king13kula prowadzi tutaj blog rowerowy

moja jazda

wyżej w Polsce się podobno nie da wjechać

  • DST 131.00km
  • Czas 06:19
  • VAVG 20.74km/h
  • Kalorie 6636kcal
  • Podjazdy 1426m
  • Sprzęt kross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 lipca 2013 | dodano: 16.07.2013

plan w głowie urodził się już dawno temu, chciałem sprawdzić się z tym podjazdem, sprawdzić swoje możliwości. Dodatkowo motywowały mnie wpisy innych na blogach, jedyne co mnie powstrzymywało to mój sprzęt, który jest dość stary, wyeksploatowany i kiepskiej jakości. Jakiś czas temu zamówiłem za namową znajomych nowe części, po jakimś czasie i w ich większym udziale zamontowaliśmy wszystko (nie bez przygód) ale wynik był taki, że rower był przede wszystkim lżejszy, posiadał więcej przełożeń i ogółem "chodził" super.
W międzyczasie pojawiła się promocja w KD odnośnie przewozu rowerów, który do 30 września kosztuje tylko 1zł, decyzja zapadła start z JG. Pociąg a właściwie szynobus jechał dość powoli, razem z kolegą się wynudziliśmy, z nudy nawet szukaliśmy rozwiązania jak otworzyć śmietniczek, nie było to takie proste.
Na miejscu szybko odpalamy programy i w drogę, kolega miał wodę w bidonie i w bukłaku, ja natomiast na odwrót, koniecznie chciałem kupić coś w Przesiece i skończyło się na tym, że sklepy były tam pozamykane a ja jechałem na wodzie górskiej przez przełęcz i Czechy. Trasa cała zupełnie obca (nawet Cieplice) ale od razu muszę zaznaczyć, że ani razu się nie pogubiliśmy. Tak więc szybko asfaltem przedostajemy się do Podgórzyna i Przesieki. Przerwa pod zabytkowym tramwajem by zdobyć kesza. Straciliśmy na tym magnetyku z godzinę, jest dobry, worek wtapia się w tło. Gdy jeszcze szukaliśmy pojawia się gość - motocyklista z gpsem, niemiec, szybko z angielskiego wytłumaczyłem czemu mimo, że wgrał kesze na swojego garmina nie ma tego którego ja szukam (strona światowa i polska). znaleziony radość tym większa, że już się poddawałem ale kolega mnie zachęcał do szukania aż w końcu z głową pod tramwajem znalazłem. W nagrodę kolega bierze łańcuszek z napisem rambo :D.
Zaczynamy wspinaczkę, jest mocno ale super widoki wysokości z przejechanego dystansu, co chwilę kogoś mijamy zjeżdżającego w dół. Koło schroniska Bałtyk zatrzymujemy się by porobić zdjęcia, około 10 lat temu nocowaliśmy tu na pierwszej licealnej wycieczce. Asfalt ciągnie się dalej, na nic zdały się ostrzeżenia dla kolegi by tak nie szarżował gdyż to dopiero pierwszy podjazd. Parę sekund na mnie musiał zaczekać, ale wtedy na wypłaszczeniu pojawił się szlaban i właściwa droga na przełęcz. Kolega już po kilku metrach zrezygnował a ja w swoim tempie walczyłem. w pewnym momencie różnica była tak duża, że postanowiłem poczekać, kolega już musiał prowadzić rower, dałem mu banana, próbowałem zmotywować by jeszcze wsiadł i spróbował. Sam natomiast zaopatrzyłem się w wodę górską. Parę łyków i jedziemy już wspólnie. Jest małe wypłaszczenie, próbuje zagadywać kolegę by mu się łatwiej podjeżdżało. Ale za zakrętu stromizna, każdy swoim tempem. Powiedziałem tylko na rozstaju, że podjazd na przełęczy kończy się dopiero przy schronisku odrodzenie, prawdopodobnie kilkanaście metrów wyżej. I tak każdy walczył po swojemu. Końcówka nawet stroma ale do przejechania, na szczycie ujrzałem 3 schroniska ale domyśliłem się, że to najwyżej to pewnie to do którego zmierzam. Bez zatrzymywania się podjechałem tam co sprawiło mi dużą radość, ludzie coś mówili do siebie, że pewnie ciężko byłoby im tu wjechać. Na szczycie wypatruje kolegi, długo się nie pojawiał, a jak już się pojawił to już zapomniał, że mówiłem o spotkaniu przy schronisku. Zjechałem więc i podjechaliśmy razem. Okazało się, że od postoju przed przełęczą nie załączyłem endomondo więc największego podjazdu mi nie zliczył. No nic, o braku humoru nie mogło być jednak mowy, piękne widoki za oknem i na talerzu na to nie pozwalały. Najedzeni lecimy w dół poszukać na przełęczy kesza, był tak perfidny, że został znaleziony po minucie. Teraz nic tylko zjazd 10 km do Spiredlowego Mlyna. Kolega tak cisnął,że widziałem go tylko przez kilometr, niestety potem już tylko na całej trasie łapały go skurcze. Piękne miasto, dobrze zagospodarowane, dużo ludzi. Trasa w Czechach asfaltowa, obok Cernej Hory, malownicza, z mniejszymi podjazdami. Prawdziwy podjazd zaczyna się z Trutnova do Zalcera. Przed nim mała przerwa po drodze kolejny raz do bidonu leje górską wodę. Akurat gdy padam na ziemie by dosięgnąć źródła za moimi plecami patrzą jak na idiotę Czesi i zapraszają bym skorzystał z ich wody, podziękowałem i ... wybrałem górską wodę. Żałowałem bo potem wracając do roweru zobaczyłem trzy zdechłe krety, fuu. W Lubawce ostatni postój w sieci znanych marketów, wreszcie mogłem sprawdzić jak spisuję się nowy bukłak. Trasa do domu już lekka i przyjemna, podjazd pod Cieszów po 100 km zawsze spoko. Bez problemu, miałem pełno siły jeszcze. Wyjazd na duży plus, rekordy w długości tras i w wysokości, teraz mogę postawić sobie kilka celów, Śnieżka w tygodniu z rana gdy szlaki będą puste, a także Pradziad w Czechach.
/6771062


Kategoria Dłuższe trasy


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa opnal
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]