Motovun
-
DST
95.86km
-
Czas
04:35
-
VAVG
20.91km/h
-
Podjazdy
1494m
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 czerwca 2025 | dodano: 08.12.2025
Najlepsza wycieczka wyjazdu na Istrie. I to nie chodzi o to że udało się zahaczyć wizytówkę Istrii czyli Motovun ale sam dojazd do tego miejsca, który był naszpikowany pięknymi podjazdami, zjazdami i widokami. Start z rana gdzie jeszcze pomaga zebrać się i szybko dojechać do Porec. Stamtąd prostą drogą w pobliskie pagóry. Droga wiedzie prosto ale cały czas sukcesywny podjazd pod górę. Zaczynają się widoki jakich się nie spodziewałem, rysowałem trasę i wydawało mi się, że te pagórki są niskie, jednakże górują nad pobliskimi nizinami gdzie rozciągają się wspaniałe widoki na okolicę. Po chwili szybki zjazd i ponowny podjazd z niemal od 0 mnpm do ok. 370mnpm. Niestety muszę zmienić kierunek jazdy na południowy, gdzie jeszcze chwilę pedałuję pod górę a następnie mam bardzo szybki zjazd pod koniec najeżony serpentynami, to tutaj mijam wielu rowerzystów jadących w przeciwną stronę. Po przekroczeniu rzeki wiać cel podróży Motovun, majestatyczny pagórek sam pośrodku niczego na którym zbudowano miasteczko z fortem, niby dokonali tego Celtowie którzy tu dotarli. Mimo zakazów podjeżdżam do samego serca tego miejsca, wszędzie prze okrutna kostka po której ledwo da się jechać a zjazd był rzeczą karkołomną, jednakże ważne że bez przygód. Od razu wpadam na kolejny podjazd, droga staję się ruchliwsza, duża ilość autokarów z turystami którzy tu przybyli. Jakoś nie mam ochoty robić zdjęcia z widokiem na fort czego trochę żałuję, ale jakoś nie chciało mi się zatrzymywać. Dojazd do miejscowości Karojba i odbijam w stronę Porec by zatoczyć pętle przemieszczając się bocznymi drogami pomiędzy małymi miasteczkami a polami, droga prowadzi łagodnie w dół z dobrą moim zdaniem jakością dróg. Najbardziej odpowiada mi zapach, kwiatów czy krzewów, nie wiem czego ale ten zapach wbił mi się w pamięć czy to we Włoszech czy tutaj. Może kiedyś poznam nazwę tego kwiatu ale jego intensywność raczej nie pasowałaby do mieszkania pełnego alergików. W Porec postanawiam jechać promenadą wzdłuż morza, piękne widoki ale ludzie przeszkadzali, którzy już tłumnie o tej godzinie wałęsali się po okolicy.




https://www.strava.com/activities/14721284083
Kategoria Chorwacja 2025 - Istria, Dłuższe trasy
Porec - Kanfanar - Porec
-
DST
60.46km
-
Czas
02:28
-
VAVG
24.51km/h
-
Podjazdy
751m
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 czerwca 2025 | dodano: 26.11.2025
Czy Istria potrafi mnie rowerowo zaskoczyć? Czy jest to bezpieczny rowerowo region, a może zostanę rozjechany jak naleśnik przez jakiś samochód lokalsa czy turysty. Kilka tras zaplanowanych, dłuższych krótszych, z uwagą, że gorąc i upał może dać się we znaki i skutecznie uprzykrzać jazdę.
Wyruszam wcześnie rano, jest jeszcze delikatny chłodek, od razu z głównej drogi skręcam na boczne gdzie mijam miejscowość Fuskulin (nazwa jak modelu domku, który zajmuję na campingu). Niestety dojechałem do drogi, którą kiedyś już jechałem autem, wąską i krętą przy zatoce Lim, to był błąd, pamiętam że jak byliśmy tu 10 lat temu to był potężny ruch samochodów, nie wiem czy była wtedy autostrada która jest obecnie nieopodal. Brak pobocza i nerwowi kierowcy sprawili, że ode chciało mi się przemierzać te drogi, byłem zniesmaczony, zawiedziony. Szkoda, że lepiej nie narysowałem tej drogi albo nią nie przejechałem w google maps, zorientował bym się, żeby tędy nie jechać. Na szczęście przy większej miejscowości odbijam w boczną drogę gdzie panuję spokój i jest dużo miejsca do jazdy, droga wiedzie pomiędzy wzgórzami, nad jego ramionami Chorwaci budują most, potężny i wysoki, mijam jakieś ruiny na zjeździe. Wracam do campingu bocznymi drogami przez Sveti Lovrec, bardzo ładne i widokowo piękne miejsce, wraca mi chęć do jazdy. Dojeżdżam do Porec i stamtąd ścieżkami rowerowymi do campingu. Kierowcy nie są szczęśliwi widząc rowerzystę na drodze więc odpuszczam bo mam dość przygód i klaksonów, droga rowerowa jest ok, bez krawężników.
Wyruszam wcześnie rano, jest jeszcze delikatny chłodek, od razu z głównej drogi skręcam na boczne gdzie mijam miejscowość Fuskulin (nazwa jak modelu domku, który zajmuję na campingu). Niestety dojechałem do drogi, którą kiedyś już jechałem autem, wąską i krętą przy zatoce Lim, to był błąd, pamiętam że jak byliśmy tu 10 lat temu to był potężny ruch samochodów, nie wiem czy była wtedy autostrada która jest obecnie nieopodal. Brak pobocza i nerwowi kierowcy sprawili, że ode chciało mi się przemierzać te drogi, byłem zniesmaczony, zawiedziony. Szkoda, że lepiej nie narysowałem tej drogi albo nią nie przejechałem w google maps, zorientował bym się, żeby tędy nie jechać. Na szczęście przy większej miejscowości odbijam w boczną drogę gdzie panuję spokój i jest dużo miejsca do jazdy, droga wiedzie pomiędzy wzgórzami, nad jego ramionami Chorwaci budują most, potężny i wysoki, mijam jakieś ruiny na zjeździe. Wracam do campingu bocznymi drogami przez Sveti Lovrec, bardzo ładne i widokowo piękne miejsce, wraca mi chęć do jazdy. Dojeżdżam do Porec i stamtąd ścieżkami rowerowymi do campingu. Kierowcy nie są szczęśliwi widząc rowerzystę na drodze więc odpuszczam bo mam dość przygód i klaksonów, droga rowerowa jest ok, bez krawężników.


https://www.strava.com/activities/14701975676
Kategoria Dłuższe trasy, Chorwacja 2025 - Istria
Vrsar i zatoka delfinów
-
DST
22.46km
-
Czas
02:55
-
VAVG
7.70km/h
-
Aktywność Żeglarstwo
Środa, 4 czerwca 2025 | dodano: 25.11.2025
Wakacje czas zacząć. Znów camping i znów na trzy pary. Fajnie, że się to udało zgrać. Bjela Uvala pod Porecem. Super miejsce, warunki, boiska, baseny, zjeżdżalnie, dojście do plaży. Nie ma na co narzekać. Pierwsza wycieczka do Vrsar, już kiedyś byłem tu wspólnie z Anią i małym Staszkiem w 2016 roku. Pochodziliśmy po mieście, zakątkach które pamiętałem, następnie poszliśmy na statek by zobaczyć delfiny, dzieci zadowolone, było to coś niespotykanego. Na pokładzie statku doszło do jednej bardzo śmiesznej sytuacji, była jedna jedyna osoba która kupiła piwo na tej łajbie, to była moja Ania, wszyscy inni pili różne alkohole podane przez obsługę statku. Ania nie wiedziała, że coś takiego było dostępne, śmiesznie wyszło.
https://www.strava.com/activities/14696215806
Przed wyjazdem na lepszy sen
-
DST
44.54km
-
Czas
01:25
-
VAVG
31.44km/h
-
Podjazdy
191m
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 czerwca 2025 | dodano: 25.11.2025
Jeszcze parę dni i urlop w Chorwacji, postanowiłem się przejechać jeszcze przed wyjazdem na krótką przejażdżkę by się nie zastać. Bez większych wyzwań, po prostu pokręcenie po okolicy. Na wakacje zabieram rower szosowy, trasy już ułożone, zobaczymy co z tego wyjdzie.
https://www.strava.com/activities/14661599164
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Fantastyczna 4
-
DST
2.74km
-
Czas
00:24
-
VAVG
6.85km/h
-
Podjazdy
8m
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 maja 2025 | dodano: 24.11.2025
Kolejny dzień gdy Kacper chce jeździć, jeszcze niedawno czekaliśmy na ten dzień a przyszedł on znienacka, nagle. Bez większych problemów ogarnął jazdę na rowerze, sam chłopak ciągnął na ten rower, nawet za dużo nie musiałem się nabiegać za nim na kiju. Teraz to już melodia przeszłości.
https://www.strava.com/activities/14603486862
Kategoria RODZINNIE
Father Pride. Pierwszy raz z Kacprem
-
DST
3.39km
-
Czas
00:26
-
VAVG
7.82km/h
-
Podjazdy
5m
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 maja 2025 | dodano: 24.11.2025
Kacper załapał bakcyla, ciągle chce jeździć, jest taki inny niż Staś. Zaimponował mi strasznie, uparciuch, duma mnie rozpiera.
https://www.strava.com/activities/14589967270
Kategoria RODZINNIE
Passo Rędzino Kamiennogórska ścieżka rowerowa to złoto
-
DST
76.24km
-
Czas
03:09
-
VAVG
24.20km/h
-
Podjazdy
1095m
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 maja 2025 | dodano: 24.11.2025
Kierunek Marciszów i Przełęcz Rędzińska, wariant od Wieściszowic, moim zdaniem ten trudniejszy. Momentami nogi paliły, podjazd się dłużył. Były momenty, że licznik pokazywał 19 procent. Na szczycie moment oddechu i zjazd do Pisarzowic. W Kamiennej Górze znów przejazd ścieżką rowerową jednakże przegapiłem zjazd i pojechałem za daleko aż za Czadrów, przez to odkryłem, że idzie ona dalej do Krzeszowa, bardzo fajna, chyba po kolei. Powrót przez Stare i Nowe Bogaczowice.

https://www.strava.com/activities/14569421415
Kategoria Dłuższe trasy
Rozjazd po czeskiej eskapadzie
-
DST
30.25km
-
Czas
01:21
-
VAVG
22.41km/h
-
Podjazdy
255m
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 maja 2025 | dodano: 24.11.2025
Na spokojnie rozluźnić nogi po wyrypie, lekko i przyjemnie wokół Zalewu w Dobromierzu.
https://www.strava.com/activities/14455300880
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Morawy: Brno - coś tam z dwoma domami na krzyż
-
DST
87.78km
-
Czas
04:50
-
VAVG
18.16km/h
-
Podjazdy
1093m
-
Sprzęt THE BLACK ONE
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 maja 2025 | dodano: 25.11.2025
Ostatni trzeci dzień wyprawy.
Kierunek Sumperk. Mikołaj wstał rano z bólem kolana, nie najlepiej to rzutowało na przyszłe kilometry, których może miało być mniej niż w poprzednie dni ale za to więcej pod górę i to znacznie. Udaliśmy się na śniadanko w hotelu a następnie przejechaliśmy na rynek w Brnie. Miejsce to jest bardziej zadbane niż okolice noclegu, tramwaje jeżdżą przez środek placu.

Na obrzeżach Brna po kilkunastu kilometrach Mikołaj się poddał, zbyt bardzo bolało go kolano, stwierdził, że jak ma stację pod nosem to nie będzie dalej forsował kolana i poczeka na pociąg do Sumperku. Żegnamy się na wysokim przejeździe kolejowym gdzie można było podjechać rowerem swoistymi serpentynami, to był jedyny plus. umówiliśmy się tak, że albo spotkamy się w Sumperku albo jego okolicy gdzie zgarnie mnie autem Mikołaj, miał mi dać parę godzin zapasu :D Zostałem sam na placu boju, szybko tego pożałowałem bo podjąłem na starcie błędne decyzję. Ślad GPS wariował i pojechałem nie tymi drogami jakimi powinienem, na początku była frajda bo pod górę i lasem, ale za chwilę wszystko co podjechałem musiałem z buta zejść trzymając rower bo była taka stromizna. Nie mogłem jechać lasem bo droga stanowcza odbijała od mojego śladu, musiałbym wiele kilometrów nadrobić. Zjechałem do rzeki Svitava przy której jest fajna ścieżka rowerowa, asfalt ale świeżutki. Droga prowadzi między wzgórzami, obok rzeki są tory i tak naprzemiennie to wszystko się przeplatało między sobą. W pewnym momencie wchodzę na koło gościowi na rowerze szosowym, pomaga mi przez jakiś czas ale średnia ponad 30km/h mnie po jakimś czasie zniszczyła, nie ten rower i nie po tylu kilometrach, na szosowym pewnie nie miałbym problemu.

Zaczyna się podjazd pod kolejny punkt Jaskinia Macochy, trochę informacji "Macocha – najgłębszy lej krasowy w Czechach, położony na obszarze Krasu Morawskiego w granicach gminy Vilémovice u Macochy. Głębokość przepaści wynosi 138,5 metra. Na dole przepaści znajduje się małe jeziorko – pod jego taflą przepaść sięga kolejnych 50 metrów. Na szczycie południowej ściany w 1882 roku umieszczono czynną do dziś platformę obserwacyjną. Dnem przepaści przepływa rzeka – niewielki dopływ podziemnej rzeki Punkvy. Z górnej krawędzi przepaści można zejść lub zjechać koleją linową na dół, do wejścia do jaskini Punkevní i przejść jaskiniami do jej dna, skąd można podziwiać ją z zupełnie innej perspektywy". Jadę do góry obok wejścia do jaskini a potem obok kolejki linowej. Do tego momentu jest wiele osób ale za kolejką już sporadycznie kogoś mijam. Szkoda, że nie miałem kompana i tego że nie mogliśmy tego zwiedzić, chciałbym zobaczyć tą przepaść i jaskinie. No ale nie ma takiej możliwości, próbuję zrobić jak najwięcej kilometrów za nim dostanę telefon od Mikołaja. Mijam po chwili inne jaskinie, potężne jaskinie akurat tutaj wyjście z niej.

Potem już było tylko źle, ślad kazał mi jechać pod górę, ok ale ciągle na szczycie ślad ten zataczał okrąg, ależ to mnie irytowało, wjechałem na jakiś wierzchołek i nie potrafiłem z niego zjechać. Kręciłem się jak debil. Udało się znaleźć jakąś ścieżkę i w końcu gdzieś dojechałem do asfaltu, podjąłem decyzję, że będę jeździł głównymi drogami, żadnych bocznych dróg. Straciłem wiele czasu. Kilka razy GPS mnie błędnie prowadził albo pokazywał zamknięte drogi, nieprzejezdne. To był lipny odcinek drogi. Dojeżdżam do miejscowości Nectava gdzie czekam już na Mikołaja który do mnie zadzwonił, że jedzie w moim kierunku. Zbrakło mi ok. 50 km do Sumperku. Za chwilę znów miał zacząć się podjazd. A potem kolejny i kolejny, jechaliśmy autem i nie mogłem się nadziwić ile wzniesienia było przede mną jeszcze. Kierunek Polska. Koniec wielkiej przygody 2025, szkoda, że kończyłem ją samotnie, w tamtym roku odpadł Michał i kończyliśmy w dwójkę. Teraz już tylko plany na 2026.
https://www.strava.com/activities/14447020951
Kierunek Sumperk. Mikołaj wstał rano z bólem kolana, nie najlepiej to rzutowało na przyszłe kilometry, których może miało być mniej niż w poprzednie dni ale za to więcej pod górę i to znacznie. Udaliśmy się na śniadanko w hotelu a następnie przejechaliśmy na rynek w Brnie. Miejsce to jest bardziej zadbane niż okolice noclegu, tramwaje jeżdżą przez środek placu.

Na obrzeżach Brna po kilkunastu kilometrach Mikołaj się poddał, zbyt bardzo bolało go kolano, stwierdził, że jak ma stację pod nosem to nie będzie dalej forsował kolana i poczeka na pociąg do Sumperku. Żegnamy się na wysokim przejeździe kolejowym gdzie można było podjechać rowerem swoistymi serpentynami, to był jedyny plus. umówiliśmy się tak, że albo spotkamy się w Sumperku albo jego okolicy gdzie zgarnie mnie autem Mikołaj, miał mi dać parę godzin zapasu :D Zostałem sam na placu boju, szybko tego pożałowałem bo podjąłem na starcie błędne decyzję. Ślad GPS wariował i pojechałem nie tymi drogami jakimi powinienem, na początku była frajda bo pod górę i lasem, ale za chwilę wszystko co podjechałem musiałem z buta zejść trzymając rower bo była taka stromizna. Nie mogłem jechać lasem bo droga stanowcza odbijała od mojego śladu, musiałbym wiele kilometrów nadrobić. Zjechałem do rzeki Svitava przy której jest fajna ścieżka rowerowa, asfalt ale świeżutki. Droga prowadzi między wzgórzami, obok rzeki są tory i tak naprzemiennie to wszystko się przeplatało między sobą. W pewnym momencie wchodzę na koło gościowi na rowerze szosowym, pomaga mi przez jakiś czas ale średnia ponad 30km/h mnie po jakimś czasie zniszczyła, nie ten rower i nie po tylu kilometrach, na szosowym pewnie nie miałbym problemu.

Zaczyna się podjazd pod kolejny punkt Jaskinia Macochy, trochę informacji "Macocha – najgłębszy lej krasowy w Czechach, położony na obszarze Krasu Morawskiego w granicach gminy Vilémovice u Macochy. Głębokość przepaści wynosi 138,5 metra. Na dole przepaści znajduje się małe jeziorko – pod jego taflą przepaść sięga kolejnych 50 metrów. Na szczycie południowej ściany w 1882 roku umieszczono czynną do dziś platformę obserwacyjną. Dnem przepaści przepływa rzeka – niewielki dopływ podziemnej rzeki Punkvy. Z górnej krawędzi przepaści można zejść lub zjechać koleją linową na dół, do wejścia do jaskini Punkevní i przejść jaskiniami do jej dna, skąd można podziwiać ją z zupełnie innej perspektywy". Jadę do góry obok wejścia do jaskini a potem obok kolejki linowej. Do tego momentu jest wiele osób ale za kolejką już sporadycznie kogoś mijam. Szkoda, że nie miałem kompana i tego że nie mogliśmy tego zwiedzić, chciałbym zobaczyć tą przepaść i jaskinie. No ale nie ma takiej możliwości, próbuję zrobić jak najwięcej kilometrów za nim dostanę telefon od Mikołaja. Mijam po chwili inne jaskinie, potężne jaskinie akurat tutaj wyjście z niej.

Potem już było tylko źle, ślad kazał mi jechać pod górę, ok ale ciągle na szczycie ślad ten zataczał okrąg, ależ to mnie irytowało, wjechałem na jakiś wierzchołek i nie potrafiłem z niego zjechać. Kręciłem się jak debil. Udało się znaleźć jakąś ścieżkę i w końcu gdzieś dojechałem do asfaltu, podjąłem decyzję, że będę jeździł głównymi drogami, żadnych bocznych dróg. Straciłem wiele czasu. Kilka razy GPS mnie błędnie prowadził albo pokazywał zamknięte drogi, nieprzejezdne. To był lipny odcinek drogi. Dojeżdżam do miejscowości Nectava gdzie czekam już na Mikołaja który do mnie zadzwonił, że jedzie w moim kierunku. Zbrakło mi ok. 50 km do Sumperku. Za chwilę znów miał zacząć się podjazd. A potem kolejny i kolejny, jechaliśmy autem i nie mogłem się nadziwić ile wzniesienia było przede mną jeszcze. Kierunek Polska. Koniec wielkiej przygody 2025, szkoda, że kończyłem ją samotnie, w tamtym roku odpadł Michał i kończyliśmy w dwójkę. Teraz już tylko plany na 2026.
https://www.strava.com/activities/14447020951
Kategoria Dłuższe trasy, Morawy 2025, ZALICZ GMINĘ
Morawy: Uherský Ostroh - Brno
-
DST
167.48km
-
Czas
08:03
-
VAVG
20.80km/h
-
Podjazdy
755m
-
Sprzęt THE BLACK ONE
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 maja 2025 | dodano: 26.11.2025
Drugi dzień wycieczki MORAWY 2025
Esencja tej wyprawy, winiarnie, całe hektary. W hotelu mamy wykupione śniadanie, na piętrze jest szewdzki stół z widokiem na panoramę miasteczka. Jemy na zapas plus coś tam bierzemy po kanapce i bananie. Wiem, wiem, obciach jakich mało. Zazwyczaj tak nie robię, tylko jak jestem na rowerze, wtedy potrzeba jest większej ilości kalorii by nie dopuścić do bomby. Na dole hotelu ludzie od rana oblegają siłownie, coś tam się dzieje, grupowe pocenie na maksa. W miasteczku obok łapię nepomuka, poruszamy się pomiędzy miasteczkami w poprzek, nie po głównej drodze, wszystkie są do siebie podobne, przyozdobione i kolorowe. Zaraz niedaleko naszego noclegu mamy piękny postój w miejscowości Petrov, gdzie są winniczki, kanałem czy rzeką przepływają stateczki do tej miasteczka. Zatrzymujemy się i wybieramy jeden ze sklepików wtopionych w ziemie. Ja wybieram małe piwko, a może duże? Mikołaj wino bezalko.

Dużo ludzi tu przyjeżdża autami, rowerami i tak jak wspomniałem statkami, zakupują się w tych przepięknych sklepikach. Popas nasz trwa w najlepsze, dużo do przejechania mamy a już na początku robimy długą przerwę - pięknie. Alkohol i jego brak nas tak zakręcił, że mylimy drogę, zamiast przy rzece wyjeżdżamy na wzgórze skąd widać miasteczko oraz otaczające je winnice, zjeżdżamy z powrotem do Petrova i obieramy właściwy kurs. Przed nami rezerwat przyrody Cahnov - Soutok, czyli tak zwany Trójkąt Dyjski leży w widłach dolnej Dyi i Morawy. Obszar jest niezamieszkany, trudno dostępny, stanowią go podmokłe nadrzeczne łęgi porośnięte lasem i pocięte korytami strumieni a my przejeżdżamy to miejsce rowerem. Rezerwat jest na granicy trzech państw, Czech, Słowacji i Austrii. Tutaj też rozstajemy się z Morawą, która płynie dalej w dół by wlać się do Dunaju. Niestety w tym miejscu jest wielokilometrowy odcinek złej drogi, jakiegoś grysika gdzie ciężko przez to się jedzie. Znów tracimy czas, jedzie się jak po grudzie, najgorsze że po drugiej stronie w Słowacji też jest droga rowerowa, jednakże nie wiemy jaki jest jej stan. Nie zaryzykowaliśmy. Ale były też fajne odcinki, pomiędzy drzewami i w kompletnie dzikiej naturze. Droga ciągnie się przez wiele kilometrów, nie ma żadnych sklepów czy miasta. Wyjeżdżając z rezerwatu wjeżdżamy na obrzeża Brzecławia, co w tej okolicy się dzieje, pełno dróg rowerowych przecinających się między sobą, całe rodziny na rowerach. Dojeżdżamy do Zamku Pohansko który znajduję się nad stawem, przy stojakach pełno rowerów, ładujemy węgle ile się da, jest ciepło i pojawiają się małe otarcia.

Wpadamy do centrum, gdzie odbywa się jakiś festyn, znów przerwa i szama czegoś ciepłego z widokiem na zamek. Za Brzecławiem wpadamy do Zamku Januv, ale tylko na chwilę, już dosyć straciliśmy czasu, dojazd przez drewniany mostek, kolejne miejsce gdzie jest pełno cyklistów. Dojeżdżamy do perełki całej wyprawy - Zamek w Lednicach, majestatyczny, mieniący się w słońcu z potężnym ogrodem, jeszcze takiego zabytku nie widziałem, coś wspaniałego, jest tak ogromny, że nie wiem jak go złapać w kadr.

Za Lednicami fajny odcinek z trasami szutrowymi przy stawach, pełno rowerzystów, przystajemy na małe piwko i winko w przydrożnym ogródku, a przy nich winnica. Mały relaks, szkoda, że takich miejsc jest mało, ale znów i tak czas nam by nie pozwolił stawać częściej, za długa trasa a dzień za krótki. Pomiędzy kolejnymi winnicami podjeżdżamy pod Mikulov, bardzo chciałem by ta miejscowość była na naszej trasie, za każdym razem jak jadę na wakacje to mijam to miejsce, także mam z nim miłe wspomnienia. Zawsze w nocy widać z daleka podświetlony zamek i stare miasto. Pod centrum prowadzi podjazd, nie idzie już tak gładko, czas nagli kilka pamiątkowych fot w mieście i czeka nas zjazd w kierunku Brna. Zjazd był zacny, mega szybki, przez miasteczko, mijaliśmy sakwiarzy, niektórzy jechali w drugą stronę, biedacy, współczułem im, podjazd był srogi. Na przemiennie jedziemy w górę i w dół, mijamy jakieś wzgórza z innymi zamkami, Czechy są naszpikowane takimi zabytkami. Czasu nie starcza by to wszystko zwiedzić, zobaczyć. Przejeżdżamy pomiędzy dwoma jeziorkami, zaczyna się złota godzina, zachodzące słońce zacnie wygląda nad wodą. Dojazd do Brna i samo jego przebrnięcie jest ciężkie, jest to prawdziwy moloch, przejechanie do centrum trwa długo, jest duży ruch samochodowy. Docieramy o zmroku do hotelu, szybko ogarniamy pokój a następnie wybiegamy na miasto do sklepu, chcieliśmy gdzieś zjeść na mieście ale jakoś społeczeństwo ciapate nam nie odpowiadało, okolica szara, obdarta, mocno industrialna. Załatwiamy swoje potrzeby w markecie, wracamy do hotelu gdzie okazuje się, że nie ma sztućców, nie ma kogo podpytać o jakiś widelec czy łyżeczkę. W hotelu odbywa się jakaś impreza ale nie ma możliwości wejścia na nią, drzwi zamknięte, więc bardzo mocno improwizujemy przy jedzeniu posiłków. Na koniec dnia Mikołaj narzeka na ból kolana, co nabiera większego znaczenia nazajutrz.
https://www.strava.com/activities/14438914466
Esencja tej wyprawy, winiarnie, całe hektary. W hotelu mamy wykupione śniadanie, na piętrze jest szewdzki stół z widokiem na panoramę miasteczka. Jemy na zapas plus coś tam bierzemy po kanapce i bananie. Wiem, wiem, obciach jakich mało. Zazwyczaj tak nie robię, tylko jak jestem na rowerze, wtedy potrzeba jest większej ilości kalorii by nie dopuścić do bomby. Na dole hotelu ludzie od rana oblegają siłownie, coś tam się dzieje, grupowe pocenie na maksa. W miasteczku obok łapię nepomuka, poruszamy się pomiędzy miasteczkami w poprzek, nie po głównej drodze, wszystkie są do siebie podobne, przyozdobione i kolorowe. Zaraz niedaleko naszego noclegu mamy piękny postój w miejscowości Petrov, gdzie są winniczki, kanałem czy rzeką przepływają stateczki do tej miasteczka. Zatrzymujemy się i wybieramy jeden ze sklepików wtopionych w ziemie. Ja wybieram małe piwko, a może duże? Mikołaj wino bezalko.

Dużo ludzi tu przyjeżdża autami, rowerami i tak jak wspomniałem statkami, zakupują się w tych przepięknych sklepikach. Popas nasz trwa w najlepsze, dużo do przejechania mamy a już na początku robimy długą przerwę - pięknie. Alkohol i jego brak nas tak zakręcił, że mylimy drogę, zamiast przy rzece wyjeżdżamy na wzgórze skąd widać miasteczko oraz otaczające je winnice, zjeżdżamy z powrotem do Petrova i obieramy właściwy kurs. Przed nami rezerwat przyrody Cahnov - Soutok, czyli tak zwany Trójkąt Dyjski leży w widłach dolnej Dyi i Morawy. Obszar jest niezamieszkany, trudno dostępny, stanowią go podmokłe nadrzeczne łęgi porośnięte lasem i pocięte korytami strumieni a my przejeżdżamy to miejsce rowerem. Rezerwat jest na granicy trzech państw, Czech, Słowacji i Austrii. Tutaj też rozstajemy się z Morawą, która płynie dalej w dół by wlać się do Dunaju. Niestety w tym miejscu jest wielokilometrowy odcinek złej drogi, jakiegoś grysika gdzie ciężko przez to się jedzie. Znów tracimy czas, jedzie się jak po grudzie, najgorsze że po drugiej stronie w Słowacji też jest droga rowerowa, jednakże nie wiemy jaki jest jej stan. Nie zaryzykowaliśmy. Ale były też fajne odcinki, pomiędzy drzewami i w kompletnie dzikiej naturze. Droga ciągnie się przez wiele kilometrów, nie ma żadnych sklepów czy miasta. Wyjeżdżając z rezerwatu wjeżdżamy na obrzeża Brzecławia, co w tej okolicy się dzieje, pełno dróg rowerowych przecinających się między sobą, całe rodziny na rowerach. Dojeżdżamy do Zamku Pohansko który znajduję się nad stawem, przy stojakach pełno rowerów, ładujemy węgle ile się da, jest ciepło i pojawiają się małe otarcia.

Wpadamy do centrum, gdzie odbywa się jakiś festyn, znów przerwa i szama czegoś ciepłego z widokiem na zamek. Za Brzecławiem wpadamy do Zamku Januv, ale tylko na chwilę, już dosyć straciliśmy czasu, dojazd przez drewniany mostek, kolejne miejsce gdzie jest pełno cyklistów. Dojeżdżamy do perełki całej wyprawy - Zamek w Lednicach, majestatyczny, mieniący się w słońcu z potężnym ogrodem, jeszcze takiego zabytku nie widziałem, coś wspaniałego, jest tak ogromny, że nie wiem jak go złapać w kadr.

Za Lednicami fajny odcinek z trasami szutrowymi przy stawach, pełno rowerzystów, przystajemy na małe piwko i winko w przydrożnym ogródku, a przy nich winnica. Mały relaks, szkoda, że takich miejsc jest mało, ale znów i tak czas nam by nie pozwolił stawać częściej, za długa trasa a dzień za krótki. Pomiędzy kolejnymi winnicami podjeżdżamy pod Mikulov, bardzo chciałem by ta miejscowość była na naszej trasie, za każdym razem jak jadę na wakacje to mijam to miejsce, także mam z nim miłe wspomnienia. Zawsze w nocy widać z daleka podświetlony zamek i stare miasto. Pod centrum prowadzi podjazd, nie idzie już tak gładko, czas nagli kilka pamiątkowych fot w mieście i czeka nas zjazd w kierunku Brna. Zjazd był zacny, mega szybki, przez miasteczko, mijaliśmy sakwiarzy, niektórzy jechali w drugą stronę, biedacy, współczułem im, podjazd był srogi. Na przemiennie jedziemy w górę i w dół, mijamy jakieś wzgórza z innymi zamkami, Czechy są naszpikowane takimi zabytkami. Czasu nie starcza by to wszystko zwiedzić, zobaczyć. Przejeżdżamy pomiędzy dwoma jeziorkami, zaczyna się złota godzina, zachodzące słońce zacnie wygląda nad wodą. Dojazd do Brna i samo jego przebrnięcie jest ciężkie, jest to prawdziwy moloch, przejechanie do centrum trwa długo, jest duży ruch samochodowy. Docieramy o zmroku do hotelu, szybko ogarniamy pokój a następnie wybiegamy na miasto do sklepu, chcieliśmy gdzieś zjeść na mieście ale jakoś społeczeństwo ciapate nam nie odpowiadało, okolica szara, obdarta, mocno industrialna. Załatwiamy swoje potrzeby w markecie, wracamy do hotelu gdzie okazuje się, że nie ma sztućców, nie ma kogo podpytać o jakiś widelec czy łyżeczkę. W hotelu odbywa się jakaś impreza ale nie ma możliwości wejścia na nią, drzwi zamknięte, więc bardzo mocno improwizujemy przy jedzeniu posiłków. Na koniec dnia Mikołaj narzeka na ból kolana, co nabiera większego znaczenia nazajutrz.
https://www.strava.com/activities/14438914466
Kategoria Dłuższe trasy, Morawy 2025, ZALICZ GMINĘ











