 | dodano: 16.02.2015

No nic - miał być weekend w Poznaniu na I Zlocie Szóstego Gracza i wspólne oglądanie all star weekend ale cóż...
moja pani by mnie zabiła za to, akurat musiały te dwie imprezy wypadać w ten sam weekend, a to dodatkowo nasze pierwsze wspólne walentynki i pół roku wspólnej egzystencji więc nie było opcji by uderzyć do Wielkopolski.

Więc od jakiegoś czasu planowaliśmy wspólną podróż do Karpacza w tym wejście na Słoneczniki, nigdy tam nie byłem a zawsze chciałem i na pewno jeszcze raz tam będę ale o tym później.

Pierwszy dzień po przyjeździe jest typowy odpoczynkowy, padło oczywiście na pewien basen w górnym Karpaczu, frajda jak zawsze, co tu dużo pisać relax pełną gębą. Tyle że mieszkaliśmy na samym zachodzie Karpacza więc ok. 12km w tą i z powrotem, dobrze poznaliśmy deptak :P Po wysiłku trzeba coś zjeść padło na ul. Olimpijską - knajpa U DUCHA GÓR,  dobre jadło, dobre porcje i fajna stylowa knajpa, dziwni kelnerzy, szczególnie nasz. Od razu założył że nie dam napiwku czy co, chciał ewidentnie czytać mi w myślach, mianowicie przyniósł rachunek i zaczął wydawać do 100zł nie licząc się z tym, że mogę dać 200zł lub wyliczoną kwotę. Nie wiedziałem co zrobić, wkurzył mnie tym i postanowiłem, że dam mu 100zł i niech spada, brak napiwku, zabrałem resztę :D, Ania lekko zła na mnie ale jakoś kelner od początku był lekko mówiąc dziwny. Potem Zapora na Łomniczce i koncert regge przy muszli koncertowej. Była muza, tańce i konkursy. Oczywiście zgarnięto nas do pierwszego konkursu może przez kolory mojej czapki kto wie, ludzie jacyś nieśmiali, więc za poprawność pytań zgarnęliśmy voychery na zestawy deserowe do knajpy. wróciliśmy lekko zmęczeni do pensjonatu, nazwa pokoju Z WIDOKIEM NA ŚNIEŻKĘ w ogóle oderwana od rzeczywistości :) same drzewa, chyba, że tak urosły. Obsługa spoko, starsza pani z którą łatwo się było porozumieć, dogadaliśmy się jak nazajutrz zostawimy pokój i rzeczy nasze, zapewniła nas, że już ciepło w pokoju - hehe nom termometru nie miałem ale do żaru tropików brakowało sporo, w łazience w ogóle ciepła nie zaznaliśmy, a pokrętła brak. Za to ciepłe bardzo kołderki.



