Morawy: Uherský Ostroh - Brno
-
DST
167.48km
-
Czas
08:03
-
VAVG
20.80km/h
-
Podjazdy
755m
-
Sprzęt THE BLACK ONE
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 maja 2025 | dodano: 26.11.2025
Drugi dzień wycieczki MORAWY 2025
Esencja tej wyprawy, winiarnie, całe hektary. W hotelu mamy wykupione śniadanie, na piętrze jest szewdzki stół z widokiem na panoramę miasteczka. Jemy na zapas plus coś tam bierzemy po kanapce i bananie. Wiem, wiem, obciach jakich mało. Zazwyczaj tak nie robię, tylko jak jestem na rowerze, wtedy potrzeba jest większej ilości kalorii by nie dopuścić do bomby. Na dole hotelu ludzie od rana oblegają siłownie, coś tam się dzieje, grupowe pocenie na maksa. W miasteczku obok łapię nepomuka, poruszamy się pomiędzy miasteczkami w poprzek, nie po głównej drodze, wszystkie są do siebie podobne, przyozdobione i kolorowe. Zaraz niedaleko naszego noclegu mamy piękny postój w miejscowości Petrov, gdzie są winniczki, kanałem czy rzeką przepływają stateczki do tej miasteczka. Zatrzymujemy się i wybieramy jeden ze sklepików wtopionych w ziemie. Ja wybieram małe piwko, a może duże? Mikołaj wino bezalko.

Dużo ludzi tu przyjeżdża autami, rowerami i tak jak wspomniałem statkami, zakupują się w tych przepięknych sklepikach. Popas nasz trwa w najlepsze, dużo do przejechania mamy a już na początku robimy długą przerwę - pięknie. Alkohol i jego brak nas tak zakręcił, że mylimy drogę, zamiast przy rzece wyjeżdżamy na wzgórze skąd widać miasteczko oraz otaczające je winnice, zjeżdżamy z powrotem do Petrova i obieramy właściwy kurs. Przed nami rezerwat przyrody Cahnov - Soutok, czyli tak zwany Trójkąt Dyjski leży w widłach dolnej Dyi i Morawy. Obszar jest niezamieszkany, trudno dostępny, stanowią go podmokłe nadrzeczne łęgi porośnięte lasem i pocięte korytami strumieni a my przejeżdżamy to miejsce rowerem. Rezerwat jest na granicy trzech państw, Czech, Słowacji i Austrii. Tutaj też rozstajemy się z Morawą, która płynie dalej w dół by wlać się do Dunaju. Niestety w tym miejscu jest wielokilometrowy odcinek złej drogi, jakiegoś grysika gdzie ciężko przez to się jedzie. Znów tracimy czas, jedzie się jak po grudzie, najgorsze że po drugiej stronie w Słowacji też jest droga rowerowa, jednakże nie wiemy jaki jest jej stan. Nie zaryzykowaliśmy. Ale były też fajne odcinki, pomiędzy drzewami i w kompletnie dzikiej naturze. Droga ciągnie się przez wiele kilometrów, nie ma żadnych sklepów czy miasta. Wyjeżdżając z rezerwatu wjeżdżamy na obrzeża Brzecławia, co w tej okolicy się dzieje, pełno dróg rowerowych przecinających się między sobą, całe rodziny na rowerach. Dojeżdżamy do Zamku Pohansko który znajduję się nad stawem, przy stojakach pełno rowerów, ładujemy węgle ile się da, jest ciepło i pojawiają się małe otarcia.

Wpadamy do centrum, gdzie odbywa się jakiś festyn, znów przerwa i szama czegoś ciepłego z widokiem na zamek. Za Brzecławiem wpadamy do Zamku Januv, ale tylko na chwilę, już dosyć straciliśmy czasu, dojazd przez drewniany mostek, kolejne miejsce gdzie jest pełno cyklistów. Dojeżdżamy do perełki całej wyprawy - Zamek w Lednicach, majestatyczny, mieniący się w słońcu z potężnym ogrodem, jeszcze takiego zabytku nie widziałem, coś wspaniałego, jest tak ogromny, że nie wiem jak go złapać w kadr.

