Tatry 2013- dzień 7 - urlop, piesze wycieczki 22-29/08/2013
-
Aktywność Jazda na rowerze
dzień 7 - czerwone wierchy czyli cztery dwutysięczniki
mieliśmy w założeniu szybko się zebrać, prognoza pogody pokazywała, że popołudniu będzie padać ale z rana miało być pogodnie. założenia założeniami a my powoli wyjeżdżamy ok. 8 w góry wychodzimy po 9. początek to Kuźnice :/ czuję pęcherz ale jest git, ost dzień przecież trzeba korzystać. pod gondolą wbijamy się niebieskim w kierunku Schroniska na Hali Kondratowej, kilka fot i śmigamy zielonym w kierunku Kopy Kondratowej.
Pogoda się powoli psuję. Wchodzi mi się dobrze, gdy czekałem na znajomych zagaduję pana z dzieckiem. Opowiada, że już schodzi w dół ale z rana jak był na szczycie to było słońce i wspaniałe widoki, fucken shit myślę, u nas z panoramy Tatr nici. Coraz to większe mleko.
Na szczycie łapie nas deszcz i postanawiamy nie kontynuować podróży. Nic nie widać, robi się mokro a szlak na pozostałe szczyty nie jest nam znany. Schodzimy zółtym w kierunku Giewontu, nawet go nie widać. Potem odbijamy niebieskim zatłoczonym do schroniska by wrócić tym samym szlakiem do Kuźnic. Na przyszłość jest pewna lekcja wstawać wcześniej, szczególnie na tak oblegane góry jak Giewont bo potem robi się mocno turystycznie. Zastanawiające jest to, że mimo złych warunków pogodowych, pogarszających się, i tak tylko zakładam, znając prognozę pogody, ludzie pchali się drzwiami i oknami na szlaki pod Giewont. Może też ost dzień w Tatrach, nie wiem. Ale skoro wiem, że na Giewont dostać się można na łańcuchach to mimo to bym nie ryzykował.
Postanowiliśmy wrócić do domu a potem uderzyć na Zakopane, do knajpy, którą Kasi polecał ktoś na szlakach, nie pamiętam nazwy ale była odjazdowa. Typowa góralska chata, pełno zabitych i wypchanych zwierząt tzn wystrój był dobrany :), grała kapela góralska. Dania super, filet z jelenia pychota. do tego śliwowica i herbatka góralska Bóg wie z czym ale mocna jak diabli.
Potem nawet po Krupówkach do jakiegoś pubu trafilismy na tańce ale tańce się nie odbyły a ja byłem lekko mówiąc pozamiatany, wysiłek + alko swoje dały, padłem jak kłoda, w samochodzie a potem w pokoju. Ost dzień ciekawy, pierwszy raz na Krupówkach a właściwie nie za bardzo pamiętam co tam się działo.
Kategoria Pieszo góry