poważniejszy dystans w tym roku, Sokolec
-
DST
75.71km
-
Czas
03:09
-
VAVG
24.03km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Kalorie 2661kcal
-
Podjazdy
1423m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
- w Jugowicach brak kostki, czysty i świeży asfalt,
- przy sztolniach w Walimiu stoi pocisk, rakieta czy coś w tym stylu, nigdy tego nie widziałem, a że jest sporych rozmiarów to raczej nie możliwe bym przejeżdżał i tego nie widział,
- BESTIA - kolarka ewidentnie nie jest skonstruowana na góry, które tak lubię, chyba czas na wojaże nizinne bo inaczej można się zajechać.
podczas wyprawy złapałem dwa kesze, na zaporze i ziemiance w Jugowicach. Można było więcej ale czas, czas - inne rzeczy czekają w domu już na mnie...np. spaghetti :P
Ostatni kilometr pod Sokolec mocno rozkopany, dużo piachu, strach potem zjeżdżać taką drogą, więc wpadłem na pomysł, że wrócę przez Sierpce i Głuszycę a tam ... też dużo piachu więc zachowawczo, ostrożnie.
Przez całą wyprawę mocny wiatr z południa, dąsał równo w twarz ale od boku też kilka razy niebezpiecznie powiało.
Szkoda, że nie było więcej czasu ale już powoli myślę o zrobieniu rekordu dnia, ale na pewno pojadę na północ a nie na południe. Na początku maja będzie więcej czasu a w połowie to już odpadnie pies mi z głowy, także pozytywnie. Są nowe skrzynki, niestety w większości w terenie więc czekam na swojego górala, powoli topnieją ostanie śniegi w górach, no i więcej znajomych jeździ na góralach choć ciężko jest się z kimkolwiek umówić - ehh.
http://app.endomondo.com/workouts/503608872/677106...
Kategoria Dłuższe trasy
lajtowa sobotnia wycieczka z A.
-
DST
20.65km
-
Czas
01:40
-
VAVG
12.39km/h
-
Kalorie 681kcal
-
Podjazdy
103m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
totalny lajtowy wyjazd z moją drugą połową nad jeziorko do Komorowa, tam mały radlerek, słonecznik i dużo słońca. Miło i przyjemnie
http://app.endomondo.com/workouts/500914798/677106...
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Keszowa runda po pracy
-
DST
32.77km
-
Czas
01:25
-
VAVG
23.13km/h
-
Kalorie 1129kcal
-
Podjazdy
464m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zaraz po pracy wyprowadzam psa i szykuję się na rower, cel nowy kesz w Komorowie na zalewie. Nikt go jeszcze nie znalazł więc podbijam szybką akcją. Namierzony bez gpsa ale ktoś już przy nim był. Lecimy dalej w pagórki, Witoszów Dolny, Górny i Pogorzała. W każdej miejscowości znajduje się kesz przy krzyżach pokutnych ale udało się podjąć tylko w ostatniej miejscowości, za ładna pogoda ludzie na posesjach pracowali, szkoda spalić miejsce. Świetna pogoda i widoczność na całej trasie. Tempo było dobre ale jak to na trasie nie spotkałem znajomego i ciężko było zakończyć rozmowę to szukanie kesza bez wyłączenia apki.
http://app.endomondo.com/workouts/499803308/677106...
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
pagórki Cieszowa
-
DST
26.27km
-
Czas
01:04
-
VAVG
24.63km/h
-
Kalorie 930kcal
-
Podjazdy
296m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Szybsze tempo i pod Pogorzałe
-
DST
32.06km
-
Czas
01:17
-
VAVG
24.98km/h
-
Kalorie 1137kcal
-
Podjazdy
270m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem z Zielonym, na szosowym, tempo bardzo miłe, aż poczułem obiad a to oznacza wysiłek.
Sama kondycja do kitu ale przyjemna rundka z podjazdem pod Wałbrzych.
http://app.endomondo.com/workouts/490920648/677106...
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Wyciąganie za uszy czyli jedziemy na podjazdy, nie
-
DST
37.32km
-
Czas
01:54
-
VAVG
19.64km/h
-
Kalorie 1218kcal
-
Podjazdy
284m
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
plan był następujący, wyciągnąć Daniela i podjechać wolnym tempem pod Wałbrzych od strony Pogorzały, niby nic trudnego ale jednak to pierwsza jazda Daniela w tym roku i na pewno pierwsza od dłuższego czasu.
Plany uległy zmianie i ... Daniel zaproponował znany fast food w Świdnicy ... cóż za trening ale z tego co pamiętam to nie pierwsza jazda z nim gdzie tam kończymy :P
http://app.endomondo.com/workouts/489362551/6771062
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Belgia/Holandia
-
DST
1.00km
-
Teren
1.00km
-
Kalorie 1kcal
weekend w Belgii i Holandii 06-09.03.2015

Z kelnerką komunikowaliśmy się za pomocą domysłów, ja mówiłem po angielsku, ona odpowiadała po swojemu i jakoś dochodziliśmy do tego co każda ze stron chciała ugrać.
W kawiarni zauważyłem, że większość ludzi je tu obiad, spotyka się z ludźmi na piwku, typowa rodzinno przyjacielska niedziela, dużo osób jeździła na rowerze i przystawała na piwko.
W sobotę zwiedzaliśmy Bruggie - miasto już o wiele większe, z ciekawymi (dwoma) legendami odnośnie symbolu miasta czyli siusiającego chłopczyka. Niestety pełno ludzi, różne narodowości, żywimy się w znanej światowej sieciówce więc bez rewelacji kulinarnej.



W poniedziałek meldujemy się na chwilę w centrum Antwerpii, zwiedzanie samochodem, niestety, miasto wydaje się piękne ale nie ma czasu, tu odbiera nas inny znajomy tym razem z Holandii.
Zabiera nas do Den Bosch, zwiedzaliśmy miasto nocą, które jest piękne szczególnie z jedną uliczką. Nasza gospodyni jest chora więc wyprawa nocna do Amsterdamu odpadła. W Holandii jest ciężko po którejś godzinie z alkoholem, a w niedziele to już w ogóle brak otwartych sklepów, jeździmy po całym mieście a okazało się, że pod domem naszych gospodarzy jest sklep z szybką garmażerką oraz jednym rodzajem piwa. Właściwie w Beneluxie rządzi piwo małe tzn 0,33 - niby 20 piw kupionych ale poszło ich obalenie bardzo szybko. W tej uliczce zaplanowaliśmy posiłek, droga strasznie,, burger ok 13 eurasów ale ostatni dzień, dobry ale w lepszej cenie jadłem lepsze we Wrocławiu.
Nazajutrz po śniadaniu jeszcze chwila wolnego by pokeszować ale niestety cała wyprawa zakończyła się keszofiaskiem. W Belgii był jeden kesz z jakimś dziwnym wzorem, bo podpowiedzi namierzone. W Holandii za to zabudowa nie była litościwa dla mojego gpsu i mimo, iż byłem na miejscu, zwiedzałem zabytki to keszy nie znalazłem, no taki los keszera czasami.
Droga powrotna do Eindhoven na lotnisko, lot w końcu z jakimiś emocjami, turbulencje i podejście do lądowania koszmarne, choć ja bardziej przeżywałem z powodu zjedzonego wielkiego śniadania niż strachu.
Wyprawa oznaczona dużą dawką śmiechu i dozy energii na cały tydzień, warto było posiedzieć w innym miejscu i w innej kulturze. Pogoda znów dopisała na wyprawie, oby więcej takich wylotów w weekend.
Ps. Warto odnotować, że po drugiej w tym roku chorobie gardła mogłem kosztować belgijskiego i holenderskiego piwa. Nie po to ost tydzień siedziałem w łóżku z zapalonym migdałem by nie móc w weekend wypić smacznych piwek, Duvel, Hainekeen (smakuje inaczej niż w Polsce, dla mnie lepiej) i przede wszystkim Jupiler ze sklepu pakistańca :)
Kategoria Pieszo góry
Między kamieniołami
-
DST
46.93km
-
Teren
2.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
23.86km/h
-
Kalorie 1646kcal
-
Podjazdy
287m
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
niedzielna wyprawa w kierunku strzegomskim, myślałem że to będzie krótszy wypad, ale jednak złamałem swoje "przykazanie" i jeździłem w ten sam dzień na rowerze co grałem w basket. Pierwszy mecz w playoffach przegrany po dogrywce a moja forma daleka od oczekiwanej, skurcze mnie łapały mimo dodaniu dużej ilości witamin i magnezu do organizmu.
Ciężko kolarzówką jeździ się po kostce, pomiędzy kamieniołomami jest jej pełno, prawie jak na wielkich klasykach kolarskich. Bardzo zabawna sytuacja przy budce wartownika a dokładniej z ochroniarza psami ale wole zachować kulturę w pisaniu.
Po dojechaniu do Gross Rosen powrót do domu i regeneracja przed aqua zdrojem i meczem.
http://app.endomondo.com/workouts/475683213/677106...
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Brzozowy singiel w Książańskim
-
DST
12.24km
-
Teren
7.50km
-
Czas
00:54
-
VAVG
13.60km/h
-
Kalorie 658kcal
-
Podjazdy
250m
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Walentynkowe Karkonosze
-
DST
35.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
09:00
-
VAVG
15:25km/h
-
Kalorie 4000kcal
-
Podjazdy
1500m
-
Aktywność Chodzenie
Więc od jakiegoś czasu planowaliśmy wspólną podróż do Karpacza w tym wejście na Słoneczniki, nigdy tam nie byłem a zawsze chciałem i na pewno jeszcze raz tam będę ale o tym później.
Pierwszy dzień po przyjeździe jest typowy odpoczynkowy, padło oczywiście na pewien basen w górnym Karpaczu, frajda jak zawsze, co tu dużo pisać relax pełną gębą. Tyle że mieszkaliśmy na samym zachodzie Karpacza więc ok. 12km w tą i z powrotem, dobrze poznaliśmy deptak :P Po wysiłku trzeba coś zjeść padło na ul. Olimpijską - knajpa U DUCHA GÓR, dobre jadło, dobre porcje i fajna stylowa knajpa, dziwni kelnerzy, szczególnie nasz. Od razu założył że nie dam napiwku czy co, chciał ewidentnie czytać mi w myślach, mianowicie przyniósł rachunek i zaczął wydawać do 100zł nie licząc się z tym, że mogę dać 200zł lub wyliczoną kwotę. Nie wiedziałem co zrobić, wkurzył mnie tym i postanowiłem, że dam mu 100zł i niech spada, brak napiwku, zabrałem resztę :D, Ania lekko zła na mnie ale jakoś kelner od początku był lekko mówiąc dziwny. Potem Zapora na Łomniczce i koncert regge przy muszli koncertowej. Była muza, tańce i konkursy. Oczywiście zgarnięto nas do pierwszego konkursu może przez kolory mojej czapki kto wie, ludzie jacyś nieśmiali, więc za poprawność pytań zgarnęliśmy voychery na zestawy deserowe do knajpy. wróciliśmy lekko zmęczeni do pensjonatu, nazwa pokoju Z WIDOKIEM NA ŚNIEŻKĘ w ogóle oderwana od rzeczywistości :) same drzewa, chyba, że tak urosły. Obsługa spoko, starsza pani z którą łatwo się było porozumieć, dogadaliśmy się jak nazajutrz zostawimy pokój i rzeczy nasze, zapewniła nas, że już ciepło w pokoju - hehe nom termometru nie miałem ale do żaru tropików brakowało sporo, w łazience w ogóle ciepła nie zaznaliśmy, a pokrętła brak. Za to ciepłe bardzo kołderki.

Typowo górski wypad w góry. Szybko się zebraliśmy, śniadanko, małe zakupy po drodze i ciśniemy pod Kościół WENG - jak to moja mała specjalnie mówi. Przy skałach pierwszy kesz, szukamy za drewnianym posągiem, na czuja, pod skałami pełno ułożonych kamieni, ale nic z tego. Dalej pod górkę, stromo, między drzewami i skałami, jak walnięci z Anią biegamy, ludzie patrzą. Wreszcie z daleka coś dostrzegamy, dziwny pień z dziwną nakrywką - bingo, jest nasz, zeskok z murka na chodnik i lecimy dalej. Omijamy kilka keszy - następny na polanie. Masa ludzi przy WENGU, na szlaku do SAMOTNI też jeszcze tłumy, niektórzy zjeżdżają na czym się da, niegłupi to byłby pomysł. Do polany spokojnie dochodzimy, kesz namierzony w ciemno razem z Anią, wychylamy się za tablicę informacyjną i jest tubka, szybki wpis i lecimy w prawo, na Pielgrzymy. Przed nimi na prawo pierwsza wystająca mniejsza grupa skał KOTKI, gdzie się chwilę zatrzymujemy by szukać kesza ale bez powodzenia. Lecimy dalej. Pod Pielgrzymy moja Ania lekko wysiada, przerwa na skałach w promieniach słońca, w porównaniu do wczorajszego dnia dziś są piękne widoki na całą panoramę gór. W tym miejscu też szukamy kesza, śniegu po kolana, ale ktoś szukał przed nami i ślady zaprowadziły nas idealnie pod kesza. Problemy z wyjęciem ale się w końcu udało, wymiana geokretów. Ania sygnalizuje, że ma obawy i wątpliwości przed dalszą podróżą, jakoś ją przekonałem. Po wyjściu z pasa drzew ukazała nam się wspaniała panorama gór, widziałem, Śnieżnik i Ślężę. Śnieżne Kotły całe w śniegu. Słoneczniki idealnie na prosto i idealnie słońce za nimi, wiać zaczyna potwornie, na szczęście jesteśmy bardzo dobrze ubrani. Na szczycie szukamy dwóch keszy. Oba poszukiwania nie udane dlatego wiosną tu powrócę. Przy jednym zakopałem się po pachwinę w śniegu, przy drugim byłem na miejscu wskazanym przez spojler ale kesza brak, dziwne bo dzień wcześniej byli tam znajomi i znaleźli. Wiatr utudnia poszukiwania, po drugie już lekko przemoczeni powoli musimy planować powrót bo wysypało nam się auto znajomych, którzy nas podwieźli dzień wcześniej. Już wcześniej miałem zaplanowane ewentualne powroty pkp i pks więc było ok, tylko, że rzeczy mieliśmy daleko w pensjonacie, po które musieliśmy pójść a potem z powrotem na główną na autobus. Zejście ze Słoneczników na Polane a potem zielonym na Biały Jar, to tu nas mijał na plastikowych sankach ojciec z córką, jadąc szybko po lodzie, ledwo co zahamował przed przeszkodą. W centrum poszliśmy zjeść domowy obiadek, na przeciwko posągu Liczyrzepy. Dobra jadło zwykły zestaw zupa i drugie danie za 20 zł popijając Primatora - (zupa pomidorowa była ekstra). Wracając Ania miała problemy z kolanem, spieszyło nam się więc pobiegłem po nasze rzeczy zostawiając Anie w wolnym marszu. Na przystanku powolny tłok, autobusy jadą do góry Karpacza a na Jelenią Górę nic. W naszej godzinie zamiast autobusu podjechał bus, załadowany strasznie, śpieszymy się na pociąg już więc podejmujemy ryzyko, okazało się, że jedzie przez Kowary. na cale szczęście z zapasem 20 minet meldujemy się na dworcu w Jeleniej.
To był wspaniały weekend, wszystko się udało, pierwszy poważny test nowej komórki wypadł dobrze, zdjęcia i filmiki dobrej jakości, wyszukiwałem nią kesze i zapisałem trasę jaką przeszliśmy przez cały dzień, choć razem wszystko zeżarło masakrycznie baterie.


http://app.endomondo.com/workouts/472475247/677106...
Kategoria Pieszo góry