Za Lednicami fajny odcinek z trasami szutrowymi przy stawach, pełno rowerzystów, przystajemy na małe piwko i winko w przydrożnym ogródku, a przy nich winnica. Mały relaks, szkoda, że takich miejsc jest mało, ale znów i tak czas nam by nie pozwolił stawać częściej, za długa trasa a dzień za krótki. Pomiędzy kolejnymi winnicami podjeżdżamy pod Mikulov, bardzo chciałem by ta miejscowość była na naszej trasie, za każdym razem jak jadę na wakacje to mijam to miejsce, także mam z nim miłe wspomnienia. Zawsze w nocy widać z daleka podświetlony zamek i stare miasto. Pod centrum prowadzi podjazd, nie idzie już tak gładko, czas nagli kilka pamiątkowych fot w mieście i czeka nas zjazd w kierunku Brna. Zjazd był zacny, mega szybki, przez miasteczko, mijaliśmy sakwiarzy, niektórzy jechali w drugą stronę, biedacy, współczułem im, podjazd był srogi. Na przemiennie jedziemy w górę i w dół, mijamy jakieś wzgórza z innymi zamkami, Czechy są naszpikowane takimi zabytkami. Czasu nie starcza by to wszystko zwiedzić, zobaczyć. Przejeżdżamy pomiędzy dwoma jeziorkami, zaczyna się złota godzina, zachodzące słońce zacnie wygląda nad wodą. Dojazd do Brna i samo jego przebrnięcie jest ciężkie, jest to prawdziwy moloch, przejechanie do centrum trwa długo, jest duży ruch samochodowy. Docieramy o zmroku do hotelu, szybko ogarniamy pokój a następnie wybiegamy na miasto do sklepu, chcieliśmy gdzieś zjeść na mieście ale jakoś społeczeństwo ciapate nam nie odpowiadało, okolica szara, obdarta, mocno industrialna. Załatwiamy swoje potrzeby w markecie, wracamy do hotelu gdzie okazuje się, że nie ma sztućców, nie ma kogo podpytać o jakiś widelec czy łyżeczkę. W hotelu odbywa się jakaś impreza ale nie ma możliwości wejścia na nią, drzwi zamknięte, więc bardzo mocno improwizujemy przy jedzeniu posiłków. Na koniec dnia Mikołaj narzeka na ból kolana, co nabiera większego znaczenia nazajutrz.
https://www.strava.com/activities/14438914466
Esencja tej wyprawy, winiarnie, całe hektary. W hotelu mamy wykupione śniadanie, na piętrze jest szewdzki stół z widokiem na panoramę miasteczka. Jemy na zapas plus coś tam bierzemy po kanapce i bananie. Wiem, wiem, obciach jakich mało. Zazwyczaj tak nie robię, tylko jak jestem na rowerze, wtedy potrzeba jest większej ilości kalorii by nie dopuścić do bomby. Na dole hotelu ludzie od rana oblegają siłownie, coś tam się dzieje, grupowe pocenie na maksa. W miasteczku obok łapię nepomuka, poruszamy się pomiędzy miasteczkami w poprzek, nie po głównej drodze, wszystkie są do siebie podobne, przyozdobione i kolorowe. Zaraz niedaleko naszego noclegu mamy piękny postój w miejscowości Petrov, gdzie są winniczki, kanałem czy rzeką przepływają stateczki do tej miasteczka. Zatrzymujemy się i wybieramy jeden ze sklepików wtopionych w ziemie. Ja wybieram małe piwko, a może duże? Mikołaj wino bezalko.

