Toyota Center
-
DST
14.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
00:45
-
VAVG
18.67km/h
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
jak zwykle powrót po nocy bez świateł, tym razem przez Książ
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
toyota nocą i w deszczu
-
DST
14.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
21.00km/h
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
szit, zapomniałem, że słońce już wcześniej zachodzi a i tak przedłużył się trening do 21 więc powrót w ciemnościach. Dodatkowo się rozpadało. nie ma to jak na slickach jechać w deszcz i po nocy.
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Śnieżka nocą
-
DST
15.00km
-
Czas
03:52
-
VAVG
3.88km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
co to za podróż!!!
zaczęła się dzień wcześniej tj. w piątek. byłem w Świdnicy na urodzinach, z których w stanie wskazującym z uśmiechem na ustach wróciłem do domu ok godz 22.
o 1.30 byłem już ustawiony ze znajomymi. czasu na sen było mało, ale sen nie nadszedł, po przyjeździe oglądam eurobasket potem załączam nba2k13 i tak mi mija czas, parę minut po północy oczy mi się zamykają, za chwile budzik dzwoni a potem telefon od Daniela. Przygotowałem się do wyprawy, w głowie szumi alkohol dalej, przez ten szum zapominam zabrać z domu kilku rzeczy, w tym kąpielówek. Tak kąpielówki na śnieżkę. Ponieważ główny cel to Śnieżka ale potem plan zakładał wejście do znanego hotelu w Karpaczu by skorzystać z wodnych atrakcji. na szczęście było to jeszcze przed Cieszowem więc stosunkowo blisko.
W Kowarach trafiamy na ssaki leśne, nietypowo jeden na poboczu siedzi z ewidentnymi pękniętymi plecami, drugi po paru metrach na środku drogi chce nam wskoczyć pod koła, co za noc :P
W Karpaczu bez przygód, Daniel szuka miejsca startu i bezpłatnego parkingu. O tej porze nie ma z tym problemu, za wstęp do parku też nie zapłaciliśmy bo nie było komu. Ruszamy niedaleko obok Orlinka czerwonym, w trakcie przypominam sobie, że kiedyś nim schodziłem jak byłem mały i wtedy się bałem. Teraz na luzie po tatrach nogi zaprawione i bez przeszkód wspinamy się w górę. Przy cmentarzyku widzimy, że ktoś na dole za nami też się wspina z latarkami. Fajny widok w nocy w środku lasu świecące latareczki. Bardzo szybko dochodzimy do szczytu, nawet za wcześnie, wschód słońca za ponad godzinę, a mocno wieje. Daniel dostaje dreszczy wygląda jakby wykonywał taniec robota. Choć byliśmy dobrze przygotowani (czapki i rękawiczki) to mimo to było zimno. Mnie trzymał alkohol więc w krótkich spodenkach wchodziłem, na górze zakładając dopiero dresy. Czy po ciemku czy jak już świtało widoczność była doskonała, widać "nasze" góry z okolicy i nawet Ślężę i Radunię, spomiędzy których wschodzi słońce. W tym momencie było już pełno osób na szczycie chcących zobaczyć ten obraz, zdecydowanie z przewagą Czechów. 

Chwile po szóstej schodzimy tym samym szlakiem, raczej równo podziwiając piękną panoramę Karkonoszy, mnie już łapię powoli sen a to przecież nie koniec dnia. Na parkingu dziwimy się, że aut jak na lekarstwo, wczesna pora więc ludzi brak na szlakach. 
Tak czy inaczej kierujemy się do znanego hotelu. Tam całkiem niespodziewanie decydujemy się zjeść śniadanie. Szwedzki stół to to co tygryski lubią najbardziej. Drogo ale po problemach z układem trawiennym w Tatrach w końcu pojawił się apetyt. Dużo zjadłem i wypiłem, wszystko było smaczne, wystrój i obsługa bajeczne, niczego nie brakowało. Po śniadanku pora na relaks, w basenach. Też wszystkiego "próbowaliśmy". Sauny git (szczególnie jak jakaś pani leżała bez stroju), gorzej, że zimna woda do schładzania nie była zimna, ale za to sala lodowa była już idealna. Największą furorę jednak zrobiła na nas zjeżdżalnia CEBULA. Zabawa bezkonkurencyjna. Bawiliśmy się lepiej niż dzieci. Daniel pobijał swoje rekordy w szybkości wjazdu do "lejka", ja za to raz wyleciałem z niego głową w dół. polecam po górskich spacerach się tam wybrać, po wszystkim nie chciało nam się spać byliśmy naładowani emocjami dzisiejszego dnia a to dopiero 11 godzina. Odwiedzamy znany market gdzie zabieram kolejnego wściekłego ptaka dla bratanka. Przy powrocie łapie mnie sen, w domu umawiam się na rower z Kasią a z Pająkiem na basket więc dzień trwa w najlepsze... 
/6771062
Kategoria Pieszo góry
targaj balla w szczawnie zdrój
-
DST
22.43km
-
Teren
7.00km
-
Czas
01:25
-
VAVG
15.83km/h
-
VMAX
42.60km/h
-
Kalorie 1166kcal
-
Podjazdy
291m
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
...jestem hardcorem... w tym dniu brakowało jeszcze tylko jazdy na rowerze i targania balla więc połączyłem to wszystko i dodałem do już mocnego dnia. w jedną stronę do podzamcza dzielnie towarzyszyła mi Katarzyna, nawet nie wiem kiedy a juz byłem na miejscu. gra była ciężka, ledwo co się ruszałem, w połowie gry wyskoczyłem po coś do jedzenia i cole i jakoś się przez chwilę lepiej czułem. nie był to mój najlepszy występ ale nie zawszę trzeba być najlepszym, pobiegać pobiegałem, powrót przez 3 stawy bardzo szybki tyle że ... zapomniałem w domu wyłączyć edka więc czas sobie chodził dopóki sobie nie przypomniałem :)
/6771062
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
trening pierwszy w sezonie w Toyota Center Wałbrzych
-
DST
14.94km
-
Czas
00:34
-
VAVG
26.36km/h
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
/6771062
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Świebodzice-Cieszów-Szczawno Zdrój-Wałbrzych-Świebodzice
-
DST
32.74km
-
Czas
01:20
-
VAVG
24.56km/h
-
Sprzęt Bestia
-
Aktywność Jazda na rowerze
szybka pętla po górkach, mając leczo w żołądku i łzy w oczach po porażce Polaków na eurobaskecie, na dodtaek program nie zapisał trasy tylko czas
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
pokazywanie okolicy znajomemu
-
DST
61.50km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:27
-
VAVG
13.82km/h
-
Kalorie 300kcal
-
Podjazdy
1600m
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
znajomy to nie kto inny jak Grzegorz spotkany kiedyś na drodze do Głuszycy, wpadł pociągiem do świebodzic i z założenia miałem mu pokazać okolice. niestety był to mój pierwszy dzień po urlopie w tatrach więc wyszło jak wyszło. pokazałem mu tyle ile mogłem, na ile pozwoliła mi dupa w podwójnym znaczeniu. najpierw Książ potem Szczawno następnie wjechaliśmy sobie na Chełmiec by zjechać do Boguszowa a stamtąd już w stronę domu, tzn ja bo silny Grzegorz pocisnął do wrocka jeszcze robiąc swój rekord 130 km. ja niestety już dogorywałem w domku, było ciężko, muszę się wyleczyć z dolegliwości bo inaczej ciężko wysiedzieć na rowerze.
/6771062
Kategoria Dłuższe trasy
Tatry 2013- dzień 8 - urlop, piesze wycieczki 22-29/08/2013
-
Aktywność Jazda na rowerze
dzień 8 - KRAKÓW
szybkie pakowanie i sprzątanie w pokoju, przygoda z Tatrami zakończona, kiedyś tu trzeba wrócić mam z jednym szczytem niepozałatwiane rachunki a z innymi chce nowe rachunki otworzyć. W marzeniach chodzenie po górach od schroniska do schroniska i piękna pogoda. Ale to przyszłość. Fajna sprawa, że mam zniżki w schroniskach z/w na to ze jestem krwiodawcą.
Jedziemy w kierunku Krakowa, szybko docieramy. Mam plan co zwiedzać i jak. niestety dowiaduję się, że są też inne plany, kulinarne i że większości mojej trasy nie zwiedzimy.
Zaczynamy ... wiadomo po trupach do celu zmierzamy do Wawelu. 
Zwiedzamy to co można za darmo, potem schodzimy przez jaskinie smoka do samego smoka, wirtualne kesze i lecimy na rynek, tam większe spory lub mniejsze. Jedni idą do Piwnicy pod Baranami inni do Maca. Ja szukam kesze ale z miernymi skutkami, koło Kościoła św Wojciecha podejmuję jednego kesza i namierzają mnie w tej chwili inni keszerzy. Szymek i Kasia pomogli mi odłożyć kesza i podjąć koło rynku innego. Sami szukali quiza na rynku. Spotykamy się znów całą paczką i idziemy pod Barbakan, tam zdj i uciekamy przez park do auta, po drodze mam przygodę w damskiej szalecie haha jaki muł bagienny. Jedziemy do Galerii Kazimierza do jakiejś amerykańskiej knajpy. Jedzenie dobre ale fuck, nie jestem mocno głodny aż szkoda było mi to zostawiać na talerzu. Dodatkowo koleżanka podzieliła się nieprzechylną opinią o kotlecie, koledzy dodali swoje podmienione przez kelnerkę hamburgery i menadżerka wszystkim w ramach rekompensaty przyniosła po kawałku ciasta, którego nie zjadłem bo byłem już pełny jak większość zresztą i do tego kubeł zimnej lemoniady, wypiliśmy wszystko :)
no nic, została ost prosta do domu, ciekawa sytuacja na bramkach przed Wrocławiem, kibice jechali na mecz, 0:5 na bank tego się nie spodziewali.
Na tym koniec czas wrócić na rower i do basketu, czekać na następny trip.
Kategoria Pieszo góry
Tatry 2013- dzień 7 - urlop, piesze wycieczki 22-29/08/2013
-
Aktywność Jazda na rowerze
dzień 7 - czerwone wierchy czyli cztery dwutysięczniki
mieliśmy w założeniu szybko się zebrać, prognoza pogody pokazywała, że popołudniu będzie padać ale z rana miało być pogodnie. założenia założeniami a my powoli wyjeżdżamy ok. 8 w góry wychodzimy po 9. początek to Kuźnice :/ czuję pęcherz ale jest git, ost dzień przecież trzeba korzystać. pod gondolą wbijamy się niebieskim w kierunku Schroniska na Hali Kondratowej, kilka fot i śmigamy zielonym w kierunku Kopy Kondratowej.
Pogoda się powoli psuję. Wchodzi mi się dobrze, gdy czekałem na znajomych zagaduję pana z dzieckiem. Opowiada, że już schodzi w dół ale z rana jak był na szczycie to było słońce i wspaniałe widoki, fucken shit myślę, u nas z panoramy Tatr nici. Coraz to większe mleko. 
Na szczycie łapie nas deszcz i postanawiamy nie kontynuować podróży. Nic nie widać, robi się mokro a szlak na pozostałe szczyty nie jest nam znany. Schodzimy zółtym w kierunku Giewontu, nawet go nie widać. Potem odbijamy niebieskim zatłoczonym do schroniska by wrócić tym samym szlakiem do Kuźnic. Na przyszłość jest pewna lekcja wstawać wcześniej, szczególnie na tak oblegane góry jak Giewont bo potem robi się mocno turystycznie. Zastanawiające jest to, że mimo złych warunków pogodowych, pogarszających się, i tak tylko zakładam, znając prognozę pogody, ludzie pchali się drzwiami i oknami na szlaki pod Giewont. Może też ost dzień w Tatrach, nie wiem. Ale skoro wiem, że na Giewont dostać się można na łańcuchach to mimo to bym nie ryzykował.
Postanowiliśmy wrócić do domu a potem uderzyć na Zakopane, do knajpy, którą Kasi polecał ktoś na szlakach, nie pamiętam nazwy ale była odjazdowa. Typowa góralska chata, pełno zabitych i wypchanych zwierząt tzn wystrój był dobrany :), grała kapela góralska. Dania super, filet z jelenia pychota. do tego śliwowica i herbatka góralska Bóg wie z czym ale mocna jak diabli.
Potem nawet po Krupówkach do jakiegoś pubu trafilismy na tańce ale tańce się nie odbyły a ja byłem lekko mówiąc pozamiatany, wysiłek + alko swoje dały, padłem jak kłoda, w samochodzie a potem w pokoju. Ost dzień ciekawy, pierwszy raz na Krupówkach a właściwie nie za bardzo pamiętam co tam się działo.
Kategoria Pieszo góry
Tatry 2013- dzień 6 - urlop, piesze wycieczki 22-29/08/2013
-
Aktywność Jazda na rowerze
dzień 6 Kasprowy Wierch
noc się ciągnęła, balantajs nie pozwolił szybko zasnąć. Rano miałem znów dużo sił. Dodatkowo koleżanka się rozchorowała, z którą żadnego kontaktu nie miałem, oczywiście i tak na mnie spadła wina. Reszta towarzyszy nie wyglądała najlepiej, obserwowałem pogodę, za oknem nieciekawie, w tv Horczyczak mówi, że się przejaśni. Decyzja, idę w góry, pytam znajomych, odpowiedz negatywna. Ide do drugich znajomych jest opcja Kasprowego Wierchu, uderzamy. Znów ciągnące się Kuźnice. Pod kolejką uderzamy zielonym. Mleko znów się rozlało, słychać nad głowami tylko gondole. Humory dopisują, non stop żarty, hehe opowieści o remoncie u kolegi rozwalają system.
Opis linka
Metry zdobywamy dosyć szybko. robi się zimniej im bliżej szczytu (wow naprawdę). w totalnej mgle pojawiamy się na Kasprowym, foty, plany, obserwacja mapy i wirtualne kesze. 
Już mieliśmy zejść coś zjeśc obok wyciągu gdy na dłuższą chwilę złapała mnie pani z ankietą, pożartowali pogadali, po odpowiadali i się pożegnali. W pomieszczeniu prawdziwy tłok, tam jest pizzeria u góry !!! szok, nie wiedziałem o tym, i tak zamówiłem fasolkę. Znajomi wracają gondolą i będą czekać gdzieś na mnie w Zakopanem. Ja natomiast chce zbadać jeszcze inny szlak. Schodzę z KW szlakiem, którym dwa dni temu podchodziłem. Szybko omijam schronisko Murowaniec i idę dalej na przełęcz między Kopami. Wcześniej podchodziłem zółtym to teraz postanawiam schodzić niebieskim. Schodziło się szybko, było mokro i ślisko na dole, po drodze mijałem pełno Hiszpanów, co oni tu robili to nie mam pojęcia. I znów Kuźnice, to właśnie teraz odezwał się mój pierwszy pęcherz na stopie a asfalt nie pomagał. Po jakimś czasie odnaleźliśmy się ze znajomymi w Zakopanem i trafiliśmy do knajpy, była taka sobie, inny klimat niż poprzednia, jedzenie różnie ocenialiśmy. Bez reklamy napiszę, że knajpa była na rogu, są lepsze :P.
Nie jestem pewny ale chyba w tym dniu odwiedziliśmy termy w Szaflarach. raz warto wydać tą kasę. Nic specjalnego prócz tego, że niby inna woda. za to sauny były super, gorące, a do ochłody mega fajne prysznice, lód, wiadro i basen z wodą - wszystko tak zimne jak nigdzie indziej gdzie byłem do tej pory. Potem grill i piwa, smacznie spać poszliśmy by nazajutrz ...
Kategoria Pieszo góry











