king13kula prowadzi tutaj blog rowerowy

moja jazda

Czarnogóra 2015 - Budva wieczorem

  • DST 3.50km
  • Teren 3.50km
  • Czas 02:00
  • VAVG 34:17km/h
  • Aktywność Chodzenie
Niedziela, 13 września 2015 | dodano: 30.09.2015

Szybki niedzielny spacer wieczorkiem po Budvie. Dzięki zachodowi słońca mogliśmy podziwiać grę świateł w starym mieście. Obowiązkowo fota z symbolem miasta.

polecam miasto z przewodnikiem, parę keszy oczywiście wpadło, potem piwko na bulwarze, obsługa do bani, nastawiona na ruskich. Ogółem po raz kolejny przekonaliśmy się, że to miasto jest bardzo przeludnione. :P
https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Czarnogóra 2015

Czarnogóra 2015 - Rezevici Monestry

  • DST 7.80km
  • Teren 7.80km
  • Czas 01:26
  • VAVG 11:01km/h
  • Kalorie 600kcal
  • Podjazdy 378m
  • Aktywność Bieganie
Niedziela, 13 września 2015 | dodano: 25.09.2015

Mimo urlopu poranki zawsze zaczynałem o 6:30, już wyuczony czas wstawania. Miałem w planach pobiec do miejscowości obok, przez fajne tunele by wspiąć się do góry by zdobyć kesz przy klasztorze. Bez rozgrzewki przeleciałem przez promenadę mijać wielu entuzjastów ruchu na urlopie z rana. Pierwszy podbieg potężny ok 10 procentowy zniszczył moje łydki i mięśnie przy piszczelu, wszystko tak napięte, że ledwo co szedłem. Chwila rozciągania i jest możliwy lekki trucht po równym terenie przez fajne tunele na plaże, stąd już tylko droga w górę, ale nawet nie próbuję biec. Przewyższeń ok. 300 metrów. Na szczycie klasztor i szybki kesz. Widoki super. Do pensjonatu już biegnę cały czas bez problemu.

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/6...


Kategoria Czarnogóra 2015, Pieszo góry

Czarnogóra 2015 - Durmitor

  • DST 5.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 12:00km/h
  • Kalorie 376kcal
  • Podjazdy 178m
  • Aktywność Chodzenie
Piątek, 11 września 2015 | dodano: 30.09.2015

Wyjazd wcześnie rano, niestety mniej chodzenia więcej jeżdżenia autokarem z szalonym Zoranem jako przewodnikiem i jego świeżym kierowcą z tygodniowym stażem, po dwóch głębszych rakiji na odwagę. W tym miejscu należy zaznaczyć, że drogi są w miarę dobre, podobno jechaliśmy tymi najnowszymi, nie zmienia to faktu, że są dość kręte i niebezpieczne. Choć podobno był tylko jeden wypadek, gdzie rumuński autokar spadł w przepaść. Większość aut w kraju z lewej strony są przetarte, poobijane. Radzą nie wypożyczać auta tutaj osobą z małym doświadczeniem za kierownicą. Nasz kierowca przez większość trasy kierował jedną dłonią. Nawet się nie przestraszył gdy dwa razy inne auta szły nam mocno na czołówkę. Wyprzedzać to oni nie umieją, choć trzeba przyznać, że za dużo szans na drodze na to nie ma. Pogoda była świetna dopóki nie przejechaliśmy tunelu przed Zablijak, za tunelem byliśmy w chmurach, na postoju gdzie miał być wspaniały widok na szczyty zobaczyliśmy ... niebo, po kilkunastu minutach lekko się odsłoniły góry ale zdjęcia tego nie oddają - chyba jak zawsze.
Jedynym spacerem była podróż do Czarnego Jeziora, odpowiednik naszego Morskiego Oka. Piękne góry wokół, piękny kolor jeziora w którym można się kąpać. Postanowiłem, że okrążę je sobie, w szybkim spacerze. Ania wolała nie ryzykować i została na miejscu, bała się że niestarczy nam czasu. Zdążyłem, można powiedzieć, że polizałem Durmitor, krocząc u jego podstawy, wspinając się gdzieniegdzie po skałach robiąc zdjęcia jak nawiedzony skośnooki. Prawie podjęliśmy jednego kesza, znaleźliśmy miejsce ukrycia, ale obok stała pani ze swoim straganem wiec tylko fota, nie można na przypale tam szukać pojemnika. 

Kolejnym etapem podróży był most na rzece Tara, bombardują mnie telefony z Polski, Ania rozmyśla się z pomysłu przejażdżki na tyrolce, ja nawet o tym nie myślałem. Kanion jest podobno drugim na świecie, wiadomo za jakim. Następnie zjeżdżamy autokarem w dół rzeki, podziwiamy jej kolor i ściany kanionu. Okazało się, że Czarnogóry zrobili tunele w tych skałach i przez cały kraj idzie tu trasa kolejowa. Wariaci, podobno budowali trasę 20 lat i jest fajny filmik na YT z tego przedsięwzięcia. (niestety nie możemy go znaleźć)


Następna stacja - Klasztor Moraca, fak, jakbym wiedział to bym spisał sobie kesza, no nic zwiedzamy klasztor, ja środek, Ania toalety :) potem dołącza do mnie. W środku pełno ikon, tak byłem zaciekawiony, zapatrzony, że obok siebie w odległości paru kroków nie dostrzegłem młodego zakonnika przyglądającemu się mi i stojącego w bezruchu. Przestraszyłem się, miał długą brodę, zapuszczają na podobieństwo Chrystusa (to fakt a nie moja teoria). Po chwili dają nam przeżegnać się przy relikwiach ręki św. Charłampa, od razu przypominam sobie świetną książkę w tym temacie U.Eco "Baudolino", która rzuca światło jak to powstawały te relikwie - hehe. Zwiedzamy kanion rzeki Morac, też przepiękny i wielki. W pewnym momencie stajemy przy samej skarpie na mały postój i zdjęcia. Było strasznie, ludzie krzyczeli by kierowca tu nie stawał i jechał dalej. Wracamy do Petrovac, w stolicy - Podgoricy przez środek drogi przebiega stado koni.  Mijamy ponownie graniczne z Albanią Jezioro Szkoderskie. Wycieczka pełna wrażeń, chciałbym tam pochodzić po tych górach kiedyś.


Kategoria Czarnogóra 2015, Pieszo góry

Czarnogóra 2015 - zwiad

  • DST 8.87km
  • Teren 8.87km
  • Czas 03:00
  • VAVG 20:17km/h
  • Kalorie 738kcal
  • Podjazdy 78m
  • Aktywność Chodzenie
Czwartek, 10 września 2015 | dodano: 30.09.2015

Wstęp
Wreszcie wyczekiwany urlop, w miejscu, które chciałem odwiedzić bardzo mocno, choć jak się potem okazało, oczarowany aż tak mocno nie jestem jak myślałem, że będę w porównaniu do Chorwacji. 
W 28 godzin przemieściliśmy się z Wrocławia do Petrovac, spokojnej mieściny 18km od Budvy, gdzie początkowo mieliśmy pokoje ale biuro turystyczne na dwa tygodnie przed wyjazdem poinformowało nas, że nie dogadali się właścicielami, dali nam za to w cenie starej do wyboru dwa droższe pensjonaty do wyboru, jeden w Budvie, drugi właśnie w Petrovac. Ja chciałem Budve, jednak Ania przekonała mnie do pięknego pensjonatu w Petrovac i spokojnej mieściny, bez zgiełku i tylu świateł, dziękuje jej za to bardzo. Miasteczko znane z kręcenia w nim kilku scen do Casino Royal, zamieszkane przez ponad tysiąc osób, z tego 56% to Czarnogórcy a 41% to Serbowie. Prawdopodobnie w sezonie jest więcej turystów niż mieszkańców :P
Samo Petrovac bardzo się rozwinęło turystycznie, stwierdziliśmy to na podstawie zdjęć z lat 30 XX wieku zamieszczonych na korytarzach naszego pensjonatu.
Widoki piękne, plaże wspaniałe, brak kamieni jak w Chorwacji, zamiast tego mamy do czynienia ze zmielonymi kamyczkami, przypominającymi bardziej piasek. Woda czyściutka, wielokrotnie pływamy z ławicami ryb, podziwiamy moreny czy meduzy. 

Co mnie urzekło w Czarnogórze:
1. Jedzenie - jednak wykupiliśmy jedzenie, mimo zamówienia aneksu kuchennego, dowiedziałem się, że gotują Czarnogórcy a ja chciałem zawsze posmakować kuchni tubylców, nie tak jak w Chorwacji, że gotowali Niemcy, a ptuu :P
Potrawy były pyszne, tłuste i duże porcje, jeszcze miesiąc i bym dobił do 100kg masy ciała. Z rana obowiązkowo serbski omlet, jajka na nich pomidor z cebulą a na to posypany jakiś zjawiskowy ser biały, popołudniu zupa na bazie mięsa, tłusta - 3 chochle, potem drugie danie, różności z grilla, obowiązkowo ryba, surówki, zawsze deser w postaci arbuza, lodów bądź ciasta. Raz dostałem dokładkę to się turlałem po mieście, palce lizać. 
2. Durmitor - piękne góry, opisane później na blogu.
3. Pensjonat - piękny, z wielkim tarasem na górze, gdzie czasami siedzieliśmy z rumem po nocy lub się opalaliśmy a na końcu wycieczki wzięliśmy prysznic. Pokój super, zawsze świeże ręczniki i co jakiś czas zmieniana pościel. Tv a w nim oczywiście eurobasket, to uzależnienie ale jak tylko mogłem to zerkałem na każdy mecz puszczany. Niby nic a jednak - wi-fi - sieć działała bez zarzutów, nie musieliśmy szukać po mieście internetu jak w Chorwacji.

Czego jednak zabrakło:
1. Szlaków górskich - tubylcy nie widzą jeszcze w tym potencjału, w Chorwacji zaraz za miastem kilka szlaków się pojawiło, tutaj tylko jeden ale już bardzo wysoko w górach, przy szosie. Zabrakło mi tego, tej przygody górskiej, co prawda ciężko byłoby powtórzyć wycieczkę z masywu Biokovo, bo same góry niższe i bezpieczniejsze ale osiągnięcie choć jednego szczytu byłoby dla mnie satysfakcjonujące.
2. Piwa - w Czarnogórze jest tylko jeden browar, z miasta Niskicko, tak też browar się nazywał, reszta to import piw: z Serbii - LEV, z Czech - KOZEL, Słowenii - LASKO, niewiarygodne, że nie było żadnego przedstawiciela od sąsiedniej Chorwacji. Jednak muszę przyznać, że piwo Niksicko było bardzo smaczne.
3. Kultury tubylców - niestety Czarnogóry mocno różnią się od Chorwatów. Prócz paru wyjątków jak nasi kelnerzy z restauracji. Może to dlatego, że tu dużo Serbów, a oni nie są uznawani za miłych ludzi. Dodatkowo to społeczeństwo biedne, żyjące tylko z turystyki i swoich wyrobów. Ale niewybaczalne dla mnie jest ich sposób bycia, zazwyczaj leniwi i niechlujni. Zaczynając od pierwszego przymiotnika, mają własne mistrzostwa w lenistwie. Idąc spać przy łóżku stawiają sobie krzesło, by po przebudzeniu, mogli na nie usiąść i odpocząć. Podobno Jezus na krzyżu, powiedział do nich, by nic nie robili i czekali na jego przyjście, a oni wzięli jego słowa głęboko do serca i nic nie robią. Gorsza sprawa z ich niechlujstwem, widząc chłopaka idącego do pracy wrzucającego peta do morza, gdzie za dosłownie trzy kroki skręcał i miał śmietnik było dla mnie zadziwiającym widokiem, jak on mógł. Ale tego było pełno, główne szlaki między plażami pełne śmieci i zawsze pełne śmietniki, w tunelach śmiecie albo w rowach pełno śmieci, a ich sprzątacze ulic byli bardzo niestaranni. Biło mi to w oczy, może i są biedni ale nie zdają sobie sprawy, że tak naprawdę mieszkają w raju. Zima podobno u nich na wybrzeżu nie istnieje. Ale najlepszy motyw to sklep na naszej ulicy, przez cały pobyt nasz i Bóg wie ile jeszcze przed i po nas, na zewnątrz marketu stało kilka palet wody i coli na słońcu gdzie w cieniu było po 35 stopni, niewiarygodne. 
Wycieczka
Przywitała nas dość chłodna pogoda, czasami pokropiło czy też popadało, był to dobry wstęp do mocnych późniejszych upałów. Postanowiliśmy, że pochodzimy sobie po okolicznych plażach, jest ich właściwie 4, do reszty plaż i miejscowości nie ma dojścia pieszego przy wybrzeżu, tylko asfalt lub łajba. I tak najpierw lecimy przez plaże główną w mieście do plaży za tunelami w Rezivici, północ od miasta a potem lecimy na południe miasta na plaże Lucice (najmniejsza i najbardziej klimatyczna) aż do największej Bulijarice, to miasto podejrzewam w najbliższej przyszłości się znacznie powiększy, jest tam sporo miejsca dla nowych pensjonatów a plaża w 1/3 zagospodarowana. W powrocie wchodzimy na górę z krzyżem, dzielącą Lucice od Petrovac, gdzie obserwujemy czerwony zachód słońca.


https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/5...


Kategoria Czarnogóra 2015

w upale, na przypale do srającego chłopka

  • DST 45.48km
  • Czas 01:58
  • VAVG 23.13km/h
  • Kalorie 764kcal
  • Podjazdy 232m
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 sierpnia 2015 | dodano: 01.09.2015

fajnie, że udało się zgrać z chłopakami. Chroniczny brak czasu nie pozwala mi na jazdę czy grę w kosza. Muszę dużo rzeczy ogarnąć, przed wyjazdem. Do tego nauka na rozmowy i samotna walka w pracy. 
ale jest upalna niedziela, podziwiamy w akcji Kudłatego niebieskiego rumaka, przecina równo. Cel srający chłopek, koło Świdnicy. Gdy nagle przejeżdżamy kolejne wiochy i nie było odbicia a zakłady świdnickie się zbliżały już byliśmy zrezygnowani. Przez przypadek na skrzyżowaniu wybrałem drogę do oczyszczali, która okazała się drogą bez przejazdu ale przynajmniej natrafiliśmy na chłopka. Parę zdjęć, postój w cieniu, zebrany kesz i lecimy do domu się ochłodzić. i zjeść coś porządnego z grilla, po weselu we Wrocku mało co jadłem, więc kręcenie dalsze nie miało większego sensu.




https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/l...


Kategoria Mało czasu, szybkie rundki

targaj balla w Szczawnie

  • DST 21.94km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 19.36km/h
  • Kalorie 793kcal
  • Podjazdy 253m
  • Sprzęt THE BLACK ONE
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 sierpnia 2015 | dodano: 01.09.2015

coś tam pograć ale zapomniałem wyłączyć edmunda więc sobie leciał :P

https://www.endomondo.com/users/6771062/workouts/5...




Kategoria Mało czasu, szybkie rundki

Rudawy z Pawłem K.

  • DST 15.39km
  • Czas 06:13
  • VAVG 24:14km/h
  • Kalorie 1289kcal
  • Podjazdy 1017m
  • Aktywność Chodzenie
Piątek, 14 sierpnia 2015 | dodano: 17.08.2015

wyprawa czysty spontan.
Miałem akurat urlop w piątek za sobotę, postanowiłem że nie będę jeździł na rowerze ale może pochodzę po górach, pomyślałem o Pawle, może też ma wolne, akurat trafiłem, szybko ustaliliśmy plan podróży, mieliśmy ograniczony czas bo wieczorem byliśmy oboje zaproszeni na te same urodziny. Rano wyjazd pociągiem, testuje nowy plecaczek za 10 zł  :P Odwiedzamy sklep, zakupujemy prowiant, który na wstępie do lasu smakujemy. Trasa taka jak zawsze, pierw Zamek Bolczów, Śnieżka ledwo widoczna mimo żaru z nieba. Zdobywamy kesza na skałach - Grób Kapelana z pobliskiego zamku. Potem Piec i Sokolik. Chwilę się nasiedzieliśmy na dworcu, aż prawie przegapiliśmy swój pociąg, na bosaka, bez koszulki wchodzę do pociągu, cały spocony, zlany potem, klima w pociągu nie działa, jest ciężko ale jakoś dotarliśmy.



http://app.endomondo.com/workouts/581426989/677106...


Kategoria Pieszo góry

Targaj balla - Szczawno Zdrój

  • DST 21.62km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 19.08km/h
  • Kalorie 829kcal
  • Podjazdy 224m
  • Sprzęt THE BLACK ONE
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 sierpnia 2015 | dodano: 17.08.2015

pierwszy rower po wyprawie i pierwsze granie.
Ciężko się jechało i też grało, liczne skurcze łydek ale tak się robi formę na sezon.
Coś za długo grałem i lekko się ściemniło, powrót w lesie nocą, było tak ciemno, że bym prawie znajomą potrącił, która biegała z koleżankami. Zapomniałem w ogóle o zakazie wstępu do lasu :D
http://app.endomondo.com/workouts/581015591/677106...


Kategoria Mało czasu, szybkie rundki

Keszowe Niechorze z samego rana

  • DST 3.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 30:00km/h
  • Aktywność Chodzenie
Niedziela, 9 sierpnia 2015 | dodano: 17.08.2015

Z samego ranka budzę się by wyprostować kości, za oknem lekko pochmurno, martwię się, że z popołudniowej kąpieli nici. Towarzysze śpią w najlepsze, ubieram się i idę na polowanie. Pierwszy wpada przy latarni, schodzą z niej nad brzeg oślepia mnie słońce - może nie będzie jednak tak źle. Woda w morzu marzenie, była cieplejsza niż popołudniu, szkoda że nie miałem ręcznika. Idę na molo, wiatr dalej dąsa a fale rozbijają się o brzeg, gdzieniegdzie ludzie rozbijają już swoje parawany, spryciarze. Wychodzę gdzieś obok pomnika obrońców Niechorza, tu łapię drugiego. Powoli muszę się wracać do pokoju, o 9 musimy się wynieść a trzeba ogarnąć pokój, reszta powinna już nie spać, budzik ustawiłem na 8. Na placu foki zbieram trzeciego a przy starych budynkach osadniczych - czwartego. Szkoda, że brak czasu, bo kesze fajne wpadają szybko i pokazują konkretne miejsca. Wracając do kwatery przez przypadek wszedłem do czyjegoś pokoju obok - hehe. Ale nie miał nikt z tym problemu. Wróciłem a cała ferajna dalej w śnie, musiałem obudzić towarzystwo. 
Popołudniu już typowy relaks przy pięknych falach Bałtyku, w sumie to jest najfajniejsze w tym morzu, super się bawiliśmy z każdą kolejną nadchodzącą falą.

http://app.endomondo.com/workouts/580054151/677106...


Kategoria Nad Bałtyk 2015

Wyprawa nad morze - dzień III

  • DST 196.70km
  • Czas 07:56
  • VAVG 24.79km/h
  • Kalorie 6905kcal
  • Podjazdy 1171m
  • Sprzęt Bestia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 sierpnia 2015 | dodano: 17.08.2015

Dzień III Drezdenko - Niechorze

Wcześnie wstajemy, jest chyba parę minut po 6. Poranek zapowiada piękny słoneczny dzień, przywitaliśmy go na balkonie wciskając dżemor i parówki. Wyprane stroje są jeszcze wilgotne, milo przez chwile się w nich jechało.

Zebraliśmy się, rozmyślając czy damy rade usiedzieć na rowerze, poszliśmy do garażu po rowery. Po chwili biliśmy już na nich, może nie z uśmiechem na twarzy ale już nastawieni na szybki finisz dzisiejszego dnia nad morzem, to była moja motywacja bynajmniej. Kilometry w milczeniu wpadają nawet szybko, nawet się nie obejrzeliśmy a już byliśmy w Dobiegniewie - naszym teoretycznym wczorajszym noclegu. Choszczno osiągamy jeszcze przed wielkimi żarem, robimy dwa krótkie postoje pod dwoma marketami. Jak zwykle przyjmujemy cukry i uzupełniamy wodę. W Suchaniu lekko się gubimy, dodatkowo Zielo zagotowuje :) po chwilowym krążeniu i szukaniu asfaltu kierujemy się we właściwym, północnym kierunku. Żar z nieba ustąpił silnym podmuchom wiatru, z północy na południe, dla nas paszczowiatr, jak się okazało do samego końca. Musieliśmy wkładać o wiele więcej siły, zjazdy nie były przyjemne, wiatr tak hulał, że nie mogliśmy się rozpędzić. Już lepiej było podjeżdżać bo przynajmniej pagórki zatrzymywały wiatr. Właśnie, nie wiem czy to efekt zmęczenia ale jakoś wydawało mi się, że na tym ostatnim etapie było dużo wzniesień i przewyższeń co by potwierdzały dane z endomondo ale nie wiem na ile mogę w nie wierzyć. Ok godziny 13 na 95km dzisiejszej podróży rozglądamy się za sklepem, następuje kryzys, a miejscówka obok sklepu zachęca na mały odpoczynek. Woda + ciekawe kanapki, hehe muszę je opisać, Zielu miał typowego fishamaka - przekrojona bułka z dwoma kotletami rybnymi. Ja typowy ... no właśnie, ciężko to nazwać, przekrojona bułka z dwoma kiełbasami. Zastanawiamy się wspólnie jak kijowo jest mieszkać tak daleko od morza, gór brak, jak żyć :) Popiliśmy to piwkiem, rozłożyliśmy ręczniki i pod drzewem spędziliśmy kilkadziesiąt minut. Wdaliśmy się w rozmowę z miejscową starszyzną, my bronki, oni nalewki pod baldachimem, co kto woli. Próbowali nam wytłumaczyć drogę nad morze ale coś się gubili w myślach - "patałachy" jak sami na siebie wołali. Niechętnie ruszamy dalej, prawdopodobnie zasnęlibyśmy na dobre gdyby nie zamknięty sklep, przerwa w pracy skutecznie nagromadziła tłum na ławce obok i przez siatkę dokładnie słyszeliśmy ich rozmowy, które nas wybudziły. Jechaliśmy strasznie powoli, wiatr hulał w najlepsze a asfalt był bardzo złej jakości, powoli pogoda zaczynała się zmieniać, słońce schowało się za chmurami. Trzymamy się głównych dróg, czasami dajemy sobie zmiany ale razem stwierdzamy, że morale podupadło, dużo sił nie zostało w baku. Na 130 km robimy wjazd do Wierzbięcina, byłem potwornie zmęczony, znów ratujemy się kolą i izotonikami. Głowy położone na blacie ławki, wzrok w podłogę wskazywały na kolejny kryzys, ciężko było przekonać Ziela byśmy się już zbierali, dodatkowo wynikła mała sprzeczka odnośnie drogi, którą mamy jechać, Zielu chciał uniknąć trójkątów i jechać przez niezbadane drogi skracając nieco drogę. Jakoś go przekonałem byśmy trzymali się pewnych tras, kilometr więcej nas nie zbawi. 
Dojeżdżamy słabym asfaltem na koniec Żabowa, doskonale pamiętam ten odcinek trasy z google street view, Przejazd kolejowy po lewej a my w prawo. Strasznie ruchliwa droga, zmieniamy się co jakiś czas, uśmiech najpierw mi a potem Zielowi schodzi z twarzy. Dojeżdżamy do Płot, nasza podróż jest już bardzo bliska ukończeniu, ok. 40km do morza ale znów mocno pod wiatr, robi się nawet chłodno, zanosi się na deszcz. Następnym przystankiem są Gryfice, bardzo nalegałem na przystanek bo straciłem czucie w lewej stopie. Zatrzymujemy się na stacji gdzie Zielu w międzyczasie korzysta z Wc. W tym samym momencie nadchodzi deszcz. Odpoczynek staje się dłuższy, jest jeszcze ślisko gdy się zbieramy, 30 km już czuć bryzę z nad morza. Dziewczyny z pensjonatu obserwują nas na Endomondo, mają słodką niespodziankę dla nas ale my mamy jeszcze z godzinę jazdy przed sobą. W Karnicach o mało co bym nas nie wepchnął w nie tą drogę co trzeba, Zielo był na szczęście czujny, małe spojrzenie na mapę w komie i wiemy, że praktycznie Lędzin będzie naszą ostatnią miejscowością przed osiągnięciem celu. Widać już nawet latarnie morską, Zielu nawet zażartował, że teraz nie schodzimy poniżej średniej 30km/h. Zgodziłem się chętnie, tym bardziej że nie miałem na liczniku takiego wyniku, więc dopóki nie osiągnę tego wyniku, to nie będę jechać poniżej. Taka gra słowna. Ostatni postój na małe siku i końcówka, robimy zdjęcia pamiątkowe przy wjeździe.

Myślimy o tym czy nie podjechać gdzieś by dobić do 200km dziś ale pomysł po paru metrach myśl ta odchodzi w zapomnienie, nie ma już chęci, każdy licznik pokazuję inne wyniki, wolę już coś zjeść niż robić dodatkowych 5km. Dobra decyzja, bo dziewczyny stały już przy bramie. Miło było zobaczyć ich uśmiechy, to jednak przez dużą część podróży była motywacja, zrelaksować się na plaży z najbliższą osobą, gdyby nie ten wiatr dojechalibyśmy szybciej ale cóż ważne że cali i zdrowi jesteśmy na miejscu. Po zjedzeniu przepysznego gofra napchanego na maxa owocami, myjemy się i zabieramy na plaże, zachodu słońca nie zobaczymy przez chmury ale posiedzimy przy grillu i piwku. Okazało się, że można przejechać 500km bez właściwie żadnych strat, ból ramienia ustał, nie mieliśmy żadnego defektu, choć w mieście kiedy już padało późnym wieczorem, poślizgnąłem się na schodach w moich japonkach wychodząc ze sklepu. Moja mała się śmiała wraz z inną panią, podobno ratowałem nie siebie, a piwa, które miałem w kangurku. Lekko poobijany wstałem i poszedłem spać, dobrze że nic sobie z kręgosłupem nie zrobiłem o kant schodów.

Podsumowanie
Wypad super, po prostu spełnienie marzeń i przekroczenie swoich granic, jeszcze nie dawno nie miałem żadnej wyprawy ponad 200km, dziś mam niemal trzy takie wyczyny pod ten dystans, z tego dwa pod rząd nad morze. Jedyne czego żałuję to czas, czas który nas gonił, chętnie poznałbym bliżej uroki miejsc przez, które mieliśmy przyjemność przejechać. Wielki hart ducha, wytrwałości, silnej woli by dalej kręcić, jak sam Zielu przyznał dopiero w miejscowości Dobra uwierzył, że damy radę, ja cały czas w to wierzyłem, nie wiedziałem tylko ile nam to zajmie, jechałem od miejscowości do miejscowości wiedząc, że za każdym razem zmniejsza się odległość do celu. 
W sumie nasz największy w życiu przejazd mimo jakiś tam większych lub mniejszych schorzeń zrobiliśmy w prawdopodobnie najgorętszy weekend w roku (prawdopodobnie bo ten ma być jeszcze gorętszy). Ale lepiej, że było słońce niż mielibyśmy jechać w deszczu. Czas spędzony nad morzem był piękny, mimo iż był to właściwie niepełny dzień, bo już nazajutrz wyjechaliśmy autem do domu. Teraz musieliśmy stawić czoła nowemu wyzwaniu, mianowicie skurczom, bólom mięśni i zakwasom. Największy problem miałem z tym w poniedziałek w pracy ale już po paru dniach problem znikł. 



Dane z mojego licznika
Przejechanych - 514 km
Czas jazdy - 19:38 h
Średnia prędkość - 26,17

Dane z licznika Ziela (najbardziej prawdopodobne)
Przejechanych - 497 km
Czas jazdy - 19:30 h
Średnia prędkość - 25,75

http://app.endomondo.com/workouts/577267075/677106...








Kategoria Dłuższe trasy, Nad Bałtyk 2015