Dużo ludzi tu przyjeżdża autami, rowerami i tak jak wspomniałem statkami, zakupują się w tych przepięknych sklepikach. Popas nasz trwa w najlepsze, dużo do przejechania mamy a już na początku robimy długą przerwę - pięknie. Alkohol i jego brak nas tak zakręcił, że mylimy drogę, zamiast przy rzece wyjeżdżamy na wzgórze skąd widać miasteczko oraz otaczające je winnice, zjeżdżamy z powrotem do Petrova i obieramy właściwy kurs. Przed nami rezerwat przyrody Cahnov - Soutok, czyli tak zwany Trójkąt Dyjski leży w widłach dolnej Dyi i Morawy. Obszar jest niezamieszkany, trudno dostępny, stanowią go podmokłe nadrzeczne łęgi porośnięte lasem i pocięte korytami strumieni a my przejeżdżamy to miejsce rowerem. Rezerwat jest na granicy trzech państw, Czech, Słowacji i Austrii. Tutaj też rozstajemy się z Morawą, która płynie dalej w dół by wlać się do Dunaju. Niestety w tym miejscu jest wielokilometrowy odcinek złej drogi, jakiegoś grysika gdzie ciężko przez to się jedzie. Znów tracimy czas, jedzie się jak po grudzie, najgorsze że po drugiej stronie w Słowacji też jest droga rowerowa, jednakże nie wiemy jaki jest jej stan. Nie zaryzykowaliśmy. Ale były też fajne odcinki, pomiędzy drzewami i w kompletnie dzikiej naturze. Droga ciągnie się przez wiele kilometrów, nie ma żadnych sklepów czy miasta. Wyjeżdżając z rezerwatu wjeżdżamy na obrzeża Brzecławia, co w tej okolicy się dzieje, pełno dróg rowerowych przecinających się między sobą, całe rodziny na rowerach. Dojeżdżamy do Zamku Pohansko który znajduję się nad stawem, przy stojakach pełno rowerów, ładujemy węgle ile się da, jest ciepło i pojawiają się małe otarcia.

Wpadamy do centrum, gdzie odbywa się jakiś festyn, znów przerwa i szama czegoś ciepłego z widokiem na zamek. Za Brzecławiem wpadamy do Zamku Januv, ale tylko na chwilę, już dosyć straciliśmy czasu, dojazd przez drewniany mostek, kolejne miejsce gdzie jest pełno cyklistów. Dojeżdżamy do perełki całej wyprawy - Zamek w Lednicach, majestatyczny, mieniący się w słońcu z potężnym ogrodem, jeszcze takiego zabytku nie widziałem, coś wspaniałego, jest tak ogromny, że nie wiem jak go złapać w kadr.

Za Lednicami fajny odcinek z trasami szutrowymi przy stawach, pełno rowerzystów, przystajemy na małe piwko i winko w przydrożnym ogródku, a przy nich winnica. Mały relaks, szkoda, że takich miejsc jest mało, ale znów i tak czas nam by nie pozwolił stawać częściej, za długa trasa a dzień za krótki. Pomiędzy kolejnymi winnicami podjeżdżamy pod Mikulov, bardzo chciałem by ta miejscowość była na naszej trasie, za każdym razem jak jadę na wakacje to mijam to miejsce, także mam z nim miłe wspomnienia. Zawsze w nocy widać z daleka podświetlony zamek i stare miasto. Pod centrum prowadzi podjazd, nie idzie już tak gładko, czas nagli kilka pamiątkowych fot w mieście i czeka nas zjazd w kierunku Brna. Zjazd był zacny, mega szybki, przez miasteczko, mijaliśmy sakwiarzy, niektórzy jechali w drugą stronę, biedacy, współczułem im, podjazd był srogi. Na przemiennie jedziemy w górę i w dół, mijamy jakieś wzgórza z innymi zamkami, Czechy są naszpikowane takimi zabytkami. Czasu nie starcza by to wszystko zwiedzić, zobaczyć. Przejeżdżamy pomiędzy dwoma jeziorkami, zaczyna się złota godzina, zachodzące słońce zacnie wygląda nad wodą. Dojazd do Brna i samo jego przebrnięcie jest ciężkie, jest to prawdziwy moloch, przejechanie do centrum trwa długo, jest duży ruch samochodowy. Docieramy o zmroku do hotelu, szybko ogarniamy pokój a następnie wybiegamy na miasto do sklepu, chcieliśmy gdzieś zjeść na mieście ale jakoś społeczeństwo ciapate nam nie odpowiadało, okolica szara, obdarta, mocno industrialna. Załatwiamy swoje potrzeby w markecie, wracamy do hotelu gdzie okazuje się, że nie ma sztućców, nie ma kogo podpytać o jakiś widelec czy łyżeczkę. W hotelu odbywa się jakaś impreza ale nie ma możliwości wejścia na nią, drzwi zamknięte, więc bardzo mocno improwizujemy przy jedzeniu posiłków. Na koniec dnia Mikołaj narzeka na ból kolana, co nabiera większego znaczenia nazajutrz.
https://www.strava.com/activities/14438914466
Kategoria Dłuższe trasy, Morawy 2025, ZALICZ GMINĘ