Drugi dzień
Typowo górski wypad w góry. Szybko się zebraliśmy, śniadanko, małe zakupy po drodze i ciśniemy pod Kościół WENG - jak to moja mała specjalnie mówi. Przy skałach pierwszy kesz, szukamy za drewnianym posągiem, na czuja, pod skałami pełno ułożonych kamieni, ale nic z tego. Dalej pod górkę, stromo, między drzewami i skałami, jak walnięci z Anią biegamy, ludzie patrzą. Wreszcie z daleka coś dostrzegamy, dziwny pień z dziwną nakrywką - bingo, jest nasz, zeskok z murka na chodnik i lecimy dalej. Omijamy kilka keszy - następny na polanie. Masa ludzi przy WENGU, na szlaku do SAMOTNI też jeszcze tłumy, niektórzy zjeżdżają na czym się da, niegłupi to byłby pomysł. Do polany spokojnie dochodzimy, kesz namierzony w ciemno razem z Anią, wychylamy się za tablicę informacyjną i jest tubka, szybki wpis i lecimy w prawo, na Pielgrzymy. Przed nimi na prawo pierwsza wystająca mniejsza grupa skał KOTKI, gdzie się chwilę zatrzymujemy by szukać kesza ale bez powodzenia. Lecimy dalej. Pod Pielgrzymy moja Ania lekko wysiada, przerwa na skałach w promieniach słońca, w porównaniu do wczorajszego dnia dziś są piękne widoki na całą panoramę gór. W tym miejscu też szukamy kesza, śniegu po kolana, ale ktoś szukał przed nami i ślady zaprowadziły nas idealnie pod kesza. Problemy z wyjęciem ale się w końcu udało, wymiana geokretów. Ania sygnalizuje, że ma obawy i wątpliwości przed dalszą podróżą, jakoś ją przekonałem. Po wyjściu z pasa drzew ukazała nam się wspaniała panorama gór, widziałem, Śnieżnik i Ślężę. Śnieżne Kotły całe w śniegu. Słoneczniki idealnie na prosto i idealnie słońce za nimi, wiać zaczyna potwornie, na szczęście jesteśmy bardzo dobrze ubrani. Na szczycie szukamy dwóch keszy. Oba poszukiwania nie udane dlatego wiosną tu powrócę. Przy jednym zakopałem się po pachwinę w śniegu, przy drugim byłem na miejscu wskazanym przez spojler ale kesza brak, dziwne bo dzień wcześniej byli tam znajomi i znaleźli. Wiatr utudnia poszukiwania, po drugie już lekko przemoczeni powoli musimy planować powrót bo wysypało nam się auto znajomych, którzy nas podwieźli dzień wcześniej. Już wcześniej miałem zaplanowane ewentualne powroty pkp i pks więc było ok, tylko, że rzeczy mieliśmy daleko w pensjonacie, po które musieliśmy pójść a potem z powrotem na główną na autobus. Zejście ze Słoneczników na Polane a potem zielonym na Biały Jar, to tu nas mijał na plastikowych sankach ojciec z córką, jadąc szybko po lodzie, ledwo co zahamował przed przeszkodą. W centrum poszliśmy zjeść domowy obiadek, na przeciwko posągu Liczyrzepy. Dobra jadło zwykły zestaw zupa i drugie danie za 20 zł popijając Primatora - (zupa pomidorowa była ekstra). Wracając Ania miała problemy z kolanem, spieszyło nam się więc pobiegłem po nasze rzeczy zostawiając Anie w wolnym marszu. Na przystanku powolny tłok, autobusy jadą do góry Karpacza a na Jelenią Górę nic. W naszej godzinie zamiast autobusu podjechał bus, załadowany strasznie, śpieszymy się na pociąg już więc podejmujemy ryzyko, okazało się, że jedzie przez Kowary. na cale szczęście z zapasem 20 minet meldujemy się na dworcu w Jeleniej. 
To był wspaniały weekend, wszystko się udało, pierwszy poważny test nowej komórki wypadł dobrze, zdjęcia i filmiki dobrej jakości, wyszukiwałem nią kesze i zapisałem trasę jaką przeszliśmy przez cały dzień, choć razem wszystko zeżarło masakrycznie baterie.


http://app.endomondo.com/workouts/472475247/677106...



Kategoria Pieszo góry

Waligóra i Spicak

  • DST 10.54km
  • Czas 03:00
  • VAVG 17:04km/h
  • Aktywność Chodzenie
Sobota, 13 grudnia 2014 | dodano: 15.12.2014

ze znajomymi ze studiów przemierzyliśmy szlaki, wyjątkowo wiało na wieży ale za to piękne widoki :) no i pierwsze zetknięcie ze śniegiem

http://app.endomondo.com/workouts/447897621/677106...


