0 C - nawet było miło
-
DST
13.46km
-
Teren
5.00km
-
Czas
00:47
-
VAVG
17.18km/h
-
VMAX
48.60km/h
-
Kalorie 700kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
/6771062
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Książ pętla
-
DST
14.03km
-
Teren
5.00km
-
VMAX
47.00km/h
-
Kalorie 729kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
wypad szybki po pracy, grochówka ciepła w żołądku :), próba podjęcia kesza z nowym programem trekkbuddy, wszystko pięknie skonfigurowane super mapki lecz psy przy folwarku za dużo hałasu robiły. kiedy indziej. brakowało jazdy, trochę błota na twarzy i w oczach ale przyjemnie się jechało.
/6771062
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Spokojny podjazd pod Książ
-
DST
8.20km
-
Teren
3.00km
-
Czas
00:43
-
VAVG
11.44km/h
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
wypad na książańskie trasy. bez większej spiny podjazd, a potem szybki zjazd z przerwą na stanie na głowie, kask zawsze się przydaje :)
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Ślęża
-
DST
74.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
03:52
-
VAVG
19.14km/h
-
VMAX
61.70km/h
-
Kalorie 3725kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
jakoś wczoraj nie mogłem zmuśić się do jakiegoś krótkiego opisu a to z tego względu, że byłem świadkiem podwójnnego wypadku śmiertelnego :/, ale nie ludzkiego.
Ale od początku. Postanowiłem sobie w tygodniu, że rzucę się znów na Ślęże, miałem potencjalne towarzystwo ale skończyło się na tym, że wyruszyłem w podróż sam z muzyką w uszach. W Świebodzicach wiatr był momentami porywisty, już powoli myśłałem o zmianie planów. Wraz ze słabnącym wiatrem te myśli odchodziły w zapomninie, w Komorowie postanowiłem, że do Świdnicy pojadę polną drogą :p. Urozmaicenie nie wyszło najlepiej, dużo błota ale dzięki temu zwiedziłem część nowo budowanej obwodnicy miasta. Za Świdnicą wiatru już nie było, jechało się przyjemnie i nadspodziewanie szybko, jak na mnie :P. Byłem mocno do przodu z czasem więć postanowiłem na szczycie i pod, poszukać kilku keszy, skończyło się, że znalazłem 1 na 4, których szukałem, bo na Ślęży skrzynek jest teraz multum. Ale z jedną parą oczu ciężko się szukało, dodatkowo mugole przeszkadzały. Trudno, dobry powód do powrotu. Droga powrotna to miodzio dla górala, choć liście przeszkadzały, ale za to na asfalcie z przełęczy już nic nie przeszkadzało by rozwinąć duże szybkości. Za Gogołowem niestety miało miejsce przykrę wydarzenie, na jezdni wylegiwywały się wróbelki, na ich widok zwolniełem i czekalem, aż sobie polecą, za moich pleców niestety z dużą prędkością wyłonił się samochód, który nie miał zamiaru czekać na to, aż sobie ptaszki polecą. Z dużą prędkością wjechał w nie, zabijając dwa bezbronne wróbelki, ciężko było mi przejechać obok nich. Ludziom to się zawsze spieszy, jakiś gamoń, ehhh. Niestety za Świdnicą znów zerwał się wiatr, który wiał prosto w twarz, skutecznie utrudniał jazdę do domu.
Kategoria Dłuższe trasy
Wałbrzyskie niedzielne keszowanie
-
DST
40.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
02:24
-
VAVG
16.67km/h
-
VMAX
60.90km/h
-
Kalorie 2000kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
dziś postanowiłem znów pokręcić się po Wałbrzychu przy okazji zgarnąć kilka keszy i zobaczyć nowe ciekawe miejsca. plan wykonany w 100%
podjazd pod Książ i kierunek Szczawno Zdórj a dokładnie Góra Parkowa zwana także Belwederem, ciekawe miejsce, o którym więcej może opowiedzieć ciotka wikipedia.
Szybki kesz na szczycie i spotkanie pasjonata rowerów, który tym razem postanowił sobie pobiegać po okolicy. Szybka rozmowa i lecę w dół, kolejny przystanek Lisia Sztolnia, niedaleko Pl. Grunwaldzkiego. Zostało tylko wejście do sztolni ogrodzone płotem, nie wiedziałem, że tak blisko centrum znajduję się sztolnia ale ten fakt utwierdził mnie w przekonaniu, że cały Wałbrzych wzdłuż i wszerz jest jedną wielką kopalnią.
Kesz nie zlokalizowany, więc jadę dalej, nastepny przystanek kopalnia Henryk, nigdy tam nie byłem i nie słyszałem o tym miejscu tym bardziej byłem ciekawy ujrzenia tej byłej kopalni. kesz oznaczony jako niebezpieczny. podjechałem od złej strony, koło cmentarza radzieckiego drogą polną w górę obok składowiska gruzu i piasków. Potem fajna droga i wiadukt kolejowy gdzie przestraszyłem się trzech psów i ich właściciela, a to dlatego, że to totalne odludzie i nie spodziewałem się kogoś spotkać.
Ale luz grzeczne pieski i z właścicielem słówko wymieniłem. Dalszy podjazd w górę i wyłaniają mi się dwie budowle betonowe, które wyglądają jak szyby. wszystko zalane. Chowam rower i szukam kesza, niby 100m dalej więc obawa o rower jest. Pozostałości budynków i urwisko robią wrażenie.
Cała atmosfera ponura, jakby ktoś się wyłonił za krzaków to bym padł na serce (tym bardziej, że na uszach słuchawki) dlatego szybko się zabieram z tego miejsca. Atakuję ponownie Górę Barbarki, a tam odnajduję kesza, którego już trzy razy szukałem, sukces. Jadę w stronę domu, ul. Świdnicką, jest remont drogi więc na jednej połowie jezdni jest asfalt, reszta to ubity piach, więc nie przeszkadzam zmobilizowanym i wpadam na remontowaną część drogi. W którymś momencie muszę jednak jechać asfaltem bo góra piachu przede mną. Po chwili widzę, że łysy pan z bmw boi się mnie wyprzedzić więc gdy tylko znów mogłem wjechać na remontowany odcinek, rozpędziłem się i wyskoczyłem z asfaltu co przełożyło się na podziękowania ze strony kierowcy w postaci gestów i klaksonu. Wpadam do parku wylotowego na Jedlinę, gdzie jest pełno rzeźb, szybki kesz i wracam na Świdnicką street. Jadę prosto na strefę a potem przez Książ. Na strefie są wspaniałe widoki, dodatkowo robią remont nawierzchni na początku strefy. Mijam autobus wkk wrocław, dziś już wiem, że chłopaki pokonali górnika w kosza, no trudno :/
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
cel Kowary
-
DST
39.80km
-
Teren
6.00km
-
Czas
01:57
-
VAVG
20.41km/h
-
VMAX
59.68km/h
-
Kalorie 2069kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
miałem udać się do Kowar, niestety przez silny wiatr, który był dużo mocniejszy w Gostkowie niż w Świebodzicach musiałem porzucić swoje plany. Wiatr niestety był czasami porywisty i cały czas w twarz. Do tego przez całe stare bogaczowice przejechałem z przodu na najwyższym przełożeniu a to ze względu małej kontuzji kciuka - wybity, oszczędzałem go przy wrzucaniu i zrzucaniu przerzutek niestety często w ogóle zapominając o ich zmianie. Tak więc dojechałem do Gostkowa, tam udałem się pod wiatrak, na szczycie to dopiero pizgało. dodatkowo ciemne chmury nad Kamienna Górą. szybko zająłem się multikeszem, pierwszy etap gładko, współrzędne do drugiego zdobyte. Biorąc wszystkie za i przeciw postanowiłem się wycofać a przy okazji zdobyć drugi etap kesza. Drugi wiatrak jest w starych bogaczowicach na wylocie na sady. szybko zlokalizowałem kesza i pojechałem do domu, zostawiając sobie wiatraki w Strzgomiu i Pietrzykowie na inny dzień, tak samo jak Kowary.
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
czekałem na moment dobrej pogody
-
DST
17.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
00:38
-
VAVG
26.84km/h
-
VMAX
38.30km/h
-
Kalorie 548kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
gdy moment ten się pojawił, nie zawahałem się i wpadłem po pracy do garażu po rower. dzień szybko się kończy więc musiałem się śpieszyć, w pospiechu obiad - fasolka bo bretońsku, kongo bongo w brzuchu :P
niestety kapeć w przednim kole, muszę wymienić oponę ale nie dziś nie teraz, muszę szybko pokręcić w terenie, cel Książ, szybka trasa a potem na asfalcie w szybkim tempie dokręciłem kilka kilometrów. Szkoda, że już teraz tylko na takie momenty trzeba czekać. Byle by w jakiś łykend była pogoda do jazdy, muszę się wybrać do Kowar
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
too(two) small balls, ale ponad setka szczelona
-
DST
112.75km
-
Czas
06:36
-
VAVG
17.08km/h
-
VMAX
61.10km/h
-
Kalorie 5863kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
ehhh miała być ciekawa podróż i co ... nie wiem co zawiodło, ale chyba wyszły moje małe kochones. mam nauczkę i lekcję na następne planowane podróże. muszę zdecydować czy jadę w ciekawą podróż czy zbieram po drodze kesze czy kolejne szczyty z KSP bo wszystkiego na raz w jednej podróży nie dam rady zrobić na bank.
jechało mi się dziś świetnie, celem było Międzygórze z noclegiem. Wyjazd opóźniony o kilka godzin a to wszystko przez dach i Tuska - hehe żart ale tak naprawdę późno przez to zamieszanie poszedłem spać. Wstałem, dopakowałem plecak - podróż na co najmniej dwa dni. i w drogę. początek Jeziorko Daisy. co za błoto, jak mogłem nie przewidzieć, że po wczorajszym deszczu może ziemia nie wchłonąć z rana wody. no nic. szybki zjazd do Pogorzały i błotnisty długi podjazd pod Modliszów. Kierunek Luabchów i Zagórze Śląskie. Potem Głuszyca i tu już mój mózg wymyślił, że przed Nową Rudą znajdzie szlak i pojedzie do NR przez Włodzicką Górę - KSP. Oj jakiż to był błąd. Tam to dopiero było błoto ale, że zgubię szlak po niecałym kilometrze to się tego kompletnie nie spodziewałem. Pojechałem piękną drogą prosto, nie było nigdzie znaku, że trzeba skręcić w prawo. Pojechałem kilka kilometrów przed siebie aż skończyła się droga, w błocie straciłem 2x więcej siły, wracając zatrzymałem się na 2 śniadanko koło skrzyżowania i ... odkryłem zarośnięty trawą kamień ze szlakiem, który skręcał, kurrrr. Postanowiłem jechać asfaltem do NR i tam miałem się zastanowić nad dalszą podróżą. W NR miałem podjąć kesza przy kościele - hehe trafiłem na pogrzeb, no nie będę się kręcił kiedy ktoś ma ost pożegnanie. jadę dalej w samym centrum decyduję, że nie jadę do Międzygórza a wracam na mecz do domu POLSKA BIAŁO CZERWONI - po kij mi ten ciężki plecak w takim razie :/. Jednym z powodów powrotu był mój sprzęt, który wydawało mi się, że ogarnąłem po zawodach, pierwszy podjazd zweryfikował stan mojej przerzutki, strasznie źle działała, dodając do tego błoto to jazda nie była przyjemnością. Ogólnie nogi też nie najlżejsze, łydka obita od tygodnia po meczu a przede mną kolejny mecz w piątek w Świdnicy i w sobotę turniej w Legnicy, raczej nie byłbym świeży jeśli w ogóle bym coś biegał.
I tak postanowiłem wracać przez Czechy, tak miałem w swoim planie w drugim lub trzecim dniu :/. Tłumaczów a potem Broumov cel prosty. W czeskiej miejscowości pokręciłem się dłużej.
Potem w planie miałem powrót przez Mieroszów ale Spicak tak się do mnie uśmiechał, że nie mogłem mu odmówić. Kiedyś ktoś opisywał ten podjazd na stronie, identyczne widoki i zdj nawet. Tu muszę podkreślić świetne oznaczenia i plansze ze szlakami po stronie czeskiej - miodzio, wszystko było jasne.
Waligóra
Po drugie jak pierwszy raz zdobywałem Spicak od strony polskiej to spotkałem rowerzystów, którzy jechali właśnie z tej strony do Andrzejówki więc wiedziałem, że nie muszę jechać przez szczyt by dojechać do Polski. Świetna droga, błota niewiele. Szybki podjazd i jestem już w kraju.
Kopalnia w Andrzejówce robi wrażenie z bliska
Trafiłem na drugą połowę - 1:1 na koniec, remis tak jak w mojej podróży ?
Kategoria Dłuższe trasy
MTB Jesień w Mieście Cudów - Bardo Śląskie
-
DST
20.81km
-
Teren
20.81km
-
Czas
01:21
-
VAVG
15.41km/h
-
VMAX
52.40km/h
-
Kalorie 1081kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Lekko przeziębieni 2z3 pojechaliśmy sprawdzić się w mini maratonie. Każdy miał inny cel ale najważniejsza była dobra zabawa i dotarcie do mety bez uszczerbku na zdrowiu i w sprzęcie (dobra, po cichu liczyliśmy na nagrody w losowaniu losów :P)
Trasa zupełnie obca, nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Zajechaliśmy przed czasem. Rejestracja, pobranie numerów startowych i szybko się przebieramy by za chwilę lekko już sobie popedałować. Na starcie około 66 zawodników. Ustawiłem się z kolegą na samym początku ale i tak wiedziałem, że spadnę na sam koniec i tak też było. Dałem się wyprzedzić prawie wszystkim. Pierwszy podjazd szybko zweryfikował zawodników, tam już kilku połknąłem. Trasa wspaniale przygotowana, piękne widoki, hehe tak zamiast pedałowania rozglądałem się na boki. Troszkę błota na trasie tylko dodawało smaczku rywalizacji, gorzej jak wleciało do oka :P przed zjazdem :P.
Moja taktyka była prosta, łapać się czyjegoś koła na podjeździe, a następnie wyprzedzanie i do następnego zawodnika. No i cóż mogę powiedzieć, taktyka świetna. Gorzej niestety ze zjazdami. Po wypadku na Trójgarbie (Vettell :P) pędzenie w dół jest bardziej zachowawcze dlatego kilku zawodników mnie minęło. Na podjazdach i tak ich odstawiałem ale wiedziałem, że na końcu jest zjazd do mety więc musiałem na płaskim i pod górę trochu im uciec. Udało się i z dużą przewagą nad następnym zawodnikiem wjechałem na metę przed sobą widząc dwóch następnych zawodników. Po wyścigu bufet - tradycyjny makaron z sosem + owoce + ciasto + napoje. Czekamy na dekorację i losowanie. Po wszystkim lekko senni ale zadowoleni wracamy do domu. Janusz był 31 a ja 39. Janusz uszkodził nowe opony a ja przerzutkę. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wystąpimy w większej ilości maratonów bo było bardzo fajnie.
Kategoria Mało czasu, szybkie rundki
Rudawy Janowickie nr 1
-
DST
94.00km
-
Czas
05:56
-
VAVG
15.84km/h
-
VMAX
58.70km/h
-
Kalorie 4496kcal
-
Sprzęt kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
powrót w przeszłość.
kiedyś po Rudawach łaziłem z bratem i ojcem. Teraz już obu nie ma, a ja już nie chodzę po górach tylko jeżdżę swoim krosiwem. No cóż lata lecą, tym chętniej wróciłem w to miejsce. Kilka ujęć w pamięci z tej wycieczki pamiętałem, np stację w Janowicach Wielkich i szerszą drogę w drewnianą budą po lewej po drodze na Sokolika. Mogę śmiało stwierdzić, że mało zapamiętałem bo pewnie jak bym pamiętał, że na ścieżkach nie ma opisanych szlaków to pewnie bym się nie zgubił a tak...trochę pobłądziłem ale i tak dałem radę. Następnym razem mapa obowiązkowa.
Jechało mi się świetnie, wiatr nie psuł mi humoru. W nieznanych wiochach lekko się zgubiłem, (kto daje znak, że do miejscowość trzeba skręcić w lewo skręcasz a tam znów rozwidlenie a znaku już nie ma - ehhh jak zwykle musiałem wybrać nie właściwą drogę i tak wylądowałem w Świdniku). No nic co najwyżej parę kilometrów nadłożę. Potem miejscowi zaproponowali mi ciekawą alternatywną drogę do Janowic Wielkich więc skorzystałem, tylko co to była za miejscowość to nie mam bladego pojęcia, bo znaku na wjeździe nie uświadczyłem. Droga była świetna, lekko rozwalony asfalt, troszkę szutru i brak samochodów - idealnie. Potem już tylko zjazd do JW i zaczynam swoją wspinaczkę na Sokolnik. Wybrałem szlak żółty, mijałem ową wcześniej wspomnianą budę z bali, wiedziałem, że jestem na właściwej drodze. niestety potem doszedł szlak niebieski i w pewnym momencie oba szlaki się rozdzielały, wybrałem żółty, znów błąd. Sokolnik był w drugą stronę, jechałem dalej myśląc, że już nie długo zobaczę punkt widokowy. Jakież wielkie zaskoczenie przeżyłem gdy już wdrapując się z rowerem na ramieniu na szczycie ujrzałem krzyż i tabliczkę z napisem Wołek, w ogóle nie słyszałem o takim szczycie i nie wiedziałem gdzie jestem. Na szczycie była tabliczka ze szlakami więc coś tam sobie przemyślałem i postanowiłem wrócić tym samym szlakiem. Zjazd w dół po tych kamieniach po których nie mogłem podjechać dawał dużo satysfakcji. Szybko zjechałem ze szczytu. Postanowiłem, że będę jechał bez szlaku a według tabliczek informacyjnych o jakiś tam drzewach, nie pamiętam nazwy i nie chcę tu niczego przekręcić. Tabliczki doprowadziły mnie do ruin zamku, czyli mojego drugiego celu wyprawy. Oczywiście tak o sam nie wpadłem na to, że tabliczki mnie do niego doprowadzą, na owych tabliczkach był napis bodajże JW-Bolczów, stąd też wiedziałem, że jadę do ruin skoro przybywam z Janowic Wielkich. Same ruiny wspaniale zachowane, polecam każdemu. Poskakałem po murach z których szybko zlokalizowałem swój pierwszy cel, który ominąłem. Szybko też znalazłem kesza, który spoczywa w ruinach. Zjazd do JW zielonym szlakiem, fajny techniczny zjazd, dość szybki lecz w pewnym momencie trzeba zejść z rowerka bo pełno głazów, jeden po drugim. Powrót przez Marciszów - Gostków - Stare i Nowe Bogaczowice i podjazdy pod Cieszów na koniec. Fajna podróż, myślę, że jeszcze w tym roku zawitam w Rudawy bo mamy niedokończone sprawy.
ps znalazłem coś nt. ścieżki przyrodniczej
"ścieżka edukacyjno-przyrodnicza "Janowice-Bolczów"
Wyposażona jest w 35 tablic tematycznych, na których są opisane walory przyrodnicze, krajobrazowe Rudaw Janowickich. Oprócz tematyki przyrodniczej, zawierają tez opisy zamku Bolczów. Trasa ta ma długość 5 km i zaczyna się przy zabytkowym obiekcie, Wyłuszczarni Nasion w Janowicach Wielkich, następnie prowadzi przez dolinę Janówki do Przepięknych ruin Zamku Bolczów"
w sumie wyszło, że wyjechałem na wyższy szczyt niż zakładałem - Wołek 878m npm
mój cel Krzyżna Góra i Sokolik
znalezione gdy podczas jazdy rozglądałem się po okolicy :)
Kategoria Dłuższe trasy