to się nazywa spontan - pierwsze 200km i to przez Przełęcz Karkonoską
-
DST
206.75km
-
Czas
09:41
-
VAVG
21.35km/h
-
VMAX
64.50km/h
-
Kalorie 6841kcal
-
Podjazdy
2905m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
Spełnione jedno z założeń z poprzedniego roku, które nie zostało spełnione i z automatu przeszło na ten rok, ale ale niech mnie dunder świśnie jeśli miałbym obstawiać, że swoje pierwsze w życiu 200km zrobię kolarką w górach przez Przełęcz Karkonoską.
Plan podróży był już ustalony, siedziba czeskiego sklepu rowerowego gdzieś za Trutnovem, skład: ja, Kudłaty i Zielony, wolne zaklepane na piątek.
Jednak wraz z przejeżdżanymi kilometrami, cel naszej podróży stawał się coraz bardziej bezsensowny, powód pierwszy, miasteczko bardzo małe, niczym się niewyróżniające, powód drugi, nie jest to sklep stacjonarny, tam ewentualnie można coś zamówić przez neta i odebrać osobiście, co tłumaczył nam Zielony a Kudłaty tego nie zrobił. No więc przy parkingu w Lubawce pierwsze korekty planów się pojawiły, spontan pełną parą - może Harrachov - ktoś zarzucił tematem. Czemu nie, daleko ale jak dodać możliwość powrotu pociągiem to do wykonania.
Cóż pogoda była przepiękna, każdemu z nas przepaliło lewą stronę ciała, cali czerwoni. Postój w Rudniku, we wspaniałym zajeździe, smaczne jedzenie plus zimny izotonik.
Odpoczęliśmy a mało co brakowało, żebyśmy odpoczęli sto metrów wcześniej na jakiś schodach nieczynnego lokalu użytkowego, Kudłaty już chciał przestać kręcić ale namówiłem chłopaków, że może za zakrętem jest jakiś bar czy coś w tym stylu, ale by przejechać chociaż miasto, jak nie, to odpoczniemy za miastem, kilka pociągnięć i jest, nasza oaza, opłaciło się tym razem.
Wraz z pokonywanym dystansem Kudłaty miał gorszę tempo i wolę kręcenia choć nie chciał się przyznać, jako jedyny jechał góralem i w domu nie chciał zmienić opon na slicki. Kilka razy proponowałem mu zamianę roweru ale nie chciał się zgodzić. Zamiana jak dobrze pamiętam została klepnięta wiele km za Trutnovem. Kudłaty grzał nieźle dopóki w Spiradlovym Mlynie nie zażądał ponownie górala.
W międzyczasie porzuciliśmy plany o Harrachovie zw. na kondycje Kudłatego, choć zapewniał, że da rade to i tak musieliśmy skrócić trasę. Nie ma innego przejazdu na Polską stronę jak przez wyżej wspomniane miasto, a więc nagle plan uwzględniał najwyżej położone miejsce w kraju gdzie można wjechać legalnie rowerem, a ja jestem na kolarzówce bez przełożeń typowo górskich, hmm może być niemiło. Stawiałem, że Daniel na swoim góralu połknie mnie na starcie a ja będę się wlekł jednak nic z tych rzeczy, razem z Zielonym się wlekliśmy pod górę a Kudłaty ciągnął gdzieś daleko z tyłu. Tempo w granicach 10-12km/h, skwar i pot towarzyszyły nam już do końca podjazdu, na przełęcz daliśmy radę wjechać spokojnie nawet z małym ściganiem ale potem wyrosła ściana pod schronisko i tam już tylko na stojaka mogłem wjechać.
Jakiś czas na miejscu czekaliśmy na Kudłatego pijąc piwka, potem razem zjedliśmy obiad i szykowaliśmy się do zjazdu. Na góralu odstawił nas nie miłosiernie ale to przez te wszędobylskie dziury w asfalcie. Zresztą kolarzówka tak się rozpędzała, że bałbym się i bez dziur tak szybko zjeżdżać tą drogą.
Zjazd kontynuowany przez Borowice i dalej do Przesieki, w Podgórzynie okrążamy jeziora by dotrzeć do Jeleniej Góry, widoki na Karkonosze przy wodzie bajeczne, mijam miejsce gdzie zrobione jest zdjęcie krajobrazu, które wisi w ramie w mojej kuchni.
Sugeruję byśmy zobaczyli w Jeleniej o której jest pociąg do domku, było jeszcze 40 min, Daniel oznajmił, że nie będzie tyle czekał, my także postanowiliśmy, że spróbujemy dojechać do domu robiąc przy okazji 200km!!! Sprawy się pokomplikowały na wyjeździe z Jeleniej, chcieliśmy zaczekać na Daniela bo nie odbierał telefonu a został z tyłu. Sami też mieliśmy zasadzone ziarno niepewności czy damy rade dojechać przed zmrokiem. Czekamy długo, w końcu dociera do nas i oznajmia, że żona po niego podjedzie do Kaczorowa a my mamy jechać i że ... nieważne :/ Przez chwilę myślimy o pojechaniu do Janowic Wielkich na pociąg ale czas, poświęcony na dojazd Kudłatego, sprawił, że nie zdążylibyśmy na niego. Więc szybka decyzja kręcimy. Dajemy sobie zmiany, robiąc przy okazji rekord prędkości, choć i tak mało coś wyszło. Przemierzamy kolejne kilometry, już bez uśmiechu na ustach u Zielonego, coś ja jeszcze czasami nuciłem pod nosem ale nie było żartów, musieliśmy mocno pracować by dojechać na czas. Jednak okazało się, że jak dojechaliśmy to zabrakło nam 10km więc dokręciliśmy brakujące km na Cierniach po ciemku.
Pierwsze dwieście wykręcone, ile mogliśmy w tym czasie km strzelić na płaskim terenie??? Spontan piękny, piękne widoki, krajobrazy i spędzony czas i o to chodzi, oderwać się od rzeczywistości, pobujać w chmurach na odludziu. Czasami pobić swoje rekordy czy słabości a może i spełnić swoje marzenia. 5 lat temu nawet nie myślałem, że kiedyś będę w stanie zrobić taki dystans i wyruszyć w podróż dalej niż granice Wałbrzycha. Dziś zdobyłem swój kolejny kamień milowy, taki dystans pozwala na inne dalekie wojaże, kto wie może jeszcze kilka swoich celów spełnię w tym roku.
Trochę zdjęć z wyprawy w linku:
https://onedrive.live.com/redir?resid=4d30506e1cec...
Ps.1 ciekawe urozmaicenie jazdy poprzez dodanie premii górskiej, jedną udało mi się cichaczem wygrać, drugą na styk z Zielem, czekamy na foto finisz ze studia, pierwszą Kudłaty a ogółem najważniejszą bez spiny Zielak na przełęcz, mieliśmy pod koniec takie tempo, że ludzie się oglądali, ciekawa zabawa.
Ps.2 znaleziony nepomuk w Vrchlabi, niesklasyfikowany na stronie internetowej
http://app.endomondo.com/workouts/536657919/677106...
Kategoria Dłuższe trasy