Śnieżka nocą
-
DST
15.00km
-
Czas
03:52
-
VAVG
3.88km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
co to za podróż!!!
zaczęła się dzień wcześniej tj. w piątek. byłem w Świdnicy na urodzinach, z których w stanie wskazującym z uśmiechem na ustach wróciłem do domu ok godz 22.
o 1.30 byłem już ustawiony ze znajomymi. czasu na sen było mało, ale sen nie nadszedł, po przyjeździe oglądam eurobasket potem załączam nba2k13 i tak mi mija czas, parę minut po północy oczy mi się zamykają, za chwile budzik dzwoni a potem telefon od Daniela. Przygotowałem się do wyprawy, w głowie szumi alkohol dalej, przez ten szum zapominam zabrać z domu kilku rzeczy, w tym kąpielówek. Tak kąpielówki na śnieżkę. Ponieważ główny cel to Śnieżka ale potem plan zakładał wejście do znanego hotelu w Karpaczu by skorzystać z wodnych atrakcji. na szczęście było to jeszcze przed Cieszowem więc stosunkowo blisko.
W Kowarach trafiamy na ssaki leśne, nietypowo jeden na poboczu siedzi z ewidentnymi pękniętymi plecami, drugi po paru metrach na środku drogi chce nam wskoczyć pod koła, co za noc :P
W Karpaczu bez przygód, Daniel szuka miejsca startu i bezpłatnego parkingu. O tej porze nie ma z tym problemu, za wstęp do parku też nie zapłaciliśmy bo nie było komu. Ruszamy niedaleko obok Orlinka czerwonym, w trakcie przypominam sobie, że kiedyś nim schodziłem jak byłem mały i wtedy się bałem. Teraz na luzie po tatrach nogi zaprawione i bez przeszkód wspinamy się w górę. Przy cmentarzyku widzimy, że ktoś na dole za nami też się wspina z latarkami. Fajny widok w nocy w środku lasu świecące latareczki. Bardzo szybko dochodzimy do szczytu, nawet za wcześnie, wschód słońca za ponad godzinę, a mocno wieje. Daniel dostaje dreszczy wygląda jakby wykonywał taniec robota. Choć byliśmy dobrze przygotowani (czapki i rękawiczki) to mimo to było zimno. Mnie trzymał alkohol więc w krótkich spodenkach wchodziłem, na górze zakładając dopiero dresy. Czy po ciemku czy jak już świtało widoczność była doskonała, widać "nasze" góry z okolicy i nawet Ślężę i Radunię, spomiędzy których wschodzi słońce. W tym momencie było już pełno osób na szczycie chcących zobaczyć ten obraz, zdecydowanie z przewagą Czechów.
Chwile po szóstej schodzimy tym samym szlakiem, raczej równo podziwiając piękną panoramę Karkonoszy, mnie już łapię powoli sen a to przecież nie koniec dnia. Na parkingu dziwimy się, że aut jak na lekarstwo, wczesna pora więc ludzi brak na szlakach.
Tak czy inaczej kierujemy się do znanego hotelu. Tam całkiem niespodziewanie decydujemy się zjeść śniadanie. Szwedzki stół to to co tygryski lubią najbardziej. Drogo ale po problemach z układem trawiennym w Tatrach w końcu pojawił się apetyt. Dużo zjadłem i wypiłem, wszystko było smaczne, wystrój i obsługa bajeczne, niczego nie brakowało. Po śniadanku pora na relaks, w basenach. Też wszystkiego "próbowaliśmy". Sauny git (szczególnie jak jakaś pani leżała bez stroju), gorzej, że zimna woda do schładzania nie była zimna, ale za to sala lodowa była już idealna. Największą furorę jednak zrobiła na nas zjeżdżalnia CEBULA. Zabawa bezkonkurencyjna. Bawiliśmy się lepiej niż dzieci. Daniel pobijał swoje rekordy w szybkości wjazdu do "lejka", ja za to raz wyleciałem z niego głową w dół. polecam po górskich spacerach się tam wybrać, po wszystkim nie chciało nam się spać byliśmy naładowani emocjami dzisiejszego dnia a to dopiero 11 godzina. Odwiedzamy znany market gdzie zabieram kolejnego wściekłego ptaka dla bratanka. Przy powrocie łapie mnie sen, w domu umawiam się na rower z Kasią a z Pająkiem na basket więc dzień trwa w najlepsze...
/6771062
Kategoria Pieszo góry