Kategoria Pieszo góry

pieszo na Dzikowiec

  • DST 14.85km
  • Teren 14.85km
  • Czas 05:00
  • VAVG 20:12km/h
  • Aktywność Chodzenie
Sobota, 30 sierpnia 2014 | dodano: 04.09.2014

W Wałbrzychu na znak szczęścia obesrał mnie gołąbek, potem z Unisławia Śl. wyprawa w masyw Dzikowca z Anią. Wiadomo my idziemy to i robi się piękna pogoda, miało padać a tymczasem podchodzimy do góry z pięknym słońcem bijącym na twarze. Po drodze zebraliśmy trochę grzybków. na samym szczycie lekko się zgubiliśmy ale dzięki temu wpadł jeden kesz a napotkani ludzie pomogli nam znaleźć właściwą drogę. Na szczycie pięknie, super widoki z wieży i ogółem cud malina. Pod wieżą rozkładamy kocyk, jemy leżymy, patrzymy w niebo. Powrót przez Boguszów.


Kategoria Pieszo góry

Międzygórze/Stronie Śląskie - dzień 3

  • DST 20.00km
  • Czas 07:00
  • VAVG 21:00km/h
  • Kalorie 3565kcal
Niedziela, 4 maja 2014 | dodano: 19.05.2014

Po wczorajszym lekko zakrapianym spacerze - 25 km we mgle, dziś wstałem wcześniej z nadzieją na lepszą pogodę a co za tym idzie piękniejszymi widokami. Co prawda dalej nie miałem mapy, nie wiedziałem którędy zorganizować pochód ani przede wszystkim ile to nam zajmie czasu. Szybko obudziłem i zebrałem współtowarzyszy - Daniel chyba już zresztą nie spał, bo jak zapukałem do niego to przeszukiwał tableta :P
Spakowani, rozliczeni z właścicielką, wybraliśmy się na miasto czekając na drugą grupę. Kupiliśmy jakiś prowiant i napoje na drogę w postaci piwa. W końcu telefon zadzwonił ok godz. 11:30, późno, ale cóż, nie każdy się tak zbiera z rana jak my :D
Dojechali, ustaliliśmy, że jedziemy pod zajazd Czarna Góra i tam rozpoczynamy. Na miejscu nagle wpadł mi do głowy pomysł, że można się kolejką linową przejechać (jeśli jest tania) by nadrobić lekko czasu. kolejka działała dziś, długo nie musiałem czekać na aprobatę współtowarzyszy, wszyscy na tak.

Lecimy po bilety, 13zł spoko, Daniel dalej leci na ulgowym, też mogłem się ogolić :P
Pani nas poinformowała, że musimy się śpieszyć bo zaraz wyciąg stanie i będziemy musieli czekać na następną godzinę. W końcu zakupiona mapa, przydała się dziś. Szybkim susem do samochodu gdzie zostawiłem plecak i piwa. Wracam do kolejki, gdzie czekają wszyscy prócz Jarka, który mimo nawoływań szedł powoli, bardzo powoli - hehe król ZUSA. Przechodzimy przez bramki, Daniel z problemami, nie chcieli go wpuścić - maszyny nie oszukasz :). Dobra czas na prawdziwe widoki. Na wstępie dostałem metalową barierką ochronną z dużą siłą po udzie. Na Czarną Górę jedzie się kilkanaście minut. Widoki piękne, na szczycie drzewa w śniego-lodzie, przy końcu robi się mega zimno. Na szczycie szybka decyzja, idziemy na wieże widokową a potem na Śnieżnik. Ogółem pani z dzieckiem na szczycie zapytała pracownika kolejki "gdzie mogę kupić bilet na powrót?" buhaha, padłem. Pan odpowiedział  "na dole" :D


