Wpisy archiwalne w kategorii
Morawy 2025
| Dystans całkowity: | 429.41 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
| Czas w ruchu: | 21:08 |
| Średnia prędkość: | 20.32 km/h |
| Suma podjazdów: | 2416 m |
| Liczba aktywności: | 3 |
| Średnio na aktywność: | 143.14 km i 7h 02m |
| Więcej statystyk | |
Morawy: Brno - coś tam z dwoma domami na krzyż
-
DST
87.78km
-
Czas
04:50
-
VAVG
18.16km/h
-
Podjazdy
1093m
-
Sprzęt THE BLACK ONE
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 maja 2025 | dodano: 25.11.2025
Ostatni trzeci dzień wyprawy.
Kierunek Sumperk. Mikołaj wstał rano z bólem kolana, nie najlepiej to rzutowało na przyszłe kilometry, których może miało być mniej niż w poprzednie dni ale za to więcej pod górę i to znacznie. Udaliśmy się na śniadanko w hotelu a następnie przejechaliśmy na rynek w Brnie. Miejsce to jest bardziej zadbane niż okolice noclegu, tramwaje jeżdżą przez środek placu.

Na obrzeżach Brna po kilkunastu kilometrach Mikołaj się poddał, zbyt bardzo bolało go kolano, stwierdził, że jak ma stację pod nosem to nie będzie dalej forsował kolana i poczeka na pociąg do Sumperku. Żegnamy się na wysokim przejeździe kolejowym gdzie można było podjechać rowerem swoistymi serpentynami, to był jedyny plus. umówiliśmy się tak, że albo spotkamy się w Sumperku albo jego okolicy gdzie zgarnie mnie autem Mikołaj, miał mi dać parę godzin zapasu :D Zostałem sam na placu boju, szybko tego pożałowałem bo podjąłem na starcie błędne decyzję. Ślad GPS wariował i pojechałem nie tymi drogami jakimi powinienem, na początku była frajda bo pod górę i lasem, ale za chwilę wszystko co podjechałem musiałem z buta zejść trzymając rower bo była taka stromizna. Nie mogłem jechać lasem bo droga stanowcza odbijała od mojego śladu, musiałbym wiele kilometrów nadrobić. Zjechałem do rzeki Svitava przy której jest fajna ścieżka rowerowa, asfalt ale świeżutki. Droga prowadzi między wzgórzami, obok rzeki są tory i tak naprzemiennie to wszystko się przeplatało między sobą. W pewnym momencie wchodzę na koło gościowi na rowerze szosowym, pomaga mi przez jakiś czas ale średnia ponad 30km/h mnie po jakimś czasie zniszczyła, nie ten rower i nie po tylu kilometrach, na szosowym pewnie nie miałbym problemu.

Zaczyna się podjazd pod kolejny punkt Jaskinia Macochy, trochę informacji "Macocha – najgłębszy lej krasowy w Czechach, położony na obszarze Krasu Morawskiego w granicach gminy Vilémovice u Macochy. Głębokość przepaści wynosi 138,5 metra. Na dole przepaści znajduje się małe jeziorko – pod jego taflą przepaść sięga kolejnych 50 metrów. Na szczycie południowej ściany w 1882 roku umieszczono czynną do dziś platformę obserwacyjną. Dnem przepaści przepływa rzeka – niewielki dopływ podziemnej rzeki Punkvy. Z górnej krawędzi przepaści można zejść lub zjechać koleją linową na dół, do wejścia do jaskini Punkevní i przejść jaskiniami do jej dna, skąd można podziwiać ją z zupełnie innej perspektywy". Jadę do góry obok wejścia do jaskini a potem obok kolejki linowej. Do tego momentu jest wiele osób ale za kolejką już sporadycznie kogoś mijam. Szkoda, że nie miałem kompana i tego że nie mogliśmy tego zwiedzić, chciałbym zobaczyć tą przepaść i jaskinie. No ale nie ma takiej możliwości, próbuję zrobić jak najwięcej kilometrów za nim dostanę telefon od Mikołaja. Mijam po chwili inne jaskinie, potężne jaskinie akurat tutaj wyjście z niej.

Potem już było tylko źle, ślad kazał mi jechać pod górę, ok ale ciągle na szczycie ślad ten zataczał okrąg, ależ to mnie irytowało, wjechałem na jakiś wierzchołek i nie potrafiłem z niego zjechać. Kręciłem się jak debil. Udało się znaleźć jakąś ścieżkę i w końcu gdzieś dojechałem do asfaltu, podjąłem decyzję, że będę jeździł głównymi drogami, żadnych bocznych dróg. Straciłem wiele czasu. Kilka razy GPS mnie błędnie prowadził albo pokazywał zamknięte drogi, nieprzejezdne. To był lipny odcinek drogi. Dojeżdżam do miejscowości Nectava gdzie czekam już na Mikołaja który do mnie zadzwonił, że jedzie w moim kierunku. Zbrakło mi ok. 50 km do Sumperku. Za chwilę znów miał zacząć się podjazd. A potem kolejny i kolejny, jechaliśmy autem i nie mogłem się nadziwić ile wzniesienia było przede mną jeszcze. Kierunek Polska. Koniec wielkiej przygody 2025, szkoda, że kończyłem ją samotnie, w tamtym roku odpadł Michał i kończyliśmy w dwójkę. Teraz już tylko plany na 2026.
https://www.strava.com/activities/14447020951
Kierunek Sumperk. Mikołaj wstał rano z bólem kolana, nie najlepiej to rzutowało na przyszłe kilometry, których może miało być mniej niż w poprzednie dni ale za to więcej pod górę i to znacznie. Udaliśmy się na śniadanko w hotelu a następnie przejechaliśmy na rynek w Brnie. Miejsce to jest bardziej zadbane niż okolice noclegu, tramwaje jeżdżą przez środek placu.

Na obrzeżach Brna po kilkunastu kilometrach Mikołaj się poddał, zbyt bardzo bolało go kolano, stwierdził, że jak ma stację pod nosem to nie będzie dalej forsował kolana i poczeka na pociąg do Sumperku. Żegnamy się na wysokim przejeździe kolejowym gdzie można było podjechać rowerem swoistymi serpentynami, to był jedyny plus. umówiliśmy się tak, że albo spotkamy się w Sumperku albo jego okolicy gdzie zgarnie mnie autem Mikołaj, miał mi dać parę godzin zapasu :D Zostałem sam na placu boju, szybko tego pożałowałem bo podjąłem na starcie błędne decyzję. Ślad GPS wariował i pojechałem nie tymi drogami jakimi powinienem, na początku była frajda bo pod górę i lasem, ale za chwilę wszystko co podjechałem musiałem z buta zejść trzymając rower bo była taka stromizna. Nie mogłem jechać lasem bo droga stanowcza odbijała od mojego śladu, musiałbym wiele kilometrów nadrobić. Zjechałem do rzeki Svitava przy której jest fajna ścieżka rowerowa, asfalt ale świeżutki. Droga prowadzi między wzgórzami, obok rzeki są tory i tak naprzemiennie to wszystko się przeplatało między sobą. W pewnym momencie wchodzę na koło gościowi na rowerze szosowym, pomaga mi przez jakiś czas ale średnia ponad 30km/h mnie po jakimś czasie zniszczyła, nie ten rower i nie po tylu kilometrach, na szosowym pewnie nie miałbym problemu.

Zaczyna się podjazd pod kolejny punkt Jaskinia Macochy, trochę informacji "Macocha – najgłębszy lej krasowy w Czechach, położony na obszarze Krasu Morawskiego w granicach gminy Vilémovice u Macochy. Głębokość przepaści wynosi 138,5 metra. Na dole przepaści znajduje się małe jeziorko – pod jego taflą przepaść sięga kolejnych 50 metrów. Na szczycie południowej ściany w 1882 roku umieszczono czynną do dziś platformę obserwacyjną. Dnem przepaści przepływa rzeka – niewielki dopływ podziemnej rzeki Punkvy. Z górnej krawędzi przepaści można zejść lub zjechać koleją linową na dół, do wejścia do jaskini Punkevní i przejść jaskiniami do jej dna, skąd można podziwiać ją z zupełnie innej perspektywy". Jadę do góry obok wejścia do jaskini a potem obok kolejki linowej. Do tego momentu jest wiele osób ale za kolejką już sporadycznie kogoś mijam. Szkoda, że nie miałem kompana i tego że nie mogliśmy tego zwiedzić, chciałbym zobaczyć tą przepaść i jaskinie. No ale nie ma takiej możliwości, próbuję zrobić jak najwięcej kilometrów za nim dostanę telefon od Mikołaja. Mijam po chwili inne jaskinie, potężne jaskinie akurat tutaj wyjście z niej.

Potem już było tylko źle, ślad kazał mi jechać pod górę, ok ale ciągle na szczycie ślad ten zataczał okrąg, ależ to mnie irytowało, wjechałem na jakiś wierzchołek i nie potrafiłem z niego zjechać. Kręciłem się jak debil. Udało się znaleźć jakąś ścieżkę i w końcu gdzieś dojechałem do asfaltu, podjąłem decyzję, że będę jeździł głównymi drogami, żadnych bocznych dróg. Straciłem wiele czasu. Kilka razy GPS mnie błędnie prowadził albo pokazywał zamknięte drogi, nieprzejezdne. To był lipny odcinek drogi. Dojeżdżam do miejscowości Nectava gdzie czekam już na Mikołaja który do mnie zadzwonił, że jedzie w moim kierunku. Zbrakło mi ok. 50 km do Sumperku. Za chwilę znów miał zacząć się podjazd. A potem kolejny i kolejny, jechaliśmy autem i nie mogłem się nadziwić ile wzniesienia było przede mną jeszcze. Kierunek Polska. Koniec wielkiej przygody 2025, szkoda, że kończyłem ją samotnie, w tamtym roku odpadł Michał i kończyliśmy w dwójkę. Teraz już tylko plany na 2026.
https://www.strava.com/activities/14447020951
Kategoria Dłuższe trasy, Morawy 2025, ZALICZ GMINĘ
Morawy: Uherský Ostroh - Brno
-
DST
167.48km
-
Czas
08:03
-
VAVG
20.80km/h
-
Podjazdy
755m
-
Sprzęt THE BLACK ONE
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 maja 2025 | dodano: 26.11.2025
Drugi dzień wycieczki MORAWY 2025
Esencja tej wyprawy, winiarnie, całe hektary. W hotelu mamy wykupione śniadanie, na piętrze jest szewdzki stół z widokiem na panoramę miasteczka. Jemy na zapas plus coś tam bierzemy po kanapce i bananie. Wiem, wiem, obciach jakich mało. Zazwyczaj tak nie robię, tylko jak jestem na rowerze, wtedy potrzeba jest większej ilości kalorii by nie dopuścić do bomby. Na dole hotelu ludzie od rana oblegają siłownie, coś tam się dzieje, grupowe pocenie na maksa. W miasteczku obok łapię nepomuka, poruszamy się pomiędzy miasteczkami w poprzek, nie po głównej drodze, wszystkie są do siebie podobne, przyozdobione i kolorowe. Zaraz niedaleko naszego noclegu mamy piękny postój w miejscowości Petrov, gdzie są winniczki, kanałem czy rzeką przepływają stateczki do tej miasteczka. Zatrzymujemy się i wybieramy jeden ze sklepików wtopionych w ziemie. Ja wybieram małe piwko, a może duże? Mikołaj wino bezalko.

Dużo ludzi tu przyjeżdża autami, rowerami i tak jak wspomniałem statkami, zakupują się w tych przepięknych sklepikach. Popas nasz trwa w najlepsze, dużo do przejechania mamy a już na początku robimy długą przerwę - pięknie. Alkohol i jego brak nas tak zakręcił, że mylimy drogę, zamiast przy rzece wyjeżdżamy na wzgórze skąd widać miasteczko oraz otaczające je winnice, zjeżdżamy z powrotem do Petrova i obieramy właściwy kurs. Przed nami rezerwat przyrody Cahnov - Soutok, czyli tak zwany Trójkąt Dyjski leży w widłach dolnej Dyi i Morawy. Obszar jest niezamieszkany, trudno dostępny, stanowią go podmokłe nadrzeczne łęgi porośnięte lasem i pocięte korytami strumieni a my przejeżdżamy to miejsce rowerem. Rezerwat jest na granicy trzech państw, Czech, Słowacji i Austrii. Tutaj też rozstajemy się z Morawą, która płynie dalej w dół by wlać się do Dunaju. Niestety w tym miejscu jest wielokilometrowy odcinek złej drogi, jakiegoś grysika gdzie ciężko przez to się jedzie. Znów tracimy czas, jedzie się jak po grudzie, najgorsze że po drugiej stronie w Słowacji też jest droga rowerowa, jednakże nie wiemy jaki jest jej stan. Nie zaryzykowaliśmy. Ale były też fajne odcinki, pomiędzy drzewami i w kompletnie dzikiej naturze. Droga ciągnie się przez wiele kilometrów, nie ma żadnych sklepów czy miasta. Wyjeżdżając z rezerwatu wjeżdżamy na obrzeża Brzecławia, co w tej okolicy się dzieje, pełno dróg rowerowych przecinających się między sobą, całe rodziny na rowerach. Dojeżdżamy do Zamku Pohansko który znajduję się nad stawem, przy stojakach pełno rowerów, ładujemy węgle ile się da, jest ciepło i pojawiają się małe otarcia.

Wpadamy do centrum, gdzie odbywa się jakiś festyn, znów przerwa i szama czegoś ciepłego z widokiem na zamek. Za Brzecławiem wpadamy do Zamku Januv, ale tylko na chwilę, już dosyć straciliśmy czasu, dojazd przez drewniany mostek, kolejne miejsce gdzie jest pełno cyklistów. Dojeżdżamy do perełki całej wyprawy - Zamek w Lednicach, majestatyczny, mieniący się w słońcu z potężnym ogrodem, jeszcze takiego zabytku nie widziałem, coś wspaniałego, jest tak ogromny, że nie wiem jak go złapać w kadr.

Za Lednicami fajny odcinek z trasami szutrowymi przy stawach, pełno rowerzystów, przystajemy na małe piwko i winko w przydrożnym ogródku, a przy nich winnica. Mały relaks, szkoda, że takich miejsc jest mało, ale znów i tak czas nam by nie pozwolił stawać częściej, za długa trasa a dzień za krótki. Pomiędzy kolejnymi winnicami podjeżdżamy pod Mikulov, bardzo chciałem by ta miejscowość była na naszej trasie, za każdym razem jak jadę na wakacje to mijam to miejsce, także mam z nim miłe wspomnienia. Zawsze w nocy widać z daleka podświetlony zamek i stare miasto. Pod centrum prowadzi podjazd, nie idzie już tak gładko, czas nagli kilka pamiątkowych fot w mieście i czeka nas zjazd w kierunku Brna. Zjazd był zacny, mega szybki, przez miasteczko, mijaliśmy sakwiarzy, niektórzy jechali w drugą stronę, biedacy, współczułem im, podjazd był srogi. Na przemiennie jedziemy w górę i w dół, mijamy jakieś wzgórza z innymi zamkami, Czechy są naszpikowane takimi zabytkami. Czasu nie starcza by to wszystko zwiedzić, zobaczyć. Przejeżdżamy pomiędzy dwoma jeziorkami, zaczyna się złota godzina, zachodzące słońce zacnie wygląda nad wodą. Dojazd do Brna i samo jego przebrnięcie jest ciężkie, jest to prawdziwy moloch, przejechanie do centrum trwa długo, jest duży ruch samochodowy. Docieramy o zmroku do hotelu, szybko ogarniamy pokój a następnie wybiegamy na miasto do sklepu, chcieliśmy gdzieś zjeść na mieście ale jakoś społeczeństwo ciapate nam nie odpowiadało, okolica szara, obdarta, mocno industrialna. Załatwiamy swoje potrzeby w markecie, wracamy do hotelu gdzie okazuje się, że nie ma sztućców, nie ma kogo podpytać o jakiś widelec czy łyżeczkę. W hotelu odbywa się jakaś impreza ale nie ma możliwości wejścia na nią, drzwi zamknięte, więc bardzo mocno improwizujemy przy jedzeniu posiłków. Na koniec dnia Mikołaj narzeka na ból kolana, co nabiera większego znaczenia nazajutrz.
https://www.strava.com/activities/14438914466
Esencja tej wyprawy, winiarnie, całe hektary. W hotelu mamy wykupione śniadanie, na piętrze jest szewdzki stół z widokiem na panoramę miasteczka. Jemy na zapas plus coś tam bierzemy po kanapce i bananie. Wiem, wiem, obciach jakich mało. Zazwyczaj tak nie robię, tylko jak jestem na rowerze, wtedy potrzeba jest większej ilości kalorii by nie dopuścić do bomby. Na dole hotelu ludzie od rana oblegają siłownie, coś tam się dzieje, grupowe pocenie na maksa. W miasteczku obok łapię nepomuka, poruszamy się pomiędzy miasteczkami w poprzek, nie po głównej drodze, wszystkie są do siebie podobne, przyozdobione i kolorowe. Zaraz niedaleko naszego noclegu mamy piękny postój w miejscowości Petrov, gdzie są winniczki, kanałem czy rzeką przepływają stateczki do tej miasteczka. Zatrzymujemy się i wybieramy jeden ze sklepików wtopionych w ziemie. Ja wybieram małe piwko, a może duże? Mikołaj wino bezalko.

Dużo ludzi tu przyjeżdża autami, rowerami i tak jak wspomniałem statkami, zakupują się w tych przepięknych sklepikach. Popas nasz trwa w najlepsze, dużo do przejechania mamy a już na początku robimy długą przerwę - pięknie. Alkohol i jego brak nas tak zakręcił, że mylimy drogę, zamiast przy rzece wyjeżdżamy na wzgórze skąd widać miasteczko oraz otaczające je winnice, zjeżdżamy z powrotem do Petrova i obieramy właściwy kurs. Przed nami rezerwat przyrody Cahnov - Soutok, czyli tak zwany Trójkąt Dyjski leży w widłach dolnej Dyi i Morawy. Obszar jest niezamieszkany, trudno dostępny, stanowią go podmokłe nadrzeczne łęgi porośnięte lasem i pocięte korytami strumieni a my przejeżdżamy to miejsce rowerem. Rezerwat jest na granicy trzech państw, Czech, Słowacji i Austrii. Tutaj też rozstajemy się z Morawą, która płynie dalej w dół by wlać się do Dunaju. Niestety w tym miejscu jest wielokilometrowy odcinek złej drogi, jakiegoś grysika gdzie ciężko przez to się jedzie. Znów tracimy czas, jedzie się jak po grudzie, najgorsze że po drugiej stronie w Słowacji też jest droga rowerowa, jednakże nie wiemy jaki jest jej stan. Nie zaryzykowaliśmy. Ale były też fajne odcinki, pomiędzy drzewami i w kompletnie dzikiej naturze. Droga ciągnie się przez wiele kilometrów, nie ma żadnych sklepów czy miasta. Wyjeżdżając z rezerwatu wjeżdżamy na obrzeża Brzecławia, co w tej okolicy się dzieje, pełno dróg rowerowych przecinających się między sobą, całe rodziny na rowerach. Dojeżdżamy do Zamku Pohansko który znajduję się nad stawem, przy stojakach pełno rowerów, ładujemy węgle ile się da, jest ciepło i pojawiają się małe otarcia.

Wpadamy do centrum, gdzie odbywa się jakiś festyn, znów przerwa i szama czegoś ciepłego z widokiem na zamek. Za Brzecławiem wpadamy do Zamku Januv, ale tylko na chwilę, już dosyć straciliśmy czasu, dojazd przez drewniany mostek, kolejne miejsce gdzie jest pełno cyklistów. Dojeżdżamy do perełki całej wyprawy - Zamek w Lednicach, majestatyczny, mieniący się w słońcu z potężnym ogrodem, jeszcze takiego zabytku nie widziałem, coś wspaniałego, jest tak ogromny, że nie wiem jak go złapać w kadr.

Za Lednicami fajny odcinek z trasami szutrowymi przy stawach, pełno rowerzystów, przystajemy na małe piwko i winko w przydrożnym ogródku, a przy nich winnica. Mały relaks, szkoda, że takich miejsc jest mało, ale znów i tak czas nam by nie pozwolił stawać częściej, za długa trasa a dzień za krótki. Pomiędzy kolejnymi winnicami podjeżdżamy pod Mikulov, bardzo chciałem by ta miejscowość była na naszej trasie, za każdym razem jak jadę na wakacje to mijam to miejsce, także mam z nim miłe wspomnienia. Zawsze w nocy widać z daleka podświetlony zamek i stare miasto. Pod centrum prowadzi podjazd, nie idzie już tak gładko, czas nagli kilka pamiątkowych fot w mieście i czeka nas zjazd w kierunku Brna. Zjazd był zacny, mega szybki, przez miasteczko, mijaliśmy sakwiarzy, niektórzy jechali w drugą stronę, biedacy, współczułem im, podjazd był srogi. Na przemiennie jedziemy w górę i w dół, mijamy jakieś wzgórza z innymi zamkami, Czechy są naszpikowane takimi zabytkami. Czasu nie starcza by to wszystko zwiedzić, zobaczyć. Przejeżdżamy pomiędzy dwoma jeziorkami, zaczyna się złota godzina, zachodzące słońce zacnie wygląda nad wodą. Dojazd do Brna i samo jego przebrnięcie jest ciężkie, jest to prawdziwy moloch, przejechanie do centrum trwa długo, jest duży ruch samochodowy. Docieramy o zmroku do hotelu, szybko ogarniamy pokój a następnie wybiegamy na miasto do sklepu, chcieliśmy gdzieś zjeść na mieście ale jakoś społeczeństwo ciapate nam nie odpowiadało, okolica szara, obdarta, mocno industrialna. Załatwiamy swoje potrzeby w markecie, wracamy do hotelu gdzie okazuje się, że nie ma sztućców, nie ma kogo podpytać o jakiś widelec czy łyżeczkę. W hotelu odbywa się jakaś impreza ale nie ma możliwości wejścia na nią, drzwi zamknięte, więc bardzo mocno improwizujemy przy jedzeniu posiłków. Na koniec dnia Mikołaj narzeka na ból kolana, co nabiera większego znaczenia nazajutrz.
https://www.strava.com/activities/14438914466
Kategoria Dłuższe trasy, Morawy 2025, ZALICZ GMINĘ
Morawy: Sumperk-Uherský Ostroh
-
DST
174.15km
-
Czas
08:15
-
VAVG
21.11km/h
-
Podjazdy
568m
-
Sprzęt THE BLACK ONE
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 maja 2025 | dodano: 25.11.2025
Zaplanowana podróż kilkudniowa z Mikołajem w tym roku cel to MORAWY.
Start to dojazd do Sumperku samochodem, tam szukamy miejsca dla auta i pozostawiamy go na skraju miasta, przy cmentarzu, mamy małe obawy czy będziemy mieli czym wrócić do domu ale w mieście każdy parking był płatny. Jest ryzyko to jest zabawa. Mikołaj jedzie na gravelu ja natomiast na MTB z oponami typu gravel, oboje cały swój dobytek mamy w torbach podsiodłowych. Jedziemy szlakiem rowerowym wzdłuż rzeki Morawa, wiele dobrego słyszeliśmy o tym szlaku więc postanowiliśmy go przejechać. Czas jaki daliśmy sobie na przejechanie ponad 500km to 3 dni. Pierwsza większa miejscowość i mały przystanek to znana miejscowość z piwa mianowicie Litovel. Pauza w parku.
Start to dojazd do Sumperku samochodem, tam szukamy miejsca dla auta i pozostawiamy go na skraju miasta, przy cmentarzu, mamy małe obawy czy będziemy mieli czym wrócić do domu ale w mieście każdy parking był płatny. Jest ryzyko to jest zabawa. Mikołaj jedzie na gravelu ja natomiast na MTB z oponami typu gravel, oboje cały swój dobytek mamy w torbach podsiodłowych. Jedziemy szlakiem rowerowym wzdłuż rzeki Morawa, wiele dobrego słyszeliśmy o tym szlaku więc postanowiliśmy go przejechać. Czas jaki daliśmy sobie na przejechanie ponad 500km to 3 dni. Pierwsza większa miejscowość i mały przystanek to znana miejscowość z piwa mianowicie Litovel. Pauza w parku.

Szybko dojeżdżamy do Ołomuńca, trochę nawiguję w tym mieście ponieważ byłem tu 2024 wraz z Łazikami więc na świeżo co nie co pamiętam. Przejazd przez Rynek i potem pod katedrę, która robi wrażenie. Zegar na rynku na zwór tego z Pragi. Bardzo ładne miasto, oblegane przez turystów ale się nie dziwie. Ma swój urok i zabytki. Kolumna na rynku dalej remontowana więc znów bark możliwości pamiątkowej fory z rzeźbą Jana Nepomucena. Czas naglił a do przejechania mieliśmy wiele kilometrów więc podróż trwała dalej.


Przejeżdżamy malownicze miejsca, wspaniałe ścieżki rowerowe, mordka sama się uśmiecha i raduję. Trasa wiedzie poprzez stawy gdzie jest totalna cisza i spokój. Następna miejscowość to Kromieryż, także i tu pokręciliśmy się po zabytkach tego miasta, oczywiście widzianych tylko z roweru. Wpadamy do Pałacu Arcybiskupów oraz ogrodów które są rozległe i zadbane. Tutaj też robimy popas i uzupełniamy węgle. Szukaliśmy czegoś innego ale Pizza z okienka wyglądała dobrze a nam też zależało na czasie, nawet wzięliśmy dokładkę.
W Otrokoviach pojawiły się problemy, brak przejazdu, remontowana droga, chcieliśmy przejść pod wiaduktem drogi szybkiego ruchu ale był dobrze zabezpieczony przed takimi wejściami, było by ciężko przejść z rowerami. Niestety trochę czasu tu spędziliśmy szukając jakiejś alternatywnej drogi by potem trafić na tą samą ścieżkę, było ciężko ponieważ nie znaliśmy tego miejsca, dodatkowo musieliśmy się mocno cofnąć. Jeszcze na zjeździe ja się zagapiłem a nagle Mikołaj zahamował z nieznanego mi powodu, w ostatniej chwili odbiłem ale i tak w niego uderzyłem, mogło skończyć się gorzej. Pojawiły się nerwy. Czas naglił, Mikołaj pisał z gościem od noclegu, który to oświadczył, że do 9 musimy się wyrobić bo inaczej nocleg będzie już zamknięty. Dziwna polityka, nie wiem o co w tym chodziło ale najgorsze było to, że nie mieliśmy żadnej alternatywy bo miejsce w którym mieliśmy nocować to mała mieścina a wokół niej nic większego z noclegiem. Powoli robiło się szarawo, zaczęliśmy używać świateł i jechać na zmiany by tylko dojechać na czas. Jeszcze gorzej, że nie mieliśmy żarcia na kolację a w tym mieście nie było otwartych do późna sklepów, wcześniej znów nie mieliśmy czasu się zakupić bo musieliśmy pędzić na nocleg. I tak źle i tak niedobrze. Już po nocy wpadliśmy do Uherský Ostroh zdążyliśmy na czas, udało się z tym noclegiem choć byliśmy lekko mówiąc zmęczeni. Na przeciwko nas był kebab więc na szybkiego dokonaliśmy szturmu, mięso z makaronem wpadło jak złoto plus zimna kofolka. Na koniec mecz mistrzostw świata w hokeju, drugi rok z rzędu, haha nasza tradycja już. Pokoje spoko, nic więcej nie było potrzebne by wypocząć przed drugim dniem.

https://www.bikestats.pl/posts/postedit/2519067
Kategoria Dłuższe trasy, ZALICZ GMINĘ, Morawy 2025











