Tatry 2013- dzień 5 - urlop, piesze wycieczki 22-29/08/2013
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 5 Dolina Chochołowska
z założenia miał być dzień wolny. ale namówiłem znajomych na coś innego bo pogoda miała się psuć więc chciałem skorzystać i coś jeszcze zdobyć podczas urlopu. Padło na Dolinę Chochołowską, którą nawet w deszczu można spokojnie zwiedzać. Poranek okazał się trudny, tym razem nie dla mnie a dla dwójki wczorajszych towarzyszy podróży. Szybko zostałem oskarżony o zarażenie kompanów i nazwany bakterią. Jednak dali radę wstać i wyjść w góry, dołączyła także druga koleżanka, która miała coraz większe pęcherze na stopach. Dolinę znaleźliśmy z lekkimi nerwami, zgrzyty w paczce po paru dniach?, no ładnie :P. Plan był taki, bierzemy rowery, jedziemy 7km w stronę Schroniska na Polanie Chochołowskiej. Na niebie rozlało się mleko ale mimo to gdzie nie gdzie można było podejrzeć cudy przyrody.
W schronisku dłuższa przerwa, w końcu wrócił mi apetyt, wpadły pyszne flaki, inni zamówili kawę. Decydujemy, że wejdziemy na pierwszy szczyt podróż czyli Grzesia a potem zdecydujemy czy zaatakujemy Rakoń i Wołowiec. Podejście stromę, jak każde chyba. Rolę z poprzedniego dnia się odwróciły, ja uciekam a reszta goni. Na szczycie wszechobecna mgła, nic prócz krzyża, znajomi z różnym opóźnieniem docierają do celu, zmarzłem jedynie przez swój pośpiech. Jak wszyscy się zameldowali na górze to zrobiliśmy przerwę. Z Danielem szukaliśmy w kosodrzewinie kesza bezskutecznie, upór nic nie pomógł. nie tym razem. lekko przemoczeni wracamy do dziewczyn po drodze tłumacząc innej parze dziewczyn zabawę w którą się bawimy. Decydujemy, że to dziś ostatni szczyt tego dnia, szlak podobno piękny ale pogoda nie pozwoliła tego dostrzec. wracamy tą samą drogą, odwiedzając Kaplice na polanie, gdzie był kolejny kesz. Daniel się przestraszył żaby, która siedziała w pniu. Dalej na rowery i powrót do auta. Towarzysze się rozchorowali, ja dołączyłem do innego pokoju, gdzie się dopiero co zameldowali dojeżdżający znajomi ze Świebodzic i Wlenia. Pogadaliśmy wypiliśmy balantajsa i w kimę.
Kategoria Pieszo góry