Szybkie podejście i mamy wieżę ostatnie schody całe w lodzie, foteczki i lecimy dalej, kesz parę metrów niżej i dalej przez Żmijowiec na Śnieżnik, przy całej podróży widoczny w oddali Pradziad. W między czasie próbowałem pogadać z osobami z drugiej grupy, co tam u nich i jak się żyje, no czasami tematy polityczne :) ale krótko. Na Śnieżniku melduję się ostatni. Znów szybkie fotki i kesz (z Danielem ostatnio szybko i sprawnie idzie). Dalej do źródła Morawy, znów kesz, który bez gpsa tylko z podpowiedzią a i bez niej każdy by się zorientował gdzie leży. Schodzimy do słonika czeskiego a potem powrót na Śnieżnik. Przy zejściu znaleziony kolejny kesz. Wchodzimy do schroniska, ceny lekko porażają ale tego się spodziewałem. Podział grupy znów na dwie. Ja na szczęście przemyślałem z rana wcześniej sytuację i zabrałem ze sobą kaszankę i kiełbaski, na zewnątrz zrobiliśmy ognisko, takie jak kiedyś, paliły się kiełbachy.



Po ognisku, znaleźliśmy kesza przy byłym wiatraku a następnie szybko schodziliśmy w kierunku Czarnej Góry, omijając ją od boku. W którymś momencie postanowiliśmy zbiec ze stoku narciarskiego. Pożegnania i lecimy do domków przez kłodzki znany fast food :) w domu ok 21.
Słowem podsumowania - majówka super, dużo chodzenia, pięknych widoków, mordy uśmiechnięte więc pozytywnie. W okolice Stronia Śląskiego jeszcze powrócę ale na rowerze :)
mapka robiona ręcznie :P
http://www.endomondo.com/workouts/334468976/677106...


Kategoria Pieszo góry

Międzygórze/Stronie Śląskie - dzień 2

  • DST 25.34km
  • Czas 04:49
  • VAVG 11:24km/h
Sobota, 3 maja 2014 | dodano: 19.05.2014

Wpis szczególny dla mojej osoby. O to po raz pierwszy udało się podróżować na stopa ... i to od razu dwa razy w jednym dniu !!!
Ale po kolei, poranek tragiczny, pogoda nie daje za wygraną, mżawka i mgła. Bez odpowiedniego zaopatrzenia w alkoholowym nie wychodzę w góry :P
Z rana dojeżdża druga ekipa z Wałbrzycha, moi znajomi ze studiów, zostają zameldowani w innym pensjonacie. Mieliśmy do nich dołączyć ale tak nam było dobrze w naszym, że postanowiliśmy zostać u siebie.
Ekipa Wałbrzyska ewidentnie nie miała ochoty na spacery więc jechali autem do Jaskini Niedźwiedzia a my ze Stronia 9km z buta :)
Po pierwszym kilometrze wpadliśmy na pomysł małej podwózki, często czytałem na blogu rowerowym (Kołem się toczy - polecam) jak chłopaki mieli patenty i sposoby na stopa, zazdrość była wielka, ale nigdy jakoś do tego sposobu transportu się nie paliłem. Ale czemu nie, teraz jest dobry czas, widoczność zerowa, dużo kilometrów, a co tam raz się żyje. Chwile z Danielem obmyślamy plan co i jak. Wiedziałem, że musi coś większego przejechać by nam się udało. Przejechały dwa osobowe, nawet nie próbowaliśmy. Nagle następny większy, Daniel momentalnie się obrócił wywija kciukiem, nagle ja krzyczę do reszty, "chyba redukuje". I tak też się stało, pierwsza próba i od razu sukces. Samochód należał do pracownika ośrodka narciarskiego Czarna Góra, pogadaliśmy, wymieniliśmy się informacjami pogodowymi i nie tylko,  w międzyczasie pokazał nam fotografię z wczorajszego dnia nieustannie prowadząc samochód :)
Wysadził nas na skrzyżowaniu prowadzącym w lewo do Jaskini Niedźwiedzia i w prawo do Kopalni niby uranu. Znajomi lekko się zdziwili gdy im powiedziałem, że my już jesteśmy przy jaskini. Z nieba walił śnieg, do jaskini kolejki, bez rezerwacji może się uda ale trzeba długo czekać, walić to, idziemy do kopalni. Do kopalni wpuszczają w 15 osobowych grupach, czekamy pod kasą na swoją godzinę, bawiąc się w zabawy słowne i robiąc mały przypał przez przepuszczające wszystkie nasze słowa drzwi od kasy :D

Sama wycieczka słaba, w kopalni tak naprawdę mało wykopano uranu, za to przewodnik git, jego dykcja i żarty ewidentnie przypadły mi do gustu. Chwila moment i wychodzimy :/ za krótko.

