Marzec, 2014
Dystans całkowity: | 250.34 km (w terenie 39.00 km; 15.58%) |
Czas w ruchu: | 13:37 |
Średnia prędkość: | 18.38 km/h |
Suma podjazdów: | 3982 m |
Suma kalorii: | 10087 kcal |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 62.58 km i 3h 24m |
Więcej statystyk |
uphill Bardo Śląskie
-
DST
12.00km
-
Czas
00:20
-
VAVG
36.00km/h
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
pierwszy przejazd 8:34, drugi z małym zamieszaniem 8:43 ale nie wiem na ile ten drugi jest prawidłowy, potem szybkie zjazdy, nie wiem ile mi to razem zajęło czasu więc jest on w przybliżeniu :P
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Bardo Śl. - Świebodzice
-
DST
72.56km
-
Czas
02:47
-
VAVG
26.07km/h
-
Kalorie 2589kcal
-
Podjazdy
556m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
powrót po l4 i półtora tygodnia w łóżku, gdzie nabawiłem się innej choroby, ból dupska , przewlekłe schorzenie :P
mieliśmy w planach już dawno z Zielonym uczestniczenie w zawodach uphill bardo śl./ srebna góra, pierwsza edycja odbyła się bez nas - pogoda do kitaszona. w niedziele za to prognoza miała być idealna. rano ledwo co zdążyłem na pociąg do Jaworzyny śl. Wyszło piwko i nie tylko w Mordorze noc wześniej, sen rozpoczęty o godzinie 1:30 a tu jesce przesuwamy akurat w ten weekend zegarki, no fak. ale jakoś się zebrałem, ratowany colą w pociągu. przy okazji pozdro dla pracownika kolei, prawdziwy Gargamel i chyba właśnie myślał o niebieskich jak wypisywał bilet :P
W Bardzie zameldowaliśmy się o 10:oo - było mega mroźno, niewiele ponad 3 stopnie, duża mgła nad rzeką, zawody dopiero o 12 więc przesiadujemy na stacji gdzie było nieco cieplej. Same zawody git, fajna organizacja, nagrody w losowaniu znów nas omijają ale co tam, czas na powrót a u Zielonego guma, pierwsza. w czasie powrotu była i druga. czas uciekał a ja bez obiadu musiałem się zameldować na meczu w wchu o 19:oo. Powrót musiał być przez Świdnicę, docieramy do Świebodzic przed 18:oo z przykrością odrzucam zapro na mielone. W domu szybko zabieram do pojemnika brokuły w sosie z makaronem i wcinam w autobusie potrawę trollując pijane (głodne) małżeńswto, tudzież konkubinat :)
sam mecz mega nerwowy, ale do przodu, drink team w półfinałach walczymy o medale, choć ja niestety wyjeżdżam do brata.
http://www.endomondo.com/workouts/316016584/677106...
Kategoria Dłuższe trasy
klątwa czarnego strefy mtb trwa i ma się dobrze
-
DST
85.44km
-
Teren
21.00km
-
Czas
05:50
-
VAVG
14.65km/h
-
Kalorie 4130kcal
-
Podjazdy
1874m
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
w dzień kobiet nie widziałem się ze swoją kobietą, na wieczór z pracy ze znajomymi byliśmy umówieni na koncert Rubiksteina więc postanowiłem, że z rana pokręcę coś a dzień kobiet przełożę na 9 marca :)
Plan zakładał wyjazd na strefę głuszycką a tam ponowne zaatakowanie czarnego, który już raz sprawił nam dużo problemów. (w tamtym roku atakowaliśmy go z Zielonym, gdzie na początku poznaliśmy na szlakach Grześka, zgubiliśmy się trafiliśmy na nieszczęsny pieszy żółty pod ruiny zamku, jednym słowem więcej noszenia rowerku niż jazdy, a potem wieża na Spicaku)
I tym razem nie było inaczej, dojazd do Głuszycy urozmaiciły podjazdy terenowe pod Książ i Ptasią Kopę, potem kolejny teren pod Borową, aż w końcu zjazd żółtym do Głuszycy, już raz nim zjeżdżałem, jest bardzo szybki. Jak się okazało zjechałem w Jedlinie :P coś pamięć zawiodła. W Głuszycy wiedziałem, że muszę dojechać do Łomnicy bo tam się zaczynają szlaki. Miał mi pomóc w tym gps ale nie mam pojęcia jak wgrać do niego ślad gpx :/ (tzn. wgrałem ale nie można otworzyć go)
Na miejscu znalazłem miejsce gdzie się zaczyna czarny, więc jadę, rozłąka z innymi szlakami i zjazd z asfaltu na szuter. Pojawia się niezły podjazd a także zakaz wstępu na szlak z "okazji" wycinki drzew - zakaz złamany. Chwila podjazdu i nagle co .... jeszcze większy schowany w cieniu mroczny mega podjazd, który okazuje się być dla mnie pechowy, złapałem pierwszą gumę ever :/ wszystko było ok miałem pompkę, zapasową dętkę ale .... tak flashback z zeszłego tygodnia ... oddałem łyżkę, jedyną jaką miałem w posiadaniu. Środek gór, nikt nie jedzie tym szlakiem, no bo przecież jest zamknięty - no w mordę jeża sąsiad, idą w ruch palce, siłuję się tak chwilkę i daję za wygraną. Napompowałem koło i liczę, że dojadę gdzieś do Głuszycy, nie ruszyłem się z miejsca a nagle za swoich pleców słyszę silnik - leśniczy jedzie, hehe nawet na niego nie spojrzałem, by mnie tylko opierniczył za to, że tu wjechałem. Jadę, powietrze powoli schodzi, dopompowuję, dojazd do asfaltu, tego samego z żółtym szlakiem, który kiedyś atakowaliśmy z Grzmiącej a czarnego brak, dodatkowo atakują mnie trzy brzydkie pieski z kokardkami na głowie. Pompuję jadę, nagle przy jakiejś posesji pokazał się szlak, bez strzałki nie wiem gdzie to prowadzi, mówię do siebie zjeżdżam, zrobię koło a potem zaatakuję czarny przy podjeździe na Rybnicę, atakuję znów pies, tym razem większy i przy mojej większej prędkości, uciekłem z zadartymi nogami szwagrowi. Na skrzyżowaniu w Grzmiącej rozłożyłem się na polanie, łapiąc promienie słońca zabrałem się do robótki z kołem. Tym razem do zdjęcia opony użyłem dużej ilości patyków, które mi pomogły, udało się, z założeniem nie było już problemów. Zadowolony jadę szukać wjazdu na czarny. Za poborem źródlanej wody pojawia się znikąd czarny, chwilę prowadzi asfaltem i skręca wraz z pojawiającym się równie niespodziewanie zielonym w lewo, w teren. Podjazdy te mnie zniszczyły, nie wiem czy są do podjazdu czy do zjazdu, część musiałem podejść. Docieram nagle do czarnego, który się rozwidla w dwie strony ale zaraz zaraz tak nie powinno być, szlak powinien prowadzić tylko w jedną stronę. Wybrałem zły kierunek, trasa była zła i źle oznakowana. Wjechałem gdzieś w las bo ktoś zapomniał domalować na obrazku kierunkowskaz, że szlak skręca, w bardzo niepozorną ścieżkę. Żeby było śmieszniej miałem wyjechać pod ruinami zamku Rogowiec a wyjechałem ... panie i panowie, znów na żółtym asfaltowym. Sam już nie wiedziałem czy się z tego śmiać czy płakać. Postanowiłem, że zjem obiad w Andrzejówce, którą pierwszy raz zaatakowałem asfaltem. piekielny podjazd, a ja bez odpoczynku i jedzonka lekko miałem problemy by tam dojechać. Po sowitym obiadku czas już mnie gonił na Ruiksteina więc dojazd do domu szybko asfaltem, nie mogło przecież zabraknąć Głuchoniemca na koncercie. Tak wiadomość tygodnia, okazało się, że jestem w połowie Niemcem :) Głuchoniemcem, chętnych odsyłam do interneta :P
Ps1 Ogółem czas był różnie włączany więc zawiera dodatkowo moje toalety i inne tego typu akcje, jednym słowem z parę minut zakłamania jest, może nawet z 10 bo muszę zaliczyć też błąkanie się po lesie i szukanie szlaku :/
Ps 2 Po analizie przejazdu widzę, że gps nie złapał sygnału w Andrzejówce :/
Ps 3 I to chyba najważniejsze na oficjalnej stronie Strefy MTB jest komunikat o dostępnych szlakach oraz zmianach i wyłączeniach. Jak ktoś się wybiera to warto przeczytać o zmienianym i poszerzanym czarnym :)
http://www.endomondo.com/workouts/306216615/677106...
Kategoria Dłuższe trasy
Wielka "Lodowa" Sowa
-
DST
80.34km
-
Teren
18.00km
-
Czas
04:40
-
VAVG
17.22km/h
-
Kalorie 3368kcal
-
Podjazdy
1552m
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
sobota była już zaklepana od tygodnia. Umówiony z Zielonym chcieliśmy się pokręcić gdzieś dalej, by przygotować się na wyzwania, które zbliżają się co raz szybciej. Najbliższa impreza to uphill srebna góra/bardo, a potem bike maratony (ja I-szą edycję odpuszczę z powodu wyjazdu na zachód). Ogółem w tym roku więcej jeżdżenia będzie, zdrowie się sypie od kosza, na chwilę obecną idę dziś do ulubionego lekarza (masakra, ciekawe jak dziś mnie przyjmie), byle by dostać skierowanie do ortopedy i spadam od niego. Tyle dobrze, że na rowerze stopy nie bolą ale po środzie na treningu ledwo co chodziłem. Nic to, dogram sezon w Wałbrzychu, we Wrocławiu i będzie długa pauza, no chyba, że wcześniej coś wyjdzie (stawiam na zapalenie ścięgna podeszwowego).
Pogoda była super, kominiary na głowy i lecimy, niestety miałem nieaktualne informacje, że na Sowie nie ma śniegu. (w sumie nie było - był lód, przy szczycie dużo lodu). Podjazd obok Jeziorka Bystrzyckiego potem Glinno. Tutaj spotkaliśmy rowerzystę, który skorzystał od nas z kluczy. Stanowczo miał inne tempo niż my ale i inny sprzęt :P
Za Glinnem pod górę, a tam wbijamy na szlak niebieski, który prowadzi na Przełęcz Walimską a stamtąd już cały czas w kierunku Sowy. Lodu dużo, dało się jeszcze jechać ale pod szczytem było tragicznie, ledwo na nogach mogliśmy ustać. Jakoś się wdrapaliśmy i wjechaliśmy, na szczycie gdy tylko dotarł do mnie zapach ogniska, przypomniałem sobie o tym, że miałem w dłuższe podróże zabierać kiełbaski celem upieczenia ich. Ale z jedzeniem źle nie było. W Lubachowie w sklepie poprosiliśmy o zrobienie świeżych bułeczek z pasztetem, palce lizać, na górze smakowało przepysznie. Kosztując się w kąpieli słonecznej zastanawialiśmy się nad zjazdem. Ja chciałem bardzo na Przełęcz Jugowską zjechać, czerwonym, ale ludzie mówili, że dużo lodu po drodze, a też nie chciałem już forsować Kalenicy bo warunki jazdy nie były takie jak mówiłem i to mogło towarzysza jazdy zdenerwować. Wybór padł na zjazd do Schroniska Orzeł. Jeszcze mała wymiana zdań na szczycie z uroczą starszą parą turystów, którzy w najbliższej przyszłości jadą rowerami dookoła Polski, następnie zjazd. Jak zwykle jechałem drugi i jak zwykle musiałem słuchać wszystkich uwag :) i tych pozytywnych i tych negatywnych hehe
Prawdą jest, że na początku zjazdu zrobiliśmy sobie slalom gigant między ludźmi, tu właśnie pojawiły się negatywne słowa "moje dzieci tu są a on tak szybko jechał" ale im niżej tym słowa bardziej pochlebne, że w takich warunkach jeździmy. Czasami posiłkowałem się bocznymi ścieżkami by omijać lód. Szybko zjechaliśmy do Rzeczki.
Zatrzymaliśmy się i w głowie układaliśmy dalszą część trasy, która miała prowadzić przez góry do Głuszycy. Nigdy tego asfaltu nie namierzałem ale Piotr kiedyś na zawodach nią jechał więc zjazd i szukanie skrętu w lewo. Na nasze nieszczęście Piotr zjeżdżał tak szybko, że ominęliśmy zakręt, krzyczałem do niego ale nie usłyszał, pech podwójny bo zjechaliśmy daleko i spotkaliśmy dwóch bajkerów z Bielawy. Poproszeni o pomoc wskazują nam drogę, ale swoje musieliśmy podjechać. Nieświadomie wsiadłem na ambicje starszemu z panów (nota bene zwycięzcy uphill śnieżki w swojej kategorii). Z kim ja zadzieram. chciałem tylko dać zmianę, myślałem, że się zmieniamy tak, ale najwyraźniej źle myślałem. Pan pokazał co potrafi dodatkowo z przodu nie mogłem zrzucić na najniższą przełożenie, przerzutka była zabrudzona totalnie przez błoto. Muszę się jeszcze dużo nauczyć by takich incydentów unikać, nie miałem w zamiarze kogoś urazić czy sprawdzać. Wyszło jak wyszło pojechaliśmy w swoją stronę a oni w swoją. Po wjeździe na górę czekał na nas przyjemny zjazd do Głuszycy, dzień powoli miał się ku końcowi więc powrót asfaltowy przez Mordor a zjazd przez Książ.
http://www.endomondo.com/workouts/302669834/677106...
Kategoria Dłuższe trasy