Pieszo góry
| Dystans całkowity: | 416.54 km (w terenie 53.05 km; 12.74%) |
| Czas w ruchu: | 136:28 |
| Średnia prędkość: | 3.04 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 19.37 km/h |
| Suma podjazdów: | 12299 m |
| Suma kalorii: | 36833 kcal |
| Liczba aktywności: | 36 |
| Średnio na aktywność: | 11.57 km i 3h 53m |
| Więcej statystyk | |
Rudawy z Pawłem K.
-
DST
15.39km
-
Czas
06:13
-
VAVG
24:14km/h
-
Kalorie 1289kcal
-
Podjazdy
1017m
-
Aktywność Chodzenie
wyprawa czysty spontan.
Miałem akurat urlop w piątek za sobotę, postanowiłem że nie będę jeździł na rowerze ale może pochodzę po górach, pomyślałem o Pawle, może też ma wolne, akurat trafiłem, szybko ustaliliśmy plan podróży, mieliśmy ograniczony czas bo wieczorem byliśmy oboje zaproszeni na te same urodziny. Rano wyjazd pociągiem, testuje nowy plecaczek za 10 zł :P Odwiedzamy sklep, zakupujemy prowiant, który na wstępie do lasu smakujemy. Trasa taka jak zawsze, pierw Zamek Bolczów, Śnieżka ledwo widoczna mimo żaru z nieba. Zdobywamy kesza na skałach - Grób Kapelana z pobliskiego zamku. Potem Piec i Sokolik. Chwilę się nasiedzieliśmy na dworcu, aż prawie przegapiliśmy swój pociąg, na bosaka, bez koszulki wchodzę do pociągu, cały spocony, zlany potem, klima w pociągu nie działa, jest ciężko ale jakoś dotarliśmy.


http://app.endomondo.com/workouts/581426989/677106...
Kategoria Pieszo góry
Jelenka Schronisko
-
DST
7.53km
-
Czas
02:45
-
VAVG
21:54km/h
-
Kalorie 1408kcal
-
Podjazdy
369m
-
Aktywność Chodzenie
na drugi dzień z inną parą udajemy się do Parku Miniatur a potem na Przełęcz Okraj, skąd wyruszamy do Schroniska Jelenka, pogoda na początku dnia nie rozpieszczała, ale tak jak prognoza pokazywała popołudnie bardzo przejrzyste i bezchmurne. Panorama ze schroniska piękna, aż pojawił się pomysł by kontynuować podróż na Śnieżkę ale może w innym składzie by się udało, za dużo racjonalistów, a właściwie jeden. Odpuściłem (po raz który?), za to pokazałem znajomym zabawę geokeszing i fajne skrytki na Przełęczy Okraj. Na koniec wpadliśmy jeszcze do knajpy w Sadach, czcząc imieniny naszych pań.
http://app.endomondo.com/workouts/568667937/677106...
Kategoria Pieszo góry
Ognisko na Starym Książu
-
DST
5.87km
-
Czas
04:00
-
VAVG
40:53km/h
-
Kalorie 2045kcal
-
Aktywność Chodzenie
... Okazało się, że w mieście mało co padało, plan ogniska na Starym Książu niezagrożony, super obiadek, potem dokończenie wieczoru w tym samym gronie u mnie w mieszkaniu, oglądamy etap TdF.
Srający chłopku nie czuj się bezpieczny, wcześniej czy później zostaniesz nakryty na swym czynie przez nas.
http://app.endomondo.com/workouts/569847565/677106...
Kategoria Pieszo góry
Filia obozu oświęcimskiego - Brzeszcze
-
DST
4.45km
-
Czas
01:11
-
VAVG
15:57km/h
-
Kalorie 612kcal
-
Aktywność Chodzenie
no oczywiście musiałem poszukać kesza w okolicy a przy okazji poznać ciemną stronę tego miasta
http://app.endomondo.com/workouts/550681570/677106...
Kategoria Pieszo góry
Jiczin i Prachovske skaly
-
DST
5.00km
-
Czas
03:00
-
VAVG
36:00km/h
-
Kalorie 1500kcal
-
Aktywność Chodzenie
fajny spontaniczny wypad majowy za południową granice, prognozy pogody były złe, okazał się jednak, że tego dnia nie spadła kropla deszczu, słońce przygrzewało równo. Zwiedziliśmy skałki a potem siedzibę Rumcajsa Jiczyn.
http://app.endomondo.com/workouts/514712398/677106...
Kategoria Pieszo góry
PRAGA 2015
-
DST
12.56km
-
Czas
05:00
-
VAVG
23:53km/h
-
Kalorie 2556kcal
-
Aktywność Chodzenie
to tu to tam w Pradze
w ilości 4 osób zdobywanie stolicy Czech.
Niby najpierw na darmowy parking polecany przez OC ale już miejscówka spalona, wprowadzono opłaty i 100 koron wydane.
Celem przewodnim moim było przeprowadzenie przez to miasto ową trójcę po największych zabytkach, sam byłem tu raz i miałem jakieś 15 lat, czyli 15 lat temu :P trochę się zmieniło. Na początek wtopa, nie mogę z mapami zlokalizować placu Wacława, kręcimy się dookoła aż w końcu odpuszczam, złapany pierwszy nepomuk, na które ostrzyłem sobie zęby, bo jest ich bardzo dużo w Pradze. Kolejny cel to restauracja z czeskim jedzonkiem o ciekawej nazwie V CIUPU. Niestety okazało się że nie jestem wielkim fanem tej kuchni, co innego jeśli chodzi o piwo. Nie byłem mocno głodny więc poprosiłem o przystawkę do piwa. Serek Camembert polany olejem, z dużą ilością cebuli i papryczką chili nie przypadł mi do gustu. Zielony dostał surową, zimną kiełbasę przekrojoną, a w środku ogórek. Stwierdziliśmy, że te zakąski dobre mogły być po 3 piwie, ale już na pewno po czwartym. Dodatkowo gołąbeczki zamówiły coś na ciepło, sery smażone, były ok ale dupy nie urywało. Najlepsze piwo i ... frytki, które zamówiły A i A.
Dalej kierunek starówka, duży tłum, pełno zespołów przyciągających tłumy, dzieje się. Sesje zdjęciowe, szukamy drogi na Most Karola, a znajdujemy ciemnoskórych żeglarzy - niestety choroba morska :P
Most Karola, pocieranko i zdjęcia z nepomukiem, idziemy dalej na Hradczany, gdzie odbywa się pokaz wojsk czeskich.
Można przejść za Pałac Prezydencki, nie wiem czy byłem tam kiedyś czy nie, pamięć nie ta, ale idziemy. Wspaniała Katedra się tam znajduje. W końcu docieramy do Złotej Uliczki i szok, nic specjalnego się tam nie dzieje. We wspomnieniach miałem inaczej to miejsce zapisane, teraz nie zrobiła na mnie największego wrażenia. Zwiedzamy tarasy na Hradczanach, pięknie wszystko kwitnie, powoli zanosi się na deszcz, więc z tego powodu i zmęczenia, odmawiamy sobie przyjemności wjechania kolejką na górę parku obok Hradczan gdzie znajduję się replika Wieży Eiffela.
Spadamy szybko do Polski przez Harrachov, po drodze zaliczając knedliki ale ja już nie jem, odbijał mi się serek z południa, a szkoda bo wyglądało smacznie.
http://app.endomondo.com/workouts/511300443/677106...
Kategoria Pieszo góry
Belgia/Holandia
-
DST
1.00km
-
Teren
1.00km
-
Kalorie 1kcal
weekend w Belgii i Holandii 06-09.03.2015

Z kelnerką komunikowaliśmy się za pomocą domysłów, ja mówiłem po angielsku, ona odpowiadała po swojemu i jakoś dochodziliśmy do tego co każda ze stron chciała ugrać.
W kawiarni zauważyłem, że większość ludzi je tu obiad, spotyka się z ludźmi na piwku, typowa rodzinno przyjacielska niedziela, dużo osób jeździła na rowerze i przystawała na piwko.
W sobotę zwiedzaliśmy Bruggie - miasto już o wiele większe, z ciekawymi (dwoma) legendami odnośnie symbolu miasta czyli siusiającego chłopczyka. Niestety pełno ludzi, różne narodowości, żywimy się w znanej światowej sieciówce więc bez rewelacji kulinarnej.



W poniedziałek meldujemy się na chwilę w centrum Antwerpii, zwiedzanie samochodem, niestety, miasto wydaje się piękne ale nie ma czasu, tu odbiera nas inny znajomy tym razem z Holandii.
Zabiera nas do Den Bosch, zwiedzaliśmy miasto nocą, które jest piękne szczególnie z jedną uliczką. Nasza gospodyni jest chora więc wyprawa nocna do Amsterdamu odpadła. W Holandii jest ciężko po którejś godzinie z alkoholem, a w niedziele to już w ogóle brak otwartych sklepów, jeździmy po całym mieście a okazało się, że pod domem naszych gospodarzy jest sklep z szybką garmażerką oraz jednym rodzajem piwa. Właściwie w Beneluxie rządzi piwo małe tzn 0,33 - niby 20 piw kupionych ale poszło ich obalenie bardzo szybko. W tej uliczce zaplanowaliśmy posiłek, droga strasznie,, burger ok 13 eurasów ale ostatni dzień, dobry ale w lepszej cenie jadłem lepsze we Wrocławiu.
Nazajutrz po śniadaniu jeszcze chwila wolnego by pokeszować ale niestety cała wyprawa zakończyła się keszofiaskiem. W Belgii był jeden kesz z jakimś dziwnym wzorem, bo podpowiedzi namierzone. W Holandii za to zabudowa nie była litościwa dla mojego gpsu i mimo, iż byłem na miejscu, zwiedzałem zabytki to keszy nie znalazłem, no taki los keszera czasami.
Droga powrotna do Eindhoven na lotnisko, lot w końcu z jakimiś emocjami, turbulencje i podejście do lądowania koszmarne, choć ja bardziej przeżywałem z powodu zjedzonego wielkiego śniadania niż strachu.
Wyprawa oznaczona dużą dawką śmiechu i dozy energii na cały tydzień, warto było posiedzieć w innym miejscu i w innej kulturze. Pogoda znów dopisała na wyprawie, oby więcej takich wylotów w weekend.
Ps. Warto odnotować, że po drugiej w tym roku chorobie gardła mogłem kosztować belgijskiego i holenderskiego piwa. Nie po to ost tydzień siedziałem w łóżku z zapalonym migdałem by nie móc w weekend wypić smacznych piwek, Duvel, Hainekeen (smakuje inaczej niż w Polsce, dla mnie lepiej) i przede wszystkim Jupiler ze sklepu pakistańca :)
Kategoria Pieszo góry
Walentynkowe Karkonosze
-
DST
35.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
09:00
-
VAVG
15:25km/h
-
Kalorie 4000kcal
-
Podjazdy
1500m
-
Aktywność Chodzenie
Więc od jakiegoś czasu planowaliśmy wspólną podróż do Karpacza w tym wejście na Słoneczniki, nigdy tam nie byłem a zawsze chciałem i na pewno jeszcze raz tam będę ale o tym później.
Pierwszy dzień po przyjeździe jest typowy odpoczynkowy, padło oczywiście na pewien basen w górnym Karpaczu, frajda jak zawsze, co tu dużo pisać relax pełną gębą. Tyle że mieszkaliśmy na samym zachodzie Karpacza więc ok. 12km w tą i z powrotem, dobrze poznaliśmy deptak :P Po wysiłku trzeba coś zjeść padło na ul. Olimpijską - knajpa U DUCHA GÓR, dobre jadło, dobre porcje i fajna stylowa knajpa, dziwni kelnerzy, szczególnie nasz. Od razu założył że nie dam napiwku czy co, chciał ewidentnie czytać mi w myślach, mianowicie przyniósł rachunek i zaczął wydawać do 100zł nie licząc się z tym, że mogę dać 200zł lub wyliczoną kwotę. Nie wiedziałem co zrobić, wkurzył mnie tym i postanowiłem, że dam mu 100zł i niech spada, brak napiwku, zabrałem resztę :D, Ania lekko zła na mnie ale jakoś kelner od początku był lekko mówiąc dziwny. Potem Zapora na Łomniczce i koncert regge przy muszli koncertowej. Była muza, tańce i konkursy. Oczywiście zgarnięto nas do pierwszego konkursu może przez kolory mojej czapki kto wie, ludzie jacyś nieśmiali, więc za poprawność pytań zgarnęliśmy voychery na zestawy deserowe do knajpy. wróciliśmy lekko zmęczeni do pensjonatu, nazwa pokoju Z WIDOKIEM NA ŚNIEŻKĘ w ogóle oderwana od rzeczywistości :) same drzewa, chyba, że tak urosły. Obsługa spoko, starsza pani z którą łatwo się było porozumieć, dogadaliśmy się jak nazajutrz zostawimy pokój i rzeczy nasze, zapewniła nas, że już ciepło w pokoju - hehe nom termometru nie miałem ale do żaru tropików brakowało sporo, w łazience w ogóle ciepła nie zaznaliśmy, a pokrętła brak. Za to ciepłe bardzo kołderki.

Typowo górski wypad w góry. Szybko się zebraliśmy, śniadanko, małe zakupy po drodze i ciśniemy pod Kościół WENG - jak to moja mała specjalnie mówi. Przy skałach pierwszy kesz, szukamy za drewnianym posągiem, na czuja, pod skałami pełno ułożonych kamieni, ale nic z tego. Dalej pod górkę, stromo, między drzewami i skałami, jak walnięci z Anią biegamy, ludzie patrzą. Wreszcie z daleka coś dostrzegamy, dziwny pień z dziwną nakrywką - bingo, jest nasz, zeskok z murka na chodnik i lecimy dalej. Omijamy kilka keszy - następny na polanie. Masa ludzi przy WENGU, na szlaku do SAMOTNI też jeszcze tłumy, niektórzy zjeżdżają na czym się da, niegłupi to byłby pomysł. Do polany spokojnie dochodzimy, kesz namierzony w ciemno razem z Anią, wychylamy się za tablicę informacyjną i jest tubka, szybki wpis i lecimy w prawo, na Pielgrzymy. Przed nimi na prawo pierwsza wystająca mniejsza grupa skał KOTKI, gdzie się chwilę zatrzymujemy by szukać kesza ale bez powodzenia. Lecimy dalej. Pod Pielgrzymy moja Ania lekko wysiada, przerwa na skałach w promieniach słońca, w porównaniu do wczorajszego dnia dziś są piękne widoki na całą panoramę gór. W tym miejscu też szukamy kesza, śniegu po kolana, ale ktoś szukał przed nami i ślady zaprowadziły nas idealnie pod kesza. Problemy z wyjęciem ale się w końcu udało, wymiana geokretów. Ania sygnalizuje, że ma obawy i wątpliwości przed dalszą podróżą, jakoś ją przekonałem. Po wyjściu z pasa drzew ukazała nam się wspaniała panorama gór, widziałem, Śnieżnik i Ślężę. Śnieżne Kotły całe w śniegu. Słoneczniki idealnie na prosto i idealnie słońce za nimi, wiać zaczyna potwornie, na szczęście jesteśmy bardzo dobrze ubrani. Na szczycie szukamy dwóch keszy. Oba poszukiwania nie udane dlatego wiosną tu powrócę. Przy jednym zakopałem się po pachwinę w śniegu, przy drugim byłem na miejscu wskazanym przez spojler ale kesza brak, dziwne bo dzień wcześniej byli tam znajomi i znaleźli. Wiatr utudnia poszukiwania, po drugie już lekko przemoczeni powoli musimy planować powrót bo wysypało nam się auto znajomych, którzy nas podwieźli dzień wcześniej. Już wcześniej miałem zaplanowane ewentualne powroty pkp i pks więc było ok, tylko, że rzeczy mieliśmy daleko w pensjonacie, po które musieliśmy pójść a potem z powrotem na główną na autobus. Zejście ze Słoneczników na Polane a potem zielonym na Biały Jar, to tu nas mijał na plastikowych sankach ojciec z córką, jadąc szybko po lodzie, ledwo co zahamował przed przeszkodą. W centrum poszliśmy zjeść domowy obiadek, na przeciwko posągu Liczyrzepy. Dobra jadło zwykły zestaw zupa i drugie danie za 20 zł popijając Primatora - (zupa pomidorowa była ekstra). Wracając Ania miała problemy z kolanem, spieszyło nam się więc pobiegłem po nasze rzeczy zostawiając Anie w wolnym marszu. Na przystanku powolny tłok, autobusy jadą do góry Karpacza a na Jelenią Górę nic. W naszej godzinie zamiast autobusu podjechał bus, załadowany strasznie, śpieszymy się na pociąg już więc podejmujemy ryzyko, okazało się, że jedzie przez Kowary. na cale szczęście z zapasem 20 minet meldujemy się na dworcu w Jeleniej.
To był wspaniały weekend, wszystko się udało, pierwszy poważny test nowej komórki wypadł dobrze, zdjęcia i filmiki dobrej jakości, wyszukiwałem nią kesze i zapisałem trasę jaką przeszliśmy przez cały dzień, choć razem wszystko zeżarło masakrycznie baterie.


http://app.endomondo.com/workouts/472475247/677106...
Kategoria Pieszo góry
Waligóra i Spicak
-
DST
10.54km
-
Czas
03:00
-
VAVG
17:04km/h
-
Aktywność Chodzenie
ze znajomymi ze studiów przemierzyliśmy szlaki, wyjątkowo wiało na wieży ale za to piękne widoki :) no i pierwsze zetknięcie ze śniegiem
http://app.endomondo.com/workouts/447897621/677106...
Kategoria Pieszo góry
pieszo na Dzikowiec
-
DST
14.85km
-
Teren
14.85km
-
Czas
05:00
-
VAVG
20:12km/h
-
Aktywność Chodzenie
W Wałbrzychu na znak szczęścia obesrał mnie gołąbek, potem z Unisławia Śl. wyprawa w masyw Dzikowca z Anią. Wiadomo my idziemy to i robi się piękna pogoda, miało padać a tymczasem podchodzimy do góry z pięknym słońcem bijącym na twarze. Po drodze zebraliśmy trochę grzybków. na samym szczycie lekko się zgubiliśmy ale dzięki temu wpadł jeden kesz a napotkani ludzie pomogli nam znaleźć właściwą drogę. Na szczycie pięknie, super widoki z wieży i ogółem cud malina. Pod wieżą rozkładamy kocyk, jemy leżymy, patrzymy w niebo. Powrót przez Boguszów.
Kategoria Pieszo góry