Głodnym, ukazuję się znak na słupie z reklamą zajazdu Czarna Góra, choć bez mapy dalej idziemy do góry, cały czas wiedziałem gdzie wyjdziemy i że zatoczymy piękne koło. W którymś momencie już na zejściu mija nas dwukrotnie to samo auto, za drugim razem pytają nas "którędy do wyciągu", wiedziałem, że na pewno nie do góry, że w dół ale pewności nie miałem. Za moją namową pojechali w dół, ale nie sami tylko z nami, zaproponowali podwózkę. Zjechaliśmy na sam parking na dole, przez mgłę nic nie widzieliśmy, ani wyciągu ani naszego zajazdu (na drugi dzień okazało się, że oba obiekty były nie więcej niż 100m przed nami). Postanowiliśmy zjeść w widocznej karczmie Hubertus, a podwożącym zdradziliśmy wiadomość, że kolejka i tak dziś nie chodzi w związku z pogodą (info od pierwszego podwożącego). Po wyjściu z karczmy ukazał nam się po paru metrach nasz pierwszy ukochany zajazd Puchaczówka :D tak blisko i tak daleko :D
Dalej na szlak, gdzieś się pogubiliśmy ze szlakami robiąc skrót i wyszliśmy na Przełęczy Puchaczówka. Chwilę się pokręciliśmy, postanowiliśmy zejść w dół za szlakiem w tą sama stronę skąd przyszliśmy. Strzał w dziesiątkę. Podczas zabawy z owcami reszty, ja pod przepustem wodnym szukałem kesza.

Dalej już za szlakiem do Stronia z małymi wyjątkami bez problemu. Nawet na koniec ładne widoki nam się odsłoniły. Na koniec dnia mieliśmy się spotkać z druga grupą ale nikt nie miał od nas sił. Ja zaniemogłem już ok 22 z powodu wlanego alkoholu i wc pickera :P
http://www.endomondo.com/workouts/334464192/677106...


Kategoria Pieszo góry

Międzygórze/Stronie Śląskie - dzień 1

  • DST 7.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 25:42km/h
  • Kalorie 1528kcal
Piątek, 2 maja 2014 | dodano: 19.05.2014

Pobudka z rana, lekko kropi, zaczynam pakowanie bo jak zwykle nie miałem ochoty zrobić tego wcześniej, tymczasem za oknem rozdarła się chmura. Zanim doszedłem do Daniela byłem już cały skąpany w deszczu. Pierwszy dzień zakładał krótkie wędrowanie w Międzygórzu a potem dojazd do Stronia Śląskiego.
Za nim dojechaliśmy do Międzygórza lekko zagubiliśmy się w Idzikowie, jechaliśmy drogą, którą potem mieliśmy jechać do noclegu. Zawróciliśmy i po wskazówkach miejscowych (ale nie typa bez nosa z przystanku, który prawdopodobnie opanował sztukę teleportacji do perfekcji) wyjechaliśmy na właściwą drogę. Zanim wjechaliśmy do Międzygórza pogoda zdecydowanie się poprawiła, moje kalesony się rozpuszczały w żarze z nieba (musi mi je ktoś zabrać, za każdym razem zakładam je nie wtedy kiedy trzeba).
Zatrzymujemy się na ulicy Sanatoryjnej, szybkie luknięcie na kesze i lecimy pod wodospad. Przejmuję rolę przewodnika jako że już kiedyś miałem przyjemność spędzić tutaj majówkę w gronie studenckim, właściwie wtedy byłem organizatorem. Dziś więc nie maiłem problemu by wytartymi szlakami przeprowadzić współtowarzyszy. Idąc tak dokładałem swoje opowieści z tamtej wyprawy, parząc kątem oka na zamknięty obiekt D.W. HANIA, w którym to balowaliśmy kilka lat temu.
Wodospad okrążony szybko, kesz wpadł w moje łapki sprawnie, dalej pod górę do Ogrodu Bajek. Parę nowych postaci, pamiątkowe zdjęcia przy ulubionym Kreciku, Tygrysku i sentymentalnym Dzinie. W tym samym momencie zastanawiam się jak zdjąć kalesony przy tych dzieciach :/ nie spodziewałem się takiej pogody, kurtka powędrowała do plecaka, już troszeczkę lepiej. Kiszę się już tylko w kalesonach.


Mijamy seniorów schodzących z Iglicznej, tam też podejmujemy kesza pod pniem drzewa.
Kolejny przystanek Sanktuarium. Na górze coś wcinamy, śmiejemy się z księdza, wypatrujemy końca drogi krzyżowej gdzie ukryta kolejna skrzynka.
Okazało się, że sanktuarium nie jest na szczycie, na sam szczyt prowadzi droga krzyżowa, na którą się wspinamy, kilkaset metrów i parę minut szukamy z powodzeniem kesza. Do Międzygórza schodzimy nieco innym szlakiem, chyba stromym zielonym, tak by zahaczyć tamę. Tam kolejny szybki kesz, pogoda zaczyna lekko się psuć, pierwsze kroplę spadają więc zawijamy się do auta. Prowadzę współtowarzyszy ciekawszą ścieżką wzdłuż rzeki, po krzakach i bardzo stromych skałach.

Docieramy do auta, Daniel nakłania nas na obiad gdzieś na mieście, zgadzamy się, ale niestety nie umiałem polecić mu dobrego lokalu w tym mieście. Wreszcie jak już zadecydowaliśmy, na krok od wejścia do knajpy, Daniel przypomniał sobie o stronie oceniającej lokale gastronomiczne. Wyszukał, że w pobliżu Karczma Puchaczówka ma dobre oceny, poinformowałem go, że będziemy kolo niej przejeżdżać na 100% jadąc do naszego noclegu. Podbudowani wyborem, szybko do auta i ruszamy. Znów Idzików a potem wjazd na przełęcz, niestety warunki były fatalne, całkowita mgła, zero widoków, a przed nami kilkanaście serpentyn. Sama karczma typowo urządzona na styl góralski. Przyjemnie i ciepło w środku. Szybko "coś" zamawiamy, jak się okazało szybko nie zawsze znaczy lepiej. Zamówiłem trzy steki i piwa, każdy zestaw ok 44 zł. Gdy zbliżaliśmy się do pustych talerzy, nagle Daniela dopadła myśl, że jemy nie to co zamówiliśmy, tzn. stek się zgadzał ale reszta już nie. Szybka analiza menu i szok, okazało się, że pani podała nam droższy zestaw za ponad 65 zł za osobę. W sumie na trzech wyszło 200zł. Wow, pierwszy dzień i od razu szaleństwo zakupowe. Okazało się, że składając zamówienie nie byłem dokładny, choć pani mogła się zorientować co chcieliśmy za zestaw skoro wymienialiśmy puree na frytki. W droższym zestawie były szpinakowe pierożki czy coś w ten deseń. Jeszcze zeszli z kosztów przy nas :D hehe co za numer. Zamiast drogich pierożków zjedliśmy pospolite frytki :D Jedziemy na nocleg, okazało się, że ma ładnie popieprzony adres. Niby dojechaliśmy na miejsce ale oczywiście nikt nie pamięta jak nasz nocleg wygląda a na tym domku wypasionym zero informacji. Pytamy obok gościa o dany adres a on nas wysyła Bóg wie gdzie, hehe obok mieszka i nie wie. Zjechaliśmy na główną za radą sąsiada ale nic z tego nie wynikło, telefon wykonany do właścicielki znów nas zaprowadził pod bramy tego fajnego domku. Odbieramy klucze, umawiamy się na grill pod dachem na werandzie bo leje jak z cebra. W pokoju na rozgrzewkę rozlewam chińskie wino, jakaś nowość :). Jedna szklanka wypita, ja nalewam drugą, okazuje się że zostało coś na dnie więc dopijam gdzie w tym samym czasie, ktoś puka do drzwi, wpada do nas właścicielka. Wali winem, wino na stole w kubkach i ja pijący wino prosto z butli, haha dużo śmiechu ale młoda właścicielka chyba zna klimaty :P.  Przypomniałem sobie na koniec, że miałem się zaopatrzyć w mapę, musiałem to zostawić na następny dzień.
Grill gazowy, szybki i smaczny, zawijamy się do łóżek, oglądając TV i snując jakiś plan na jutrzejszy dzień, cały czas wspominając wszystkie ciekawe momenty z tego kończącego się dnia.
http://www.endomondo.com/workouts/335332139/677106...


Kategoria Pieszo góry

3 niedźwiadki + Wołowiec

  • DST 18.75km
  • Czas 05:13
  • VAVG 16:41km/h
  • Kalorie 1900kcal
  • Podjazdy 1034m
Sobota, 1 lutego 2014 | dodano: 03.02.2014

podróż miała swój początek w Świebodzicach, niestety nie o świcie :P
Ok 11 wyjechaliśmy, pierwszy punkt podróży to stacja krwiodawstwa, tam samotnie oddaje krew. Szczególnie miło zapamiętam rozmowy z "pielęgniarkami", które zdaje się, że już moją mordę kojarzą na wejściu :)
Potem szybko lecimy przez Park Sobieskiego, Harcówka, Park Różany - tutaj kesz (jedyny w tej wyprawie).

Z parku wychodzimy i kierujemy się na 3 niedźwiadki, niebieski bardzo fajny szlak, ale raczej na 100% w niektórych miejscach nie przejezdny na rowerze. Po drodze mijamy mauzoleum, syf jak był tak jest, nic się nie zmienia. Idziemy dalej, wychodzimy z lasu przy ulicy Świdnickiej, wiatr dmucha okropnie, na rowerze pewnie już bym przeklinał tą pogodę. Szybko przez ulice a tam pokazuje się pierwsza ściana płaczu, podejście na Małego Wołowca (aka Mały Kozioł - nazwa ta skutecznie utrudniła mi lokalizacje, bo trzeci szczyt dzisiejszej trasy to Kozioł, a na Małym Wołowcu był kamień, a na nim wyryta nazwa M. Kozioł, lekko się zagubiłem pewnie tak samo jak czytający moją relacje). Dużo błota, mało śniegu, a gdzieniegdzie lód, który nie pomagał. A to nie był koniec, droga wiodła raz w dół raz do góry, ale w końcu ukazała się kolejna ściana, tym razem większa i z dużą ilością śniegu. Kilka razy na podejściu leżałem, na szczycie ładne widoki, krzyż i mega wiatr. Fotki, i ... szukamy drugiego krzyża, niestety bez rezultatu, w domu już rozkminiłem jak do drugiego krzyża na Wołowcu podejść (większość ludzi myśli, że jest tylko jeden). Z Wołowca na Kozła prowadzi super szlak, w pewnym momencie szlak prowadził prawie granią (jeśli w ogóle można się posiłkować takim terminem :P), z jednej strony Jedlina z drugiej Mordor.




ok, czas na zejście. Kilka razy na przełęczy Koziej byłem, więc Kozła teoretycznie wraz z jego super zejściem widziałem, pamiętam jak szykowałem się na Borową rowerem a znajomi z geocaching przekonywali mnie, że to raczej nie możliwe, by tam wjechać, podjechałem pod, sprawdziłem, mieli racje. było ostro wejść z buta, ale ni jak to się miało do zejścia z Kozła :). Nagle przy szlaku wykrzyknik, hmmm myślę sobie co to do cholery może oznaczać, chodziłem nawet po tatrach i na coś takiego nie trafiłem. Nagle widzę ścianę w dół, pokrytą lodem. Kilka razy ratowałem się gałęziami, ale okazywało się, że była mała ścinka, łapałem za gałęzie wolno leżące. Śmiechu co niemiara, w końcu udało się zejść całkowicie, potem już tylko nudny powrót na autobus w Wałbrzychu. Plan zakładał, że zajdziemy do Jedliny ale za mało czasu już było, za późno wstaliśmy. Na pewno tam wrócę, rowerowo i pieszo. Fajne szlaki.
http://www.endomondo.com/workouts/292377425/6771062


Kategoria Pieszo góry

Plany na 2014 a raczej marzenia

  • Sprzęt kross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 31 grudnia 2013 | dodano: 31.12.2013

plany i marzenia i na ten rok były duże, niestety częsty brak towarzysza skutkował niepowodzeniem mimo dobrze przygotowanej trasy wielodniowej. Wycieczki jednodniowe były dobre, szosowe i te mtb na poziomie, kilka wyścigów były emocje.
Na przyszły rok życzę sobie by odwiedzić kilka miejsc w Polsce i może europie, kilka bliższych i kilka dalszych zakątków.
Rozbudzona wyobraźnia podpowiada na początek:
1. wieloetapówka po Czechach
2. dookoła Tatr
3. Alpy - kolega zarzucił temat, byłoby pięknie ale czy to możliwe
4. Pradziad
5. Smerk
6. dodać kilka nowych gmin i szczytów z korony sudetów polskich bo się w tym roku obijałem (przez to, że się przesiadłem na szosówkę)
7. Śnieżka
8. Ponowny wjazd pod Odrodzenie
9. I wielu wielu innych wycieczek jednodniowych tych rowerowych i pieszych (ponowne wejście w Tatry i zmierzenie się z Kościelcem i in.)
10. Ost życzenie bym już nigdy nie zagubił szlaku na Trójgarbie

a na koniec życzę sobie i innym poprawienia rekordów, moje akurat będzie łatwo bo 150km w jednym dniu i 3tys w roku byleby zdrowie i czas pozwalały to przekroczymy w tym roku 200km :)


Kategoria Pieszo góry, Mało czasu, szybkie rundki, KSP, Dłuższe trasy

Rudawy Janowickie

  • DST 14.40km
  • Teren 14.40km
  • Czas 07:30
  • VAVG 31:15km/h
Niedziela, 15 grudnia 2013 | dodano: 15.12.2013

wysiadka w Janowicach Wielkich, następnie Zamek Bolczów, potem kierunek na Piec i Skalny Most. Następnie na Lwią skałę czyli Starościńskie Skały, potem Sokolik i w dół do Trzcińska na pociąg


Kategoria Pieszo góry

Skalnik - Rudawy

  • Aktywność Chodzenie
Niedziela, 10 listopada 2013 | dodano: 18.11.2013

zaległy wpis. miała być inna wyprawa ale wyszło jak wyszło więc wypadło na Skalnik w Rudawach. Podjechaliśmy przez Pisarzowice, niestety już bardzo wysoko, słabe oznaczenie ale od czego jest język by wypytać mieszkańców. Znaleźliśmy się pod byłym schroniskiem Czartak. Potem niebieskim w górę. Szybko dochodzimy do celu. Punkt widokowy super, gorzej ze samym sznytem ale cóż :P
po chodzeniu wybraliśmy się znów na znane kąpielisko w Karpaczu :D


Kategoria Pieszo góry