king13kula prowadzi tutaj blog rowerowy

moja jazda

keszobieg

  • DST 6.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20:00km/h
  • Kalorie 510kcal
  • Podjazdy 301m
  • Aktywność Bieganie
Czwartek, 15 października 2015 | dodano: 20.10.2015

znów z przygodami, pogoda odpycha, postanowiłem odłożyć rower i pobiec po kesze w Wąwozie Suliczanki. Całe stado keszy, myślę sobie, że szybko wpadną w moje ręce. Zaczyna bieg. Idzie dobrze, jest kilku pasjonatów biegu, po pierwszym km mam dziwne przeczucie w brzuchu, że zaraz będę potrzebować toalety. Tak też się dzieje, już mogę tylko iść, szukam dogodnego, ustronnego miejsca. Po wszystkim zaczynam szukać miejsca wejścia na szlak. Zaczynam od Suliczanki 2, bo inne gdzieś ominąłem. Był łatwy, przeszkadzał grzybiarz trochę. Miejsce super mimo mgły zasłaniającej wszystkie widoki, ale nadało to temu miejscu taki zjawiskowy klimat. Lecę następny numer 1. Hardkor, ślisko a muszę latać po mega spadzie. Bez upadku się nie obyło, już rezygnowałem gdy czytając poprzednie wpisy znów wróciłem i szukałem go tak, że znalazłem się na samym dole wąwozu, i nic. Ciężko było wyjść, znalazłem lżejsze podejście parę metrów dalej. Odpuszczam. Numer trzy szybko w miarę znalazłem choć łatwy do wypatrzenia nie był. Kolejny to już powtórka pierwszego, skakanie niebezpiecznie po drzewach, bez dobrego chwytu nie polecam nikomu tego kesza szukać. Różne opinie o tym keszu w logbooku są, ale nie każdy musi go zdobyć. Powoli się ściemnia a ja mam daleko do auta a i jeszcze ostatni piąty, który był w miejscu mi znanym, czasami tam przejeżdżałem. Wziąłem go od boku, nie od góry ale też wisiałem na drzewie. Takie to było dzis bieganie. Więcej wygibasów by odszukać kawałek plastiku, cżłowiek to ma coś jednak z głową by w zabawie tak ryzykować.  

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Bieg, Pieszo góry

Szybka runda wokół Książa prze Borowiec Mały

  • DST 14.31km
  • Teren 7.00km
  • Czas 00:56
  • VAVG 15.33km/h
  • Kalorie 762kcal
  • Podjazdy 422m
  • Sprzęt THE BLACK ONE
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 października 2015 | dodano: 14.10.2015

szybciej wróciłem z Wrocka i postanowiłem uciec na rower, zimno mega ale co tam, choć chwileczkę pokręcić. Trasa taka o, przed siebie. 

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/l...


Kategoria Mało czasu, szybkie rundki

Spicak :D

  • DST 7.27km
  • Czas 03:10
  • VAVG 26:08km/h
  • Kalorie 702kcal
  • Podjazdy 444m
  • Aktywność Chodzenie
Sobota, 10 października 2015 | dodano: 14.10.2015

ah jak ja uwielbiam to podejście, od razu wiem, że żyje :D
z Pavlem szybki wypad na spontanie przed Szklarska Poręba Parano za tydzień :D
ps. mijamy bikestatsową ekipę 

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Pieszo góry

ehh straciłem kesza - rozwalony :/

  • DST 14.32km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:57
  • VAVG 15.07km/h
  • Kalorie 776kcal
  • Podjazdy 422m
  • Sprzęt THE BLACK ONE
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 października 2015 | dodano: 08.10.2015

dostałem informacje, że mojego kesza może nie być, sprawdziłem, kesza brak. Rozwalony pień w którym był schowany. Cóż, czas na nowy pomysł. Sama jazda super. Szkoda, że się szybko ciemno robi, jesień w Książu jak zwykle piękna.


https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Mało czasu, szybkie rundki

Okraj czyli kebs, pot i łzy szczęscia

  • DST 91.50km
  • Czas 04:48
  • VAVG 19.06km/h
  • Kalorie 3322kcal
  • Podjazdy 1198m
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 października 2015 | dodano: 05.10.2015

...oj wiele. kebs, pot i łzy szczęścia.
Wycieczka zaplanowana z włoskim kolegą Daniello Kudlatti Marudo aka ostatni raz jadę z Tobą w góry.
Muszę przyznać kierunek dość niefortunny, chciałem skorzystać z pogody i jeszcze raz wjechać w góry, no dobra nie ostatni, Modre Sedlo musi wpaść w tym roku. Nie dziwie się, że Kudłatego zajechałem, nigdy w górach nie lubił jeździć dodatkowo mało jeździ i to jest różnica podstawowa między nami. Choć w sumie to ja w porównaniu do niektórych tutaj na blogu to mogę polerować szprychy jeśli chodzi o dystans roczny. Właściwie nasz cały wypadł to jedno wielkie jedzenie. Mieliśmy trzy cele, Okraj, Karpacz, Zakręt Śmierci. Skończyło się na hot dogu, obiedzie i kebsonie. Czas pozwolił tylko na zameldowaniu się na Okraju, a i tak zakręt śmierci był dla nas nie osiągalny, pomyliłem się bo myślałem, że jest on nad Jelenią Górą a jest gdzie jest, lekko nie po drodze. Wyjazd lekko opóźniony przez elektryka na budowie u kolegi. W Bolkowie trafiamy na wyścig kolarski o puchar burmistrza miasta, chwilę oglądamy i lecimy dalej. Wiatr wiał nam w paszcze, tutaj wymęczył się Kudłaty a ja nadawałem tempo za duże, myślami byłem już przy hot dogu na stacji w Kamiennej Górze. Sos amerykański zawsze spoko. Parę metrów dalej w dyskoncie spożywczym uzupełnianie płynów, jak zwykle nie obyło się bez miejscowej patologi, tym razem dwie wąsate panie i ich rozkminka na temat piwa. Powoli się zabieramy za podjazd, Daniello umiera, wraca jego zmora czyli skurcze. Odlicza tylko ile km zostało podjazdu. Wiernie mu towarzyszyłem ale ostatnie 500m ruszyłem w wyścigowym tempie na metę na szczycie. Kiedy podjechał, razem udaliśmy się do chatki czeskiej na posiłek. Moim zdaniem cena do porcji lekko przesadzona, ale przyznam, że było smacznie, jedzenie z takimi widokami ma swój urok. Czas na zjazd, mocno się poubieraliśmy. Oczywiście Daniello, król zjazdów zostawił mnie daleko w tyle, dodatkowo się zatrzymałem bo zapomniałem licznika przyczepić. Spotkaliśmy się ponownie przed zjazdem na Kowary, który pokonaliśmy już wspólnie. Miałem wtedy bardzo zły humor, co tu dużo pisać, poznałem pana Kleksa. Skracamy podróż do najazdu na Jelenią Górę. Pociąg mamy za godzinę więc zwiedzamy miasto i szukamy kebsona na drogę. Na początku niechętnie ale trafiamy na starówce na taką knajpę, nie wyglądała dobrze ale po dwóch rundkach po okolicy nie mieliśmy wyboru. Fajnie sobie pogadaliśmy w międzyczasie z właścicielem, ktoś parę metrów dalej i wyżej rozbija kilka szyb w mieszkaniu od wewnątrz. Szkło leci na ulice. Lecimy na stacje, mamy ponad 15 minut, kupujemy bilety, nie śpieszymy się. Na peronie okazuję się, że pociąg Kolei Dolnośląskich już stoi, zapakowany tak, że rowery tylko mogą stać w jednym z wejść. Początkowe stacje to walka z równowagą, ścisk i wcinanie kebaba. W pewnym momencie wyciągając widelcem kebsona wystrzelił mi sos na jakąś panią i głowę gościa. Typ się zawinął ja się zacieszam. Do Wc nawet nie ma co startować, nie da się przejść. Przypominamy sobie, że dziś ostatni dzień laby studenckiej i wszyscy zjeżdżają do Wrocławia, dodać do tego ładną pogodę i turystów i biedny szynobus pęka. Kolo Kudłatego na śmietniku siedzi fajna dziewczyna w legginsach, potem coś dla oka Kudłatego wpada na dalszych stacjach. Ogółem ciągle ktoś zahaczał o rowery, ciężko było wejść bo blokowały pół wejścia, ale podobno w innych wejściach sytuacja była gorsza. Następnie do składu wchodzi barry grylls wędkarstwa aka nie mam miejsca siedzącego to siądę na środku na plecaku bo reszta ma za dużo miejsca. Plecak mega wojskowy położony nie na sztorc bo po co, lepiej na płasko. Więcej zajmę miejsca. Ludzie się potykają a on nieugięty. Naprostował potem kolesia konduktor. Dalej wchodzą sokiści, ja ucinam sobie wesołą gadkę z konduktorem, nie każdy jednak potrafi brać całą sytuację w żartach. Agresywny mały okularnik ma problem do pani konduktor, nie umie zrozumieć, że to najdłuższy skład jakim KD dysponują, i moje ulubione proszę niech pani na mnie nie krzyczy a to on na nią krzyczy - hehe. Wchodzi jakiś inny konduktor, na dojazd, chyba śmierdzi bo dziewczyna obok odkręca się i stoi z głową spuszczoną w kącie. Zacieszamy się równo, przechodzimy w rozmowie na smsy bo między nami jest już zbyt wiele osób. Powoli do wyjścia szykuje się jakiś łysy, wcześniej miał szczęście, siedział. A więc zblokował przejście na w spółkę z naszymi rowerami, okazało się, że wychodzi na jeszcze następnej stacji, ludzi wchodzą, przeskakują koła rowerów bo obok leży jego długa torba, proponuje mu by dał mi ją pod nogi to ludzie sobie jakoś przejdą, nie będą deptać jego torby i popychać rowerów. Odpowiedział mi tylko, że to jego torba, haha no uśmiech zagościł mi na twarzy, turbodebil.  Kolejne stacje i kolejne problemy z wejściem nowych pasażerów. Boimy się dworca Wałbrzych Miasto ale na szczęście wiele osób tam wysiadło. Wychodzi rodzina, pierwsza matka, potem ojciec, który ją pyta, gdzie są dzieci, ona odpowiada nieważne, ja już nie wytrzymuję śmieje się na głos, po chwili pojawiają się dwa przytulone karakany. Kolejna stacja, stoją kolejni bikerzy, którzy dostają szybkim tekstem w twarz, z rowerami już nie wpuszczamy. Rzucamy z Danillo śmieszne teksty by się pośmiać i rozruszać towarzystwo. Nadchodzi nasza stacja a ja z rowerami po drugiej stronie wyjścia, będzie ciężko przerzucić rowery ale zobaczymy, wjazd na peron i ... szczęka opada nam, najwięcej ludzi w tym pełno dzieci kwiatów. Za naszych czasów rezerwowało się cały wagon na tak dużą grupę, nie wiem na co liczył opiekun tej grupy. Zostali na dworcu. My z pomocą konduktora, który krzyknął by ludzie się odsunęli jakoś wychodzimy, ludzie pomagają nam przenosić rowery. Ja mam duże problemy z kolanem, nie mogę nim zginać. Chwilę oglądamy to co się wyrabia na dworcu i spadamy. To była bardzo ciekawa podróż. Nie żałuję bo śmiałem się długo z tego całego dnia.

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/l...


Kategoria Dłuższe trasy

Bardo Śląskie i najpiękniejsza linia kolejowa

  • DST 12.88km
  • Czas 07:01
  • VAVG 32:41km/h
  • Kalorie 1404kcal
  • Podjazdy 784m
  • Aktywność Chodzenie
Sobota, 3 października 2015 | dodano: 20.10.2015

to był ciekawy weekend, taki śmieszny i relaksujący, że długo po niedzielnym rowerze w domu miałem uśmiech na ustach.
W sobotę mieliśmy w planach wyjazd do Barda a potem powrót najpiękniejszą linią kolejową w Polsce. Problem polegał na tym, że dzień wcześniej obchodziliśmy moje urodziny, mniej lub bardziej udanie. Późno poszliśmy spać, z rana kac morderca, nie wszyscy pojawili się na dworcu, zebrała się szóstka. Dojazd przynajmniej dla mnie był ciężki, sucho w przełyku, ogólne zmieszanie, plus plotłem coś trzy po trzy o dzieciach koleżanki. Bardo przywitało nas piękną pogodą, śmiechu co niemiara, byliśmy w Bazylice, przeszliśmy drogę różańcową oglądając ciekawe kapliczki, zahaczyliśmy o drogę krzyżową, byliśmy przy krzyżu na obrywie skalnym, także z rzeczy kościelnych jesteśmy 4 niedziele do przodu. Zrobiliśmy mega ognisko nad rzeką, każdy się objadł rożnymi rzeczami, byliśmy lepiej przygotowani wszyscy niż jak na niejeden grill, każdy się dzielił co miał w plecaku. Jestem jednego nepomuka i ok. 7 keszy do przodu. Podróż powrotna z pięknymi widokami, nawet Paweł się przestraszył gdy mu się przysnęło, otworzył oczy a tu przepaść. Szkoda, że nie przejechaliśmy całej trasy, tzn tunelu najdłuższego w Polsce i najbardziej rozpoznawalnego w Wałbrzychu wiaduktu, a to wszystko przez kręcone sceny kaskaderskie w Jedlinie Zdrój. Z Głuszycy mieliśmy komunikacje zastępczą, przeżyliśmy szybką jazdę autobusem, kierowca się śpieszył byśmy zdążyli na następny pociąg. Jechał jak szalony, wąskie drogi, na styk z innymi autami się mijał, niektóre auta w mieście zjeżdżały na bok, co się dziwić gość w mieście jechał ok. 90km/h. Ale osiągnął cel, udało nam się wejść do pociągu. Na drugi dzień zaklepałem z Kudłatym na rower, działo się ...

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Pieszo góry

Nowe szczyty, keszowo i znów złoty

  • DST 35.24km
  • Teren 14.50km
  • Czas 02:23
  • VAVG 14.79km/h
  • Kalorie 1919kcal
  • Podjazdy 924m
  • Sprzęt THE BLACK ONE
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 września 2015 | dodano: 30.09.2015

tym razem bez matuli atakuję na pociąg i kesze. Pierwszy zaraz za przejazdem o nazwie ... gold train, chwilę mi zajął ale gdy tylko włączyłem podpowiedź graficzną od razu zlokalizowałem miejsce ukrycia. Dalej jadę w stronę jeziorka Daisy, potem czerwonym odbijam na wałbrzyską strefę. Kiedyś się tutaj zgubiłem z Kaśką i zaliczyłem wolną glebę w błoto ale nie tym razem, teraz szlak lekko oczyszczony, pewnie zasługa pociągu. Kierunek Poniatów, Ptasia Kopa zaliczona więc czas na Lisi Kamień,

ciężki podjazd, pełno liści i jak się okazało brak formy, zjazd dalej szlakiem był wymagający, bałem się nim zjechać by sobie krzywdy nie zrobić. Sprowadziłem. Gdzieś w międzyczasie gubię schowane wcześniej okulary, najgorzej. Potem krążyłem po kolejne kesze, 
stara strzelnica milicyjna

i wały przeciwczołgowe

potem powrót już koło złotego wiaduktu i Książem w dół.

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/l...


Kategoria Mało czasu, szybkie rundki

z matulą poszukując złoty pociąg

  • DST 12.51km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 7.66km/h
  • Kalorie 1280kcal
  • Podjazdy 194m
  • Sprzęt THE BLACK ONE
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 września 2015 | dodano: 25.09.2015

... powrót z pracy milion opcji, Kudłaty nie może więc a od tak zagadałem do mamy czy jedzie zobaczyć nasz złoty pociąg :P, szedłem o zakład, że odpowiedź będzie negatywna. Mój błąd, jest chętna, chce to zobaczyć. Jedziemy, niestety nie obserwowałem zbytnio tematu od powrotu, w sumie wcześniej też nie, widziałem jedno zdjęcie w internecie na przejeździe kolejowym ostatnim w Lubiechowie, stojącą tam policje i blokady, okazało się, że to zupełnie nie tam. Albo powrót albo daję mamię wyzwanie i ból dupy z podjazdem z Lubiechowa do Mordoru w tle. Pytam jej, woli asfalt, tam ją "trzepie" po kamieniach. Ok, z przerwami ale podjechaliśmy, wróciliśmy nawet szybko przez Książ. Przyjemna wycieczka. Ale muszę jeździć szybciej bo  w takich jazdach to brzuszka nie zrzucę.
UPDATE: pociąg stoi na Szczawienku przy wiadukcie na strefie, dziś tam sobie przejadę. 

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Mało czasu, szybkie rundki

Czarnogóra - marszobieg po ostatni kesz

  • DST 16.90km
  • Czas 03:00
  • VAVG 10:39km/h
  • Kalorie 1342kcal
  • Podjazdy 662m
  • Aktywność Bieganie
Czwartek, 17 września 2015 | dodano: 25.09.2015

Jeden z ostatnich dni w Czarnogórze, musiałem iść w góry, niestety turystyka górska w tym kraju nie istnieje, więc cała podróż asfaltem byłą najważniejszą drogą przez góry, teraz otworzyli bezpieczniejszą drogę z płatnym tunelem. Wejście pod górę z Petrovac mogło zmęczyć ale nijak mają się te góry do tego co zastałem w Chorwacji. Piękne serpentyny i wschodzące nad górami słońce, morze spokoje i niekończące się. 
Przed miejscem ukrycia kesza, na poboczu, zobaczyłem ciekawą scenkę. Mianowicie, jakiś gość z Podgoricy wracał z porannej kąpieli w morzu (wnioskuje po ubraniu), opel kadet ledwo co po górę się toczył, wyminął mnie, a po stu metrach staje na poboczu. Wychodzi z auta wyraźnie zdenerwowany, zniesmaczony. Otwiera bagażnik z którego wyskakuje piesek, na widok pana szczęśliwy ale nie na długo, pancio wyciąga kijaszka i bije nim pieska, który ucieka w stronę skarpy. Gość na początku się nie przejął bo był zajęty wyciąganiem z bagażnika psiej "dwójeczki". Po chwili się przejął i nawoływał swojego pupila, który powrócił w końcu. 
Czyli był happy end. 
Ja tymczasem już wertowałem krzaki by znaleźć to po co przybyłem. W drogę powrotną zbiegałem, do domu wpadłem mega spocony, lało się ze mnie jeszcze długo, nawet przy śniadaniu, ale zimny browarek pomógł w tej sytuacji.


https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Pieszo góry, Czarnogóra 2015

Czarnogóra 2015 - Boka Kotorska

  • DST 4.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 60:00km/h
  • Aktywność Chodzenie
Środa, 16 września 2015 | dodano: 25.09.2015

Zwiedzamy zatokę, statkiem, rejs całkiem udany, widoki zacne lecz nie mogliśmy wpłynąć na pełne morze, za wysokie fale. Chciałbym zobaczyć zatokę z góry, z Lovcen, ale to może następnym razem. Pierwszy przystanek to Kotor, podobało mi się, już szykowałem się na wejście na mury obronne miasta, gdy nagle się okazało, że wycieczka tam nie przewiduje wejścia. Nic to, zawsze jest przecież wolny czas, i tu niestety też zawód na całej linii, dostaliśmy pół godziny. Na nic nie starczyło, nawet na szybkiego kesza, chwilę się pokręciliśmy i tyle z tego bardzo ciekawego i zabytkowego miasta.

Spieszyliśmy się na pokład, statek zabrał nas na świętą wyspę Czarnogórców - Wyspa Matki Boskiej na Skale. Wysepka utworzona sztucznie, podobno dwóch rybaków na małym wystającym kamieniu z wody, znaleźli obraz Matki Boskiej, oddali go jednak to Perastu, jednak obraz wrócił z powrotem na wysepkę. Sytuacja się powtórzyła, więc postanowiono tam utworzyć kościół, topiono tureckie statki i przyciągano wraki, tak powstała wyspa. Co tu dużo mówić, dla mnie miejsce nie było magiczne, już bardziej ciekawiła mnie prawdziwa wyspa obok. No ale co, znalazłem kesza, wpadłem do kościółka, kolejka do niego przeogromna, w środku pełno ikon, mało miejsca, pełno ruskich :P



Kolejna stacja - Herceg Novi, piękne miasto, ciągnęło się cały czas do góry, obdarzone w trzy fortece, ze względu na czas widzieliśmy tylko jedną od wewnątrz, dwie z zewnątrz gdzieś w oddali w górze. Wspaniałe place, alejki, fontanny i mury z których był piękny widok na cieśninę i zatokę. 

Znów pośpiech, zdążyłem zjeść hamburgera w fajnym miejscu, w Czarnogórze stawiają na duże bułki z dużym kotletem, gorzej z warzywami, u nas na odwrót. W porcie jeszcze na burka ze szpinakiem i serem oraz szybkie nurkowanie w morzu.

Tak jak wcześniej napisałem, do Budvy nie dopłynęliśmy przez wysokie fale, szkoda, wczuwam tu male kłamstwo ale luz, bez nerwów i spiny. Widzieliśmy różne twierdze pobudowane na brzegach należących do Chorwatów i Czarnogórców, z różnych okresów przerabianych obecnie na hotele, podobno nie były wykorzystywane nigdy do obrony. 

W zamian rejsu do Budvy i zwiedzenia jaskiń mieliśmy podróż do miasta Tivat. Władze tego miasta próbują zrobić tutaj drugie Monaco, jachty, przepych, bogactwo. Projekt nosi nazwę Port of Montenegro, nic szczególnego, parę drogich "kutrów", sklepów i kafejek, nic urzekającego, życzę im powodzenia. Idą po promenadzie zostałem poproszony o założenie koszulki, tyle lat robienia rzeźby i nie mogę się nią chwalić :P cóż za tupet pokazali ochroniarze z Tivat. 

Stąd pojechaliśmy już do Petrovac, na małe co nieco na plaży, sardynki, wino, szynka i muzyka.


Kategoria Czarnogóra